Coraz częstsze doniesienia mediów z całego świata o rzekomych przenosinach Krzysztofa Piątka do Realu Madryt powodują, że przypominana jest saga transferowa z udziałem Roberta Lewandowskiego, dla którego Santiago Bernabeu było marzeniem.
19 goli we Włoszech, z czego wiele z nich bardzo ważnych, poza tym same pianie z zachwytu, od północy po południe – tak można opisać pierwsze pół roku Krzysztofa Piątka w Genoi. Polak, co nie było regułą, znakomicie odnalazł się w realiach Serie A, pokazując chociażby Dawidowi Kownackiemu czy Mariuszowi Stępińskiemu, jak świetnie można reprezentować nasz kraj w jednej z najsilniejszych lig świata.
Nie minęły nawet dwa pierwsze miesiące tego sezonu, a Piątek znalazł się na ustach całej Europy. Jego debiut i cztery gole w pucharowym meczu przeciwko Lecce to był dopiero początek. Właściwie z dnia na dzień mówiono, że w Genoi to on za długo nie pogra, bo zaraz zgłoszą się po niego najwięksi potentaci na Starym Kontynencie. Tak w istocie było.
Milan, Juventus, Napoli, a nawet Barcelona – nie, to nie lista zespołów, które zagrają w 1/8 finału Ligi Mistrzów. To też nie spis klubów, które chciałyby widzieć u siebie Williana, Jadona Sancho czy Szymona Żurkowskiego. To też nie zespoły, które w 2018 roku zanotowały największe przychody z tytułu reklam (chociaż kto wie?). Sześć miesięcy temu wydawałoby się to żartem, ale to giganci, którzy chcą u siebie widzieć wychowanka Lechii Dzierżoniów. To jednak nie wszystko.
Na horyzoncie pojawiła się chyba najbardziej rozgoryczająca nasz naród informacja, wedle której Polak miałby zagrać w Realu Madryt. Nie Lewandowski, nie Szczęsny, nie Krychowiak. To Krzysztof Piątek. Ten, który w momencie transferu z Cracovii do Genoi miał wieszczone zapadnięcie się w czeluściach mocno defensywnej włoskiej piłki, a w konsekwencji rychły powrót na polskie boiska, ewentualnie wschodnie krańce Europy.
>>> CZYTAJ NA FOOTBAR: KURTUŁA, KIEDYŚ TO BYŁO..
Jakkolwiek to brzmi, informacje te są jednym z głównych tematów dzienników, zarówno we Włoszech, jak i Hiszpanii. Borykający się ze sporymi problemami Real chce mieć u siebie Piątka, który miałby okazać się antidotum na niemoc strzelecką napastników Królewskich w tym sezonie. Jakby tego było mało, we wczorajszym meczu przeciwko Realowi Betis kontuzji palca doznał Karim Benzema, co w połączeniu z otwartym okienkiem transferowym może doprowadzić do długo wyczekiwanych przez polskich kibiców przenosin rodaka na Santiago Bernabeu.
Powinniśmy się cieszyć z takiego rozwoju wypadków, prawda? Nawet jeśli do transferu nie dojdzie, to sama kandydatura Piątka do roli napastnika trzykrotnego z rzędu triumfatora Ligi Mistrzów pozwala czuć dumę, nie? Oczywiście, że tak. Są jednak malkontenci, którzy szukają dziury w całym i sieją zamęt tam, gdzie tego zamętu absolutnie być nie musi. Co więcej, w swoich wyznaniach podają nazwisko naszej, nie ma co ukrywać, największej gwiazdy, a więc Roberta Lewandowskiego.
Romans napastnika Bayernu z Realem był gorący i trwał przez kilka okienek transferowych. Jedni wieszczyli mu rychły transfer po zmianie agenta – z Cezarego Kucharskiego na Piniego Zahaviego, inni odkładali to w czasie do momentu, gdy wygaśnie jego umowa z Bawarczykami. Moment ten jednak już minął i mało prawdopodobne, aby kiedykolwiek mogło dojść do takiego transferu. Powód jest prosty – Lewandowski znakomicie czuje się w Monachium, jest tam ustawiony, ma pozycję lidera zespołu i jasny cel, jakim jest triumf w Lidze Mistrzów.
Co z tego, skoro według wielu i tak dostanie po tyłku, jeśli Krzysztof Piątek przejdzie do Realu Madryt. Przecież po takim transferze Lewy automatycznie zostanie zdyskwalifikowany ze swoich wszystkich osiągnięć, stanie się źródłem szyderczych żartów. Nie będą miały znaczenia jego dokonania, bo przecież jego o siedem lat młodszy kolega niewyobrażalnie rozwinie swoją karierę. Lewandowski nie trafił do Madrytu, a zatem jest przegrany. Jak się okazuje, zapewne nieświadomie Królewscy stali się wyznacznikiem wartości piłkarza i jego klasy, dokonać czy talentu. Nie przechodzisz do Realu = jesteś ,,przegrywem”.
I żeby nie było – absolutnie nie stoję tu w obronie kogokolwiek, to nie o to chodzi. Chodzi o pokazanie mentalności Polaków, którzy mając okazję na radość z powodu potencjalnego sukcesu piłkarza, zamiast się z tego cieszyć, wolą wyciągnąć z kieszeni pamiętnik i otworzyć na kartce, której tytuł to ,,Lewy zostaje w Bayernie”. Życzmy obu zawodnikom osiągania swoich celów, zrobienia jak największej kariery (zwłaszcza Piątkowi, Lewemu już chyba nie trzeba) i spełnienia marzeń. Trzymajmy kciuki, zamiast wyciągać z brudy z przeszłości, których stworzeniem w dużej mierze zajmowały się media.
Umówmy się – Piątek to nie Lewandowski. Tak jest i się z tym nie dyskutuje. Być może dzierżoniowianin osiągnie podobny poziom, co jego starszy kolega, ale póki co pozostaje nam jedno – obserwować, jak rozwinie się jego kariera.
Fot. Pressfocus