Arsene Wenger jest skończony. Formalnie dalej będzie prowadził Arsenal, jednak tylko na papierze. Drużyna już dawno straciła wolę walki i jakąkolwiek duszę.
Wenger będzie istniał w Arsenalu co najmniej do końca tego sezonu. Ale tam nie ma już życia. Odeszło i nie wróci, przynajmniej do momentu, w którym Francuz złoży rezygnację z funkcji trenera. Wszyscy sądzili, że przenosiny Henrikha Mkhitaryana i Pierre-Emerick Aubameyanga mogą być kluczowe w transformacji Kanonierów. Niestety, nie ma wobec nich żadnego planu i ich potencjał na nic się przydaje. Ta drużyna nie żyje, kibice żądają natychmiastowego zwolnienia trenera, na Twitterze hashtag #WengerOut zwiększył się do niebotycznej liczby. Arsène, skończ i wstydu oszczędź!
CZYTAJ TAKŻE: KIBICE WISŁY PŁOCK NAGRODZENI!
Arsenal robi co może, współpraca z Raulem Sanllehi, Svenem Mislintat i Hussem Fahmy na poziomie scoutingu nie przyniosła rezultatów. Władze The Gunners muszą być chorzy na presbiopię, gdyż problem tkwi na ławce trenerskiej. Największą ironią jest to, że Wenger zasługuje na olbrzymi szacunek, gdyż wpisał się złotymi literami w kronice Arsenalu. Sprowadził Henry'ego, który stał się legendą w londyńskim zespole, napisał niesamowitą historię razem z "The Invincibles". Ale to Wenger jest odpowiedzialny za obecny niewyobrażalny upadek.
Czwartkowa porażka z Manchesterem City (0:3) nie oznacza momentalnego końca ery Wengera, jednak jest to widoczny znak, że pewien etap w Arsenalu będzie miała swój finisz.
Kanonierzy mogą już zapomnieć o miejscu w TOP4, nie z taką grą. Czy Wenger pójdzie drogą, którą rok temu przetarł Mourinho? Portugalczyk rzucił ligę, zamiast tego skupił się na rozgrywkach Ligi Europy, opłacało się. Orły Wengera mogą mieć trudniej, w 1/8 finału trafili na bardzo silny A.C Milan. Skoro niedawno męczyli z Ostersunds, dadzą radę Mediolańczykom? Można polemizować.
Wenger już się nie podniesie, nie będzie wielkiego happy endu. Musi dograć ten sezon, jechać na oparach. Co będzie dalej?