Środkowy obrońca Arsenalu chce zostać w Udinese! Jest tam obecnie wypożyczony

W rozmowie z „La Gazzetta dello Sport” Pablo Mari powiedział, że chce zostać na dłużej w Udinese Calcio.

Pablo Mari jest zawodnikiem Arsenalu Londyn. Na Emirates Stadium przyszedł 29 stycznia 2020 roku na zasadzie półrocznego wypożyczenia z Flamengo, a potem został wykupiony przez zespół „Kanonierów” z brazylijskiego zespołu za 6 milionów euro.

W ekipie z Londynu ostatnio nie mógł liczyć na regularne występy, ponieważ szkoleniowiec Mikel Arteta wolał stawiać w obronie na innych graczy. Zawodnik zdecydował się zimą tego roku na tymczasowy transfer do Udinese Calcio. Przedstawiciele klubu z Premier League nie mieli nic przeciwko takiemu ruchowi.

Hiszpańskiemu defensorowi spodobało się w ekipie popularnych „Zebr”, ponieważ zaczął więcej grać. W barwach włoskiego klubu jak na razie rozegrał 8 spotkań w Serie A.

W rozmowie ze słynnym dziennikiem „La Gazzetta dello Sport” powiedział, że chciałby zostać na dłużej w tej drużynie. Mari czuje się bardzo dobrze w ekipie ze Stadio Friuli.

– Chciałbym zostać w Serie A w przyszłym sezonie. Mam kontrakt do czerwca 2024 roku z Arsenalem Londyn, ale jestem bardzo szczęśliwy w Udinese Calcio – przyznał Mari w wywiadzie udzielonym włoskiej gazecie, cytowany przez Fabrizio Romano na Twitterze.

Hiszpan jest wypożyczony do Udinese Calcio bez opcji wykupu, więc po zakończeniu sezonu włodarze obu zespołów będą musieli usiąść do negocjacji i wtedy wyjaśni się przyszłość doświadczonego 28-latka. Za transfer definitywny „Bianconeri” musieliby zapłacić co najmniej 5 milionów euro. Na tyle aktualnie Mari jest wyceniany przez znany portal „Transfermarkt”.

W przeszłości Mary występował również w barwach takich zespołów jak Gimnàstic Tarragona, Real Mallorca B, Deportivo La Coruna, Breda, Manchester City oraz Girona.

Udinese Calcio aktualnie znajduje się na trzynastym miejscu w tabeli włoskiej ekstraklasy z dorobkiem 36 punktów na koncie, a Arsenal Londyn jest na piątym miejscu w Premier League i ma 54 oczka.

Źródło: La Gazzetta dello Sport, Fabrizio Romano