Praca trenera jest bardzo krucha i łatwo można stracić swoją posadę. Jak się okazuje można dowiedzieć się o niej w bardzo absurdalny sposób!
Ściernisko
Widok, jaki zastał Iffy Onuora, nowy selekcjoner Etiopii w marcu 2011 roku, wchodząc na treningowy obiekt kadry, daleki był od zachodnich standardów. – Poprowadzono mnie i piłkarzy przez krzaki, co już wzbudziło moje obawy – wspomina były napastnik Huddersfield, Swindon czy Gillingham. – Wyszliśmy na otwarty teren, a prowadzący nas panowie powiedzieli: „jesteśmy na miejscu”. Rozejrzałem się i zastanowiłem: „czy tylko ja widzę pasące się na środku boiska krowy?” Musieliśmy usunąć je z placu gry przed rozpoczęciem treningu, to było szaleństwo.
Gdy Etiopia przegrała 0:4 z Nigerią w eliminacjach mundialu, Iffy został zwolniony za swoje komentarze. – Nic mi nie wiadomo o chociaż jednym wykorzystywanym do treningu boisku, na których można znaleźć krowy – ripostował rzecznik prasowy federacji, Melaku Ayele. Onoura przynajmniej znalazł pozytywny punkt widzenia. Rok później wydał zbiór wspomnień z czasu spędzonego w Etiopii, zatytułowany wymownie „There are cows on the pitch, they think it’s all over… it is now!”
Cuchnący temat
469 Anglików, którzy oglądali w BBC mecz pomiędzy Hiszpanią a Nigerią w Pucharze Konfederacji w 2013 roku, zostało nagrodzonych za swój wybór w przerwie spotkania. – Właśnie w tym momencie, gdy jesteśmy na antenie, Gus Poyet dowiedział się, że Brighton & Hove Albion rozwiązało z nim umowę – powiedział prowadzący audycję Mark Chapman, zerkając na siedzącego po jego lewej… Gusa Poyeta. – Dowiedziałeś się o tym od członka naszej ekipy technicznej, który wydrukował i przekazał ci oświadczenie klubu.
Powiedzenie, że były pomocnik Chelsea i Tottenhamu był nieco urażony, byłoby eufemizmem. – BBC ma materiał na świetną historię, prawda? – odparł Urugwajczyk. – Nie dostałem żadnej wiadomości, odkąd tu jestem. Żadnego telefonu, ani esemesa. Nic.
Problem narastał odkąd „Mewy” przegrały półfinał play-offów Championship z Crystal Palace. Poyet wysłał e-mail członkom drużyny i pracownikom Brighton po porażce 0:2 w rewanżu, w którym skrytykował klub za przygotowanie dla 28 tysięcy fanów papierowych grzechotek oraz szukając winowajcy odpowiedzialnego za rozsmarowanie odchodów w szatni gości przed spotkaniem. Cuchnąca sprawa.
Rossi: wstrząśnięty i zmieszany
Strach może być dobrym narzędziem pracy trenera. Jak głosi popularna teoria, piłkarze będą biegać szybciej i pracować ciężej, jeśli będą obawiali się reakcji trenera na niedostateczne zaangażowanie.
Prowadzący Fiorentinę Delio Rossi zbyt dosłownie stosował się do tej metody. W maju 2012 roku „Viola” na 32 minuty przed końcem przegrywała 0:2 z już zdegradowaną Novarą w nic nieznaczącym meczu Serie A. Delio nie przyjął dobrze sarkastycznych oklasków ze strony ściąganego z boiska Adema Ljajicia. Włoch rzucił się na siadającego na ławce zawodnika i tylko szybka reakcja sztabu szkoleniowego sprawiła, że jego prawy sierpowy nie sięgnął celu.
Prezes Fiorentiny, Andrea Della Valle zwolnił szkoleniowca zaraz po ostatnim gwizdku, a sam Ljajić wyglądał na poważnie wstrząśniętego. – Moje zachowanie było godne pożałowania, ale zrozumiałe. – powiedział Rossi. – Nie jestem święty, ale nigdy nikogo nie uderzyłem, nawet swoich dzieci. – No cóż, to znakomicie!
