Duńczyk mówi o wypadku, w którym zginął Vichai Srivaddhanaprabha.
Pod koniec października doszło do olbrzymiej tragedii w pobliżu King Power Stadium. Zaraz po starcie z murawy tego obiektu rozbił się helikopter, na pokładzie którego znajdował się między innymi ówczesny właściciel Leicester City, Vichai Srivaddhanaprabha. Jednym ze świadków tych dramatycznych wydarzeń był Kasper Schmeichel. Bramkarz drużyny Lisów w rozmowie z dziennikarzem Sky Sports News opowiedział, jak to wszystko wyglądało z jego perspektywy.
– Znajdowałem się obok stadionu wraz ze swoją rodziną. Pomachaliśmy w stronę helikoptera, gdy ten odlatywał. W pewnym momencie dało się zauważyć, że nie wszystko jest w porządku. Później usłyszeliśmy wielki huk. Pobiegłem w tamtym kierunku. Zacząłem krzyczeć do ludzi, żeby wezwali policję. Razem z jednym ochroniarzem próbowaliśmy pomóc – tłumaczył.
– Maszyna stanęła w płomieniach i po chwili zdaliśmy sobie sprawę, że tak naprawdę nie możemy nic zrobić. To przerażające uczucie. Wiesz, że dzieje się coś strasznego, ale nie jesteś w stanie pomóc osobie, która jest tobie bardzo bliska – kontynuował doświadczony golkiper.
Kasper Schmeichel barw brytyjskiego zespołu broni od blisko ośmiu lat. Przez ten czas zdążył zbudować bardzo dobre relacje z tragicznie zmarłym Tajlandczykiem. – Zawsze czułem jego wsparcie. To typ właściciela, o którym możesz tylko marzyć – podsumował 32-latek.
Źródło: Sky Sports News
fot. pressfocus