Kto by pomyślał, że zaledwie rok po utrzymaniu się w najwyższej klasie rozgrywkowej Burnley będzie w stanie powalczyć o europejskie puchary. Po 17 kolejkach piłkarze Seana Dyche zajmują szóste miejsce w tabeli Premier League i wygląda na to, że nie zamierzają zwalniać tempa.
Burnley prezentuje się dobrze zarówno na swoim stadionie, jak i na wyjeździe. Pokazuje to, że drużyna ta jest w stanie sprawić niespodzianki nawet w delegacji. W następnej kolejce zmierzą się z Brighton, zważywszy na słabszą ostatnio dyspozycję beniaminka, nie powinno być to trudne zadanie. Co więcej, zajmujący kolejno czwarte i piąte miejsce Tottenham i Liverpool mają przed sobą ciężkie spotkania wyjazdowe (Tottenham mierzy się na Etihad Stadium z Manchesterem City, a Liverpool na Vitality Stadium z Bournemouth). Czyżby to mały klub z Lancashire miał zakończyć rundę wiosenną na miejscu gwarantującym grę w Lidze Mistrzów?
Wszystko jest możliwe, jednakże trener The Clarets ma chłodną głowę. Odpowiadając na pytania dziennikarzy mówił:
„Zdajemy sobie sprawę ze swojej pozycji w ligowej tabeli. Nie zamierzamy jednak lekceważyć przeciwnika, bo wychodząc na murawę wszystko się może zdarzyć. To, co się teraz dzieje będzie dużym doświadczeniem dla moich piłkarzy, którego brakuje, kiedy spojrzymy na inne czołowe ekipy”.
Burnley nie pójdzie w ślady Leicester z sezonu 2015/2016, kiedy to sięgali po tytuł mistrzowski, ponieważ Obywatele są poza zasięgiem reszty ekip, jednakże miejsce gwarantujące udział w europejskich pucharach jest dla nich jak najbardziej osiągalne. Pewne przysłowie mówi: „Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”. Wpadka Kogutów oraz The Reds sprawi, że Burnley wskoczy jeszcze wyżej?
Odpowiedź już w ten weekend.
Źródło: FourFourTwo
Autor: Damian Hinca