„Dodzwonił się do nas Cihan z zarządu klubu – Cihan…?”
Piłkarskie audycje radiowe z telefonami od fanów to dosyć osobliwy temat – godziny czasu antenowego i opowiadań o pasji oraz zaangażowaniu, z których niewiele wynika. Gdy Saban Yildrim, trener Sakaryasporu, zgodził się na wzięcie udziału w takiej audycji w 2011 roku, spodziewał się zapewne kilku złych kibiców na linii. W najgorszym wypadku. Ale zamiast tego, dzień tamten okazał się dla niego… dniem sądu, gdy do studia dodzwonił się członek zarządu, Cihan Yildiran. I nie bawiąc się w zbędne ceregiele oznajmił na wizji: – Saban upokorzył nasz klub, dlatego zostaje zwolniony ze skutkiem natychmiastowym – powiedział. Zarówno szkoleniowiec, a także prowadzący program starali się wybrnąć z tej sytuacji. Jak się domyślacie, nie byli jednak stanie zrobić tego w zbyt zręczny sposób…
Deja vu
Historia Rogera Sikhakhane’a w znajdującym się w Port Elizabeth Chippa United jest naprawdę zagmatwana. Przedstawiając ją w skrócie, pochodzący z RPA trener miał w ciągu trzech lat był czterokrotnie zatrudniany przez klub, za każdym razem będąc niedługo potem zwalnianym przez zarząd, z którym zdawał się toczyć nieustanną wojnę.
Po jego drugim zwolnieniu nazwał ich nawet rasistami. – Nie podobało im się, że wygrywaliśmy, więc próbowali nas sabotować – twierdził. – Nie wierzyli w czarnych trenerów. Zaoferowano mi posadę skauta, ale gdy jesteś szkoleniowcem, taka propozycja to obraza – podkreślał. Wszystko skończyło się chaotycznie w 2015 roku: Sikhakhane został wyrzucony za rzekomy „odór alkoholu”, który u niego wyczuto – mimo że przedstawiciele zarządy przyznali, że nie mają dowodu. – To oszczerstwa– mówił Roger. – Ile już razy ratowałem ten zespół?.
Klub zapłacił mu sowite odszkodowanie, a sam zainteresowany odszedł do Thanda Royal Zulu FC, gdzie wytrwał całe półtora roku.
„Ale dziś są moje urodziny”
Nawet jeśli już od jakiegoś czasu urodziny kojarzą ci się z kolejnym rokiem bliżej śmierci, a nie okazją do świętowania, otrzymanie wypowiedzenia zamiast kartki od cioci to już wyższy poziom przygnębienia.
Takiej historii doświadczył Trevor Francis, zwolniony przez Crystal Palace dokładnie w swoje 49. urodziny w kwietniu 2003 roku. – Po usłyszeniu nowiny siedział jedynie cicho i powiedział: „Ale dziś są moje urodziny” – wspomina w swojej autobiografii Simon Jordan, były prezes „Orłów”. – Odpowiedziałem zatem: „Życzę ci dużo szczęścia, Trev! I wręczyłem mu wypowiedzenie.
Jubilat udał się na boisko treningowe, aby przekazać wiadomość. – Cóż chłopaki, zostałem zwolniony. – westchnął Francis. – Udanych wakacji.
I pomyśleć, że kilka dni wcześniej Palace rozbiło na wyjeździe Grimsby 4:1.
„Przestańcie nazywać mnie wariatem! Przy okazji, widzieliście mój strój wrony?”
Nawet jak na standardy często zmieniających pracę brazylijskich trenerów, biedny Lisca ma za sobą kilkanaście ciężkich miesięcy. Marzec 2016: „odpalony” przez Cearę. Wrzesień 2016: zwolniony przez Joinville. Grudzień 2016: zwolniony przez Internacional po pierwszym spadku z ligi w 108-letniej historii klubu. Wrzesień 2017: zwolniony z Parany po szarpaninie z asystentem… Że co?!
