Angulo, Angulo gdzieś ty tyle czasu był? – sobota w Ekstraklasie

    Angulo – piłkarz, który jako pierwszy w tym sezonie zanotował hat-tricka. A dzięki niemu jego Górnik Zabrze ograł kolejnego z faworytów. I wszyscy się zastanawiają, gdzie taki piłkarz był przez te wszystkie lata? Dlaczego Legia wolała zastąpić Nikolicia Necidem, skoro w Zabrzu mieli taką bramkostrzelną maszynę? Co do Legii, to wreszcie udało im się wygrać w lidze. Zapraszam na relację z sobotnich meczów.

    Męczarnie Legii, ale jest ich pierwsze zwycięstwo

    W najlepszej lidze świata nigdy nie jest łatwo. Tutaj beniaminkowie, debiutanci i wiele innych, teoretycznie słabszych ekip, potrafi napsuć wiele krwi o wiele mocniejszym zespołom. Tym razem do Warszawy nie przyjechała odważnie nastawiona w ataku Termalica czy Arka Gdynia, które potrafiły swego czasu zaskoczyć warszawiaków, a Sandecja Nowy Sącz, która posiada istny mur do bramki. Tym razem "Wojskowi" zdołali się dwa razy przebić przez ten mur, choć sztuka ta nie była łatwa. Przynajmniej przez długi czas. Po pierwszej połowie wynik, który już nas lekko do siebie przyzwyczaił. 0:0. Ale za to dowiedzieliśmy się z pierwszej połowy kilku rzeczy. Że z Pasquato będą ludzie. Że Gliwa jest w formie. Że Grzegorz Baran zachował się tak, jak wskazuje jego nazwisko i zasłużenie wyleciał z boiska za faul na Kopczyńskim. Z początku można było mieć wątpliwości co do tej sytuacji, zwłaszcza, że mecz prowadził arbiter z Warszawy (co było szeroko komentowane na różnych forach internetowych), ale sędziemu Kwiatkowskiemu trzeba przyznać rację. Wyprostowana noga Barana mogła skończyć się nawet kontuzją dla młodego zawodnika Mistrza Polski. Po przerwie Legia starała się kontynuować swoją ofensywną grę. Sandecja, z racji tego też, że grała w osłabieniu, murowała swoją bramkę. Lecz nawet oni potrafili od czasu do czasu zaatakować, czego najlepszym przykładem jest strzał Piszczka na początku drugiej połowy. Kiedy minuty mijały, trener Jacek Magiera coraz bardziej się niecierpliwił, obgryzając wszystkie paznokcie oraz szukając rozwiązania na uniknięcie kompromitacji, jaką byłby dla legionistów remis z Sandecja, grającą w 10. Do głowy przyszedł mu Hamalainen. I był to strzał w dziesiątkę. Fin wszedł, wywalczył piłkę, strzelił z ponad 20 metrów na bramkę Michała Gliwy płaskim strzałem, a futbolówka zatrzepotała w siatce. Gol, prowadzenie Legii od 70 minuty, u Sandecji załamanie, bo jednak ekipa beniaminka dzielnie broniła dostępu do bramki. O tym ile wniósł były zawodnik Lecha do gry Legii niech świadczy także ostatnia akcja meczu, kiedy to dobrym przerzutem obsłuż Kucharczyka. A ten? Pognał z połowy boiska na bramkę rywali, w polu karnym oszukał zmęczonych Kubrana i Szufryna jak dzieci z akademii i strzałem z dosyć ostrego kąta pokonał Michała Gliwę. Tym samym Sandecja zakończyła w tym meczu swoją passę bez straconej bramki w tym sezonie, ale też dopiero teraz przegrała mecz, a biorąc pod uwagę rywala, z jakim się mierzyli oraz fakt grania w 10 – nie jest to wstyd. Tymczasem Legia niech się modli o podobny wynik w środę. Bo 2:0 z Astaną będzie o wiele lepiej smakować niż 2:0 z Sandecją.

     

    Trzy razy Angulo!

    O meczach Górnika w tym sezonie, przynajmniej do tej pory, nie można byłoby powiedzieć że są nudne. Inaczej byłby to grzech przeciwko prawdzie. Ale czym byłyby te mecze zabrzan bez tego znakomitego Hiszpana, Igora Angulo. Który jak na razie jest fenomenem pierwszy trzech kolejek. Przed meczem można było mówić o pojedynku dwóch Hiszpanów – wspomnianego Angulo oraz o zawodniku Wisły Carlitosie. Obydwaj stanowili o sile ofensywnej w dwóch pierwszych spotkaniach obydwu drużyn. Tymczasem mieliśmy w tym meczu trochę odmienny pojedynek hiszpański – Angulo vs Gonzalez. O defensorze Wisły jedyne co można dobrego powiedzieć, to o jego strzale z początku spotkania, który skończył się na poprzeczce bramki Loski. Potem wyraźnie gubił się w pojedynkach z Igorem Angulo. A ten grał jak natchniony poprzednimi meczami i szukał kolejnych. Ale długo przyszło mu na nią poczekać, zważając jakie wcześniej miał okazje, jakie też dostawał prezenty od rywali, w tym od Gonzaleza. Ale ta sztuka udała mu się w 38 minucie. Kurzawa świetnie operował piłką na 20 metrze i miał dobrą pozycję do strzału. Zrezygnował, podał piłkę do Angulo. I być możę to była bardzo dobra decyzja. Hiszpan z ostrego konta zdołał posłać piłkę w boczną siatkę bramki strzeżonej przez Cuestę. Trzeci mecz pod rząd z golem. Po przerwie Wiśle udało się wyrównać. Dobrze zachował się Brlek, który przechwycił piłkę, oddał ją Małeckiemu. Pomocnik "Białej Gwiazdy" postanowił odegrać ją na skrzydło do wbiegającego Sadloka, który mógł i powinien był mieć asystę na swoim koncie, ale Wojtkowskiemu zabrało kilku centymetrów. Na jego szczęście piłka odbiła się od słupka, lecąc wzdłuż linii znalazła się przy Boguskim, który strzelił chyba najłatwiejszego gola w swej karierze. Ale z remisu długo cieszyć się nie mogli. Rzut rożny + Angulo + plecy Gonzaleza = gol. Piłka odbita od pleców defensora Wisły zmyliła jego kolegę na bramce i znalazła się w bramce. Ale Cuesta bardziej może być zły na swego partnera z obrony w kolejnej akcji. Gonzalez i Brlek zaczęli się bawić piłką po wyrzucie z autu dosłownie tak, jakby dalej myśleli, że są na treningu. Angulo skrzętnie to wykorzystał. Przejął piłkę, nie dopuścił by opuściła ona linię boiska, wszedł w pole karne i z zimną krwią umieścił futbolówkę po raz trzeci tego wieczoru w bramce gości. Hat-trick! A Gonzalez stał i się patrzył jak zaczarowany. Wisła szukała kontaktu, ale odnalazła go za późno bo dopiero w 86 minucie. Wtedy dobrą piłkę wrzucił Małecki, a Jakub Bartosz główką posłał ją obok bezradnego w tej akcji Loski. 3:2. Piękny mecz, dużo emocji i Angulo z 6 bramkami plasuje się jako lider klasyfikacji strzelców. 

     

    Fot. Pressfocus

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj

    Zobacz również

    Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.