Liverpool ma niesamowitą szansę, by pierwszy raz od jedenastu lat awansować do wielkiego finału. By tak się stało, muszą dopełnić formalności w spotkaniu z Romą. Zadanie to wydaje się być jak najbardziej do zrealizowania, jednak należy mieć na uwadze to, co Rzymianie zrobili w dwumeczu z Barceloną. W takim momencie warto zadać sobie pytanie: czy nic dwa razy się nie zdarza?
Cofnijmy się kilka tygodni wstecz. Barcelona na Camp Nou podejmuje ekipę prowadzoną przez Eusebio Di Francesco. Blaugrana pewnie pokonuje drużynę ze stolicy Włoch 4:1 po bramkach Pique, Suareza oraz samobójczych trafieniach De Rossiego oraz Manolasa. Honorowe trafienie dla Romy było autorstwa Edina Dzeko. Na rewanż do Rzymu Barcelona przyjechała pewna zwycięstwa. Pewność ta szybko została zweryfikowana przez Dzeko. Bośniak już na początku spotkania pokonał Ter Stegena, po czym Rzymianie wrzucili piąty bieg i całkowicie zdominowali Dumę Katalonii. Na początku drugiej połowy Gerard Pique faulował w polu karnym Dzeko. Arbiter po chwili zawahania postanowił odgwizdać rzut karny, a pewnym egzekutorem został Daniele De Rossi. Oznaczało to, że Romie wystarczy zaledwie jedna bramka, by dokonać niemożliwego. I zrobiła to. W 82 minucie Kostas Manolas dał trzy bramkowe prowadzenie Włochom, a to oznaczało, że gdyby w takim stosunku zakończyło się to spotkanie, to Barcelona już na etapie ćwierćfinału musiałaby pożegnać się z rozgrywkami Ligi Mistrzów. I tak też się stało. Roma dokonała czegoś niemożliwego.
ZOBACZ: ORYGINALNE KOSZULKI PIŁKARSKIE I LICENCJONOWANE GADŻETY NA PODSTADIONEM.PL
Pierwszy mecz w Liverpoolu gospodarze wygrali 5:2. Mecz życia rozgrywali Mohamed Salah oraz Roberto Firmino. Obaj piłkarze strzelili po dwie bramki oraz zanotowali po dwie asysty. Oznacza to, ze Roma by awansować do finału potrzebuje… trzech bramek. Gdzieś już widzieliśmy podobną sytuację. Jednak tym razem nie zanosi się na to, by Włosi drugi raz w przeciągu kilku tygodni dokonali niemożliwego. Można mieć pewność, ze Liverpool nie zlekceważy Rzymian, jak zrobiła to Barcelona. Mimo to, Eusebio Di Francesco jest pozytywnie nastawiony do spotkania i sądzi, ze jego podopieczni ponownie mogą dokonać remontady i zagrać w finale w Kijowie z Realem Madryt.
Naszym celem jest awans do wielkiego finału. Zrobiliśmy w tym sezonie coś niesamowitego i uważam, że jesteśmy w stanie zrobić to ponownie. Pesymizm panuje w naszym życiu oraz środowisku, ale chcę, by każdy zmierzył się z rzeczywistością i myślę, że możemy to zrobić.
Jurgen Klopp uważa natomiast, że Liverpool zasługuje na to, by zagrać w finale.
Wspaniale jest tutaj. To niesamowite, że chłopcy dali nam możliwość rozegrania takiego meczu. Zasługujemy na to, aby tam być. Jesteśmy tutaj, aby walczyć o nasze sny. Chcemy iść do finału. Wygraliśmy pierwsze spotkanie 5:2, a ludzie myślą, że Roma musi wygrać "tylko" 3:0. To jest piłka nożna i nie mogę doczekać się tego spotkania.
Jak widać, obaj szkoleniowcy mają nadzieję, że uda im się zagrać w Kijowie. Oczywiście faworytem rewanżu jest ekipa z Anfield z jednego prostego powodu. Mają w kadrze Mohameda Salaha. Egipcjanin jest w wybitnej formie, w bieżącym sezonie strzelił 43 bramki we wszystkich rozgrywkach. Można mieć pewność, że były piłkarz Romy będzie jedną z najważniejszych postaci w dzisiejszym spotkaniu. Liverpool ma problem ze środkowymi pomocnikami. Kontuzjowani są: Alex Oxlade-Chamberlain, Emre Can oraz Adam Lallana. Dlatego w sobotnim meczu Premier League ze Stoke w środku pola zagrał prawy obrońca, Trent Alexander-Arnold. Giallorossi tak naprawdę nie mają nic do stracenia. Nie muszą, ale mogą zrobić coś niesamowitego, coś o zapisze się na kartach historii futbolu. Warto zadać sobie pytanie: Czy nic dwa razy się nie zdarza? Przekonamy się jeszcze dziś przed godzinę 23:00!
Przewidywane składy:
Roma: (4-3-3): Alisson; Florenzi, Manolas, Fazio, Kolarov; Pellegrini, De Rossi, Nainggolan; Schick, Dzeko, El Shaarawy.
Liverpool: (4-3-3): Karius; Alexander-Arnold, Lovren, van Dijk, Robertson; Wijnaldum, Henderson, Milner; Salah, Firmino, Mané.
fot. pressfocus