Prezes Parany, Leonardo Oliveira stwierdził, że w takiej okoliczności żadna linia obrony nie pomoże 45-letniemu Lisce, który miał zaatakować członka sztabu szkoleniowego. Stało się niedługo po tym, jak trener powiedział lokalnym mediom: „Przestańcie nazywać mnie wariatem. Doprowadza mnie to do szału”.
Dokładniej rzecz biorąc, zirytował go sposób, w jaki dziennikarze przedstawili jego obietnicę, że założy strój klubowej maskotki (niebieska wrona, jeśli musicie wiedzieć) i wskoczy do rzeki w przypadku awansu Parany. Biorąc pod uwagę, że to Brazylia, w której trenerska karuzela kręci się jeszcze żwawiej niż w Polsce, nie powinno nikogo dziwić, że Lisca w międzyczasie zdążył trafić już do Guarani.
Bułgarski bumerang
Kącik plotkarski – pamiętacie, gdy Pamela Anderson ponownie wyszła za byłego męża Ricka, sześć lat po rozwodzie, a następnie złożyła papiery o ustalenie separacji, by potem błagać sędziego o jej odwołanie, ponieważ tak bardzo się kochają… i znów się rozwieść?
Temperamentny Canko Cwetanow miał dosyć podobną relację z bułgarskim właścicielem Etaru – Feyzim Ilhanlim. Dzięki temu, jakimś cudem mógł zostać zwolnionym trzykrotnie… w ciągu jednego sezonu.
Pierwsze zwolnienie nadeszło w sierpniu 2012 roku po porażce z Beroe Stata Zagorą w bułgarskiej ekstraklasie, ale zostało wycofane po protestach fanów. Miesiąc później Ilhanli ponownie wręczył trenerowi wypowiedzenie, lecz fani po raz kolejny wstawili się za Cwetankowem. Trzeci i ostatni akt nastąpił po kolejnym miesiącu, kiedy to dyrektor wykonawczy oskarżył go o ustawianie meczów – zarzut szybko został wycofany. Dodajmy, że Canko jest obecnie asystentem trenera Astany w Kazachstanie.
Kozak w necie…
Logowanie na Facebooku każdego poranka może być koszmarem: kolega z liceum, którego nie widziałeś od lat, wrzuca 1587. zdjęcie swojego dziecka, a współpracownik zapisujący się na amatorski triatlon i wrzuca posty przekonujące cię, że jesteś zwycięzcą…
Pomyślcie jednak, że to pestka w porównaniu z byłym trenerem Driny Zvornik, Vladiciem Petroviciem, który zalogował się do serwisu pewnego wrześniowego dnia w 2015 roku, spodziewając się fali filmików z kotkami i memów, a zamiast tego dowiedział się, że bośniacki klub… ogłosił jego zwolnienie na oficjalnym fanpejdżu.
Trzeba przyznać, że Petrović zareagował z godnością. Zamiast wylewać swoje żale i nadużywać „zdenerwowanych” emotikonek, skomentował oświadczenie słowami „Dzięki za informację”, a następnie polubił komentarz fana głoszący: „Najwyższy czas”. Sprawa rozeszła się viralowo w sporej części wschodniej Europy. – To było dosyć śmieszne – twierdzi. – Nie wiedziałem, że mój komentarz zdobędzie tyle polubień.
Na trenerskiej karuzeli bez zmian
Wszyscy wiemy, jak działa trenerska karuzela, ale David Stride nie miał nawet szansy, aby na dobre rozpocząć jazdę, zanim został z niej wyrzucony. W momencie, gdy obejmował grającą w Southern League Division One South&West ekipę Bashley w trakcie przedsezonowych przygotowań w 2015 roku, drużynie już wiodło się źle – w pierwszych czterech sparingach nie udało jej się nawet strzelić gola.
Po zaledwie 40 dniach (i dwóch porażkach) Stride został wyrzucony. – Podjęliśmy trudną decyzję o wprowadzeniu zmian – wybąkał prezes Tim Allan. Stride podejrzewał, że tuż po jego zatrudnieniu Allan wypatrzył jego następcę, Steve’a Rileya. – Czekali dwa tygodnie z poinformowaniem mnie o ich decyzji, mimo że mieli kogoś na oku dużo wcześniej – narzeka Stride. – Gwarantowano mi spokojne warunki do pracy przez cały sezon.
Były obrońca Chelsea i Millwall odszedł jednak w błyskotliwym stylu, rzucając na odejściu: – To absolutny nonsens. W całym świecie futbolu nie ma tyle niedorzeczności, co w tej sytuacji – skwitował.
Jozo rusza na melanż
Wszyscy to znamy. Zbliżają się zimowe ferie, więc potrzebujesz nieco procentów, które pomogą ci przygotować się na długi weekend. Więc wskakujesz do szatni, bierzesz czyjś portfel i korzystasz z jego karty, kupując 36 litrów Jagermeistera za 450 funtów.
Jednak nie? W takim razie to normalka tylko dla Jozo Gaspara, byłego trenera Precka Zagrzeb. Były pomocnik Dinama Zagrzeb został zarejestrowany na nagraniach kamer przemysłowych w kwietniu 2013 roku, próbując zapłacić za ziołowy trunek kartą wyciągniętą z torby zawodnika NK Sparty Elektra, która dzieli obiekty treningowe z Precko. Policja wiedziała o tym „genialnym” planie już w momencie, gdy zgłoszono kradzież karty. Gaspar został aresztowany niedługo później, gdy w innym sklepie próbował skupić kolejne 10 litrów.
Na jego zwolnienie nie trzeba było długo czekać. I dopiero wtedy mający jeden występ w kadrze, 45-letni obecnie, Chorwat potrzebował drinka…
„Jesteś zwolniony. Aha, dziennikarze już czekają!”
Strata pracy to nic przyjemnego – chyba że jesteś inwestującym bankierem, którego pensja pozwoliła wcześniej na kupno domu, wyspy na Karaibach, a może nawet broni w ilości, aby dokonać zamachu stanu.
Większość z nas jest szarymi śmiertelnikami, więc po otrzymaniu wypowiedzenia zbieramy z biurka nasze rzeczy i udajemy się prosto do drzwi wyjściowych. Lecz Carl Fletcher musiał jeszcze wziąć udział w pomeczowej konferencji prasowej w Nowy Rok 2013, mimo że właściciel Plymouth Argyle, James Brent dopiero co poinformował go o zwolnieniu. – Brent właśnie dał mi znać, że dzisiejszy mecz był moim ostatnim, więc oto jestem przed wami, zwolniony – rozpaczał były pomocnik West Hamu, Crystal Palace i Agyle po porażce klubu 1:2 z Bristol Rovers w League Two.
W tym momencie zalał się łzami. – Wolę być osobą, która próbuje i zawodzi niż taką, która nawet nie próbuje – dodał.
Najgorszy kac po awansie
Jorn Andersen doświadczył czegoś niezwykłego: zwolnienia w trakcie przygotowań do sezonu po tym, jak właśnie wywalczył z klubem awans. Norweg wydawał się odpowiednim kandydatem na wejście w buty Jurgena Kloppa, przejmując jego obowiązki w Mainz latem 2008 roku, a jego drużyna ustąpiła w 2. Bundeslidze jedynie Freiburgowi w jego pierwszym sezonie w klubie, awansując tym samym do niemieckiej elity. Ale w trakcie przygotować do sezonu w 1. Bundeslidze, Jorn nie doszedł do porozumienia z zarządem w sprawie płac. – Wyjaśniliśmy mu, na czym polega filozofia klubu – powiedział prezes Mainz, Harald Strutz. – Doszliśmy do wniosku, że rozbieżność zdań uniemożliwia dalszą współpracę – kontrował Jorn.
Były norweski napastnik został zwolniony zaledwie sześć dni przed startem sezonu, a zły los nie odpuścił mu w kolejnym klubie, greckiej Larissie. Wściekli fani obrzucili go na jednym ze spotkań kamieniami i jogurtem. Wytrzymał tylko 24 dni i uznał, że czas poszukać spokojniejszej posady. Został więc… selekcjonerem kadry Korei Północnej.
„Zwalniamy cię. Gratulacje z okazji awansu”
Jackie McNamara, legenda Celtiku i Szkocji, może śmiało uznać, że przeżył więcej niż przeciętny trener: pewnego razu napisał nawet scenariusz sitcomu o tematyce piłkarskiej, który nazywał się „The Therapy Room”.
Mimo to, jak każdy szkoleniowiec, także i on musi mierzyć się z tymi samymi trudami, a jego doświadczenie z York City było w tym wypadku dosyć dziwne.
Po objęciu grającego wtedy w League Two klubu w listopadzie 2015 roku, kiepska forma poskutkowała spadkiem z ligi. W październiku 2016, po porażce 1:6 z okupującym ostatnią lokatę Guiseley, York znalazło się na 20. miejscu i wszyscy byli zgodni, że McNamara musi odejść, jednak miał zostać do czasu znalezienia następcy.
Ale gdy ogłoszono, że następnym trenerem zostanie Gary Mills, McNamara usłyszał, że awansował na pozycję dyrektora sportowego. – Jackie skupi się na operacyjnych aspektach klubu, ze szczególną uwagą poświęconą rozwojowi strategii komunikacyjnej, zarządzaniem administracją, akademią, fundacją i reklamą – głosiło oświadczenie.
Czyżby materiał na kolejny sitkom?
Wyskokowy selekcjoner
Wąsaty niczym Władysław Kozakiewicz i z tendencją do ekspresywnej mimiki, Christoph Daum jest jedną z najbardziej charakterystycznych niemieckich osobowości. W 1992 roku zapisał się on w świadomości Anglików jako „Christoph Dumb” (z ang. Christoph Głupi) po tym, jak w starciu przeciwko Leeds w Pucharze Europy wystawił do składu Stuttgartu nieuprawnionego zawodnika. Ale trzeba przyznać, że ma też na koncie sukcesy, chociażby z Bayerem Leverkusen. W 2000 roku doszedł do porozumienia z niemiecką federacją i miał zostać następcą Rudiego Vollera na stanowisku selekcjonera „Die Mannschaft”.
Wtedy niemieckie tabloidy zaczęły węszyć wokół jego osoby, a efektem były zarzuty o to, że Daum brał udział w napędzanych kokainą orgiach. Sam zainteresowany dostarczył kilka swoich włosów do testów, a gdy ich wynik na obecność narkotyku okazał się pozytywny… Daum stwierdził, że to nie jego. Mając w perspektywie odsiadkę w więzieniu, niedoszły selekcjoner przyznał się jednak do winy, tracąc pracę, której nawet nie zaczął. Voller pozostał na stanowisku, doprowadzając drużynę do wicemistrzostwa świata w 2002 roku. Daum natomiast był jeszcze selekcjonerem kadry Rumunii, gdzie również popadł w konflikt z tamtejszą prasę, twierdząc, że poziom gazet sprawia, że najlepiej nadadzą się do „zawijania w nie ryb”.
Mistrzostwo albo kamieniołomy
Donaldzie Trumpie, ostrzegamy: gniew Kim Dzong Una może być straszliwy. Nawet ameba spodziewałaby się, że Korea Północna przegra wszystkie trzy mecze fazy grupowej mistrzostw świata w 2014 roku, zwłaszcza mając za rywali Brazylię, Portugalię i Wybrzeże Kości Słoniowej. Ale wysiłek i osiągnięcia selekcjonera Kim Dzong-Huna nie były wystarczające w oczach następcy „Drogiego Wodza”, Kim Dzong Ila.
Oskarżony po porażce 0:7 z Portugalią o zdradę Kim Dzong Hun został wezwany na sześciogodzinne publiczne spotkanie z ministrem sportu Korei Północnej, w trakcie którego był poniżany przed 400-osobowym zgromadzeniem. Zawodnicy zostali wezwani, aby otwarcie skrytykować swojego trenera, który następnie stracił członkostwo w Partii i skazany na ciężkie roboty w Pjongjangu.
– Biorąc pod uwagę ogromne nadzieje, że Korea Północna zdobędzie mistrzostwo świata, rząd mógł ukarać reprezentację dużo surowiej niż tylko reprymendą – powiedziano lokalnej prasie. Zapewne w przypadku porażki z Islandią zawodnicy i trenerzy zostaliby przywiązani do głowic nuklearnych…
Niezwłocznie poinformowany
Chichester City prowadzili 2:1 w drugiej połowie meczu Sussex Charity Cup przeciwko lokalnemu rywalowi, Redhill, w październiku 2010 roku, gdy zadzwonił telefon szkolewniowca Marka Poultona. Dzwonił jeden z dyrektorów klubu, Gary Walker, więc trener pomyślał, że będzie lepiej, jeśli odbierze.
– Przeprosił mnie za to, że mi przeszkadza, po czym oznajmił, że jestem zwolniony – powiedział z niedowierzaniem Poulton po końcowym gwizdku. – Odkąd objąłem tę posadę, w klubie działo się naprawdę mnóstwo i obawiałem się, że tak to się może skończyć. To najbardziej nieprofesjonalna i chaotyczna organizacja, z którą miałem kiedykolwiek do czynienia. Pracują tu ludzie, którym nie zależy na dobru klubu, lecz na toczeniu swoich prywatnych wojen – podsumował.
Mark pozostał na ławce do końca meczu z szacunku do zawodników. Jeden z nich, Nathan Paxton, został zawieziony do szpitala ze złamaną szczęką, kością policzkową, nosem po zderzeniu z bramkarzem Redhill. Chichester przegrało 2:4, ale myśli Poultona musiały już krążyć wokół zupełnie innych spraw…
„A może frytki do tego?”
Gdy trzeba zwolnić trenera, większość prezesów chce to zrobić na osobności, twarzą w twarz – zawołać ich do swojego biura, a następnie przekazać wiadomość. Lecz czegoś zupełnie innego doświadczył w grającym w niższych ligach szkockich Cowdenbeath Peter Cormack, który został wezwany do przydrożnej burgerowni w okolicach Forth Bridge.
Dwukrotny zwycięzca mistrzostwa Anglii z Liverpoolem jako zawodnik, a także były menadżer Anorthosisu Famagusta i reprezentacji Botswany, Cormack spędził w nowym miejscu pracy zaledwie 10 dni i nie poprowadził podopiecznych w żadnym meczu, jednak według doniesień jego chęć zmiany zbyt wielu rzeczy w zbyt krótkim czasie nie podobała się piłkarzom. – Dokonał się tutaj piłkarski odpowiednik zamachu stanu, a zawodnicy znaleźli tanią wymówkę, by się mnie pozbyć – narzekał Cormack po zwolnieniu w 2000 roku. – Wyszedłem na kompletnego głupca.
Chyba jedynym pozytywem w jego sytuacji był postawiony mu burger i frytki za 3,50 funta…
Wyżycie się na ławce rezerwowych
Sorin Cartu jest szanowanym byłym reprezentantem Rumunii, mającym dosyć bogate trenerskie CV, ale przez wielu zostanie zapamiętany przede wszystkim za moment szaleństwa w czasie prowadzenia mistrzów kraju – CFR Cluj. Poważnie podenerwowany w momencie, gdy jego piłkarze przegrywali z Basel w Lidze Mistrzów w 2010 roku, Cartu dał upust swojej złości wyżywając się na ściance ławki rezerwowych na szwajcarskim obiekcie.
Na początku Sorin lekko uderzał w pleksiglasową ściankę, ale gdy uznał, że to nie wystarczy, zaczął ją kopać, całkowicie ją rozbijając.
Zachowujący się niczym w amoku Cartu został w końcu odciągnięty przez swojego asystenta. – Wizerunek i wartości, jakie przyświecają naszemu klubowi nie mogą być powiązane z zachowaniem trenera, dlatego zdecydowaliśmy się zakończyć z nim współpracę – ogłosił zarząd klubu po tym, jak zwolnili go następnego dnia, zapewne oznajmiając mu to w pełnej zbroi. Na wszelki wypadek…
Duch Szekspira nad stadionem
Wiązance skierowanej do arbitra, która doprowadziła do zwolnienia Johna Sheridana z Notts Country w grudniu 2016 roku nie można odmówić dozy wulgarnej poetyckości. – Jesteś pieprzonym nieporozumieniem, jesteś k…wsko bezużyteczny, nie podjąłeś dzisiaj ani jednej pieprzonej słusznej decyzji, powinieneś się k…wa wstydzić, jesteś gówniany – tak swoją tyradę w kierunku sędziego Eddiego Ildertona rozpoczął Sheridan. Następnie pokusił się o zaskakujące zdanie. – Moje dzieci nie dostaną przez ciebie żadnych j….ch prezentów na święta – kontynuował, decydując się przenieść agresję na sędziego technicznego. – Naprawdę jesteś p…ą. Spuszczę ci łomot, pi..o.
Wspaniała improwizacja przelała czarę goryczy prezesa „Srok”, stanowiąc ostateczny powód, aby wyrzucić trenera po dziewięciu porażkach z rzędu. Natomiast władze Oldham Athletic musiały być oczarowane jego entuzjazmem i pasją, skoro niedługo potem zaoferowali mu pracę.
Bez dwóch zdań, musiał być k….sko zadowolony.
Wybuchowy Norbert
Znacie ten filmik, prawda? Zawodnik podchodzi do trenera rywali; ten praktycznie bez żadnego impetu, niemal delikatnie „uderza” piłkarza nosem, niczym kotek turlający nosem kłębek wełny – i nagle ni stąd, ni zowąd pada na ziemię, gdzie po sekundzie dołącza do niego szybko myślący adwersarz.
Grający w FC Koln Albert Streit był główną gwiazdą scen z grudnia 2005 roku, unosząc ręce i upadając niczym rażony piorunem, ale to trener Duisburga, Norbert Meier został za ten incydent ukarany zgodnie z podwórkową zasadą „on zaczął”. Wprowadzający klub do elity (chociaż niedługo potem Duisburg spadł do 2. Bundesligi) Meier został zwolniony.
Jeśli sądzicie, że kary za symulowanie powinny być wyższe, pomyślcie, że niemiecka federacja ukarała go 3-miesięcznym zawieszeniem. Sam zainteresowany lamentował, że tą karą DFB chciała wysłać w przestrzeń odpowiedni przekaz przed zaczynającymi się pół roku później mistrzostwami świata. Czyżby przewidywał wtedy, co Zidane szykuje dla Materazziego…?
„Pokonamy ich, kimkolwiek są…”
Pewnego razu Alex Ferguson na przedmeczową przemowę zawarł w trzech słowach, mówiąc jedynie: „Panowie, to (tylko) Tottenham”. Jakieś 60 lat wcześniej inny szkocki trener w podobnym tonie wypowiadał się o przeciwnikach z północnego Londynu.
Powiedzenie, że Johnny Cochrane prowadził Reading byłoby mocnym nadużyciem. – Tuż przed meczem ten człowiek, noszący melonik, palący papierosy i pijący whisky, pytał głośno w szatni: „z kim dzisiaj gramy?” – wyznawał jeden z zawodników. – Gdy odpowiedzieliśmy, że z Arsenalem, Johnny mówił: „Oh, w takim razie zlejemy ich”, po czym wychodził z szatni, zostawiając nas samych.
Ale podczas gdy Ferguson pozostał na Old Trafford 27 lat, Chochrane wytrzymał 13 dni. Zwycięzca Pucharu Anglii z Sunderlandem, podpisał następnie 3-letni, wysoki jak na 1939 rok, wart 1000 funtów rocznie kontrakt z Reading. Zamiast tego zarobił jednak jedynie 35 funtów. W trakcie dwóch tygodni doprowadził zespół do jednej wygranej, czterech porażek, a do tego co rusz nie pojawiał się klubie, tłumacząc się przeziębieniem…
Wygrywanie to nie wszystko
Presja wpisała się w jedną z wartości Realu Madryt na długo przed tym, jak Vicente del Bosque przekonał się, że zdobycie dwóch tytułów ligowych i dwóch Pucharów Europy w cztery lata nie ocalą go przed zwolnieniem (warto o tym pamiętać, Zizou!). Nazwijcie ich wymagającymi, nazwijcie ich niewdzięcznymi, ale najbardziej utytułowany klub piłkarski nie dotarł na szczyt, pobłażając trenerom.
Pozostający do dziś najmłodszym trenerem z Pucharem Europy na koncie, Jose Villalonga sięgnął po trofeum z „Królewskimi” w 1956 i 1957 roku, a pewnie dokonałby tego też w 1955, gdyby rozgrywki już istniały. Lecz zdobycie pierwszych dwóch Pucharów Europy, wraz z dwoma mistrzostwami Hiszpanii w dwa i pół roku okazały się niewystarczające.
Pierwsze zdarzenia prowadzące do zwolnienia Villalongi miały miejsce już w pierwszej rundzie poprzednika Ligi Mistrzów w zwycięskim sezonie 1956/57. Gdy „Los Blancos” męczyli się z Rapidem Wiedeń, wściekły prezes Santiago Bernabeu rzucił w przerwie meczu do dziennikarzy, że chce zobaczyć „więcej jaj na boisku”. Ostatecznie Alfredo Di Stefano zapewnił wygraną, ale tylko dlatego, że zupełnie zignorował plan taktyczny trenera.
Podważany przez szatnię Villalonga został zwolniony pół roku później, w trakcie sezonu zakończonego przez klub podwójną koroną. Następnie doprowadził Atletico do triumfu nad Realem w dwóch finałach Copa del Rey z rzędu, a także reprezentację Hiszpanii do zdobycia mistrzostwa Europy w 1964.
Karma wraca
Historia zawsze zatacza koło. Harald Schumacher na zawsze będzie kojarzony z brutalnym faulem na Patricku Battistonie w wygranym przez RFN półfinale mundialu przeciwko Francji w 1982 oraz paskudnej wypowiedzi. Na wieść o tym, że Battiston stracił przez niego dwa zęby, Schumacher odpowiedział: „Jeśli to tylko tyle, zapłacę za wstawienie koronek”. Nieładnie!
„Toni” został w tym roku wybrany w głosowaniu Francuzów najbardziej znienawidzoną osobą, wyprzedzając nawet Adolfa Hitlera. Stawiamy więc dolary przeciw orzechom, że wielu z nich ucieszyło zwolnienie Schumachera w trakcie jedynego meczu w roli szkoleniowca.
Jean Loring z Fortuny Koln udowodnił w 1999 roku, że nie należy do najbardziej cierpliwych. Mimo to niewielu krytykowało prezesa, który w latach 1967-2001 zainwestował w klub wszystko, co miał, a pewnego razu obszedł stadionowy zakaz, przebierając się za… św. Mikołaja.
We wspomnianym meczu Fortuna przegrywała 0:2 z Waldhofem Mannheim, gdy Loring nazwał Schumachera „ciotą” i zwolnił, aby następnie prowadzić drużynę w drugiej połowie. Mecz zakończył się wynikiem 1:5. Jak widać, w roli trenera Loring dużo gorszy od Schumachera nie był.
Tekst z najnowszego numeru FourFourTwo