W dzisiejszych czasach oceniamy dosłownie wszystko. Oceniamy miejsca turystyczne, oceniamy także hotele w nich zlokalizowane, a w konsekwencji nawet tamtejsze restauracje. Tworzymy rangi, konkursy, listy, tabele, ligi, dywizje. Jurysdykcji abstrakcyjnych jurorów podlegają tańczące gwiazdy mediów. Oceniamy również lekarzy za jakość usług, które wykonują.
Nic więc dziwnego, że tworzymy rankingi w sporcie. W istotnie, konkurencja która jest praprzyczyną "rangowania", naturalnej rzeczy w sporcie. Piłka nożna to sport globalny, cieszący się największą popularnością w przekroju całego świata. Naturalną konsekwencją jest też klasyfikowanie wszystkich składowych tego sportu – rangujemy zatem państwa, kluby, wartość piłkarzy. Wkrótce będziemy analizować również rankingi piłkarzy lewo-nożnych, będących weganami którzy uznają niepodległość Abchazji.
W tym szaleństwie ranking lig piłkarskich nie budzi specjalnych kontrowersji. Wielu zwolenników żąda reformy i strategii w budowaniu tego rankingu, lecz póki co, bez większych sukcesów.
Niniejszy tekst przybliża nam sytuację w dziesięciu najsilniejszych ligach Europy, zgodnie z najnowszym rankingiem lig UEFA (A.D. marzec 2009). Jesteśmy świadkami i członkami dyskusji, czy aby na pewno hiszpańska Primera Division jest lepsza aniżeli angielska Premier League. Uznawani w Polsce za ekspertów piłkarskich toczą dyskusję publiczną, czy niemiecka Bundesliga jest rzeczywiście słabsza od włoskiej Serie A – jak pokazuje to obecny ranking. Piąte miejsce, bez większych kontrowersji, przypada francuskiej Ligue 1. Z kolei szóstą lokatę dosyć niespodziewania okupuje rosyjska Priemjer Liga. Tuż przed siódmą, portugalską Primeira Liga. Pierwszą dziesiątkę rankingu domykają belgijska Jupiler Pro League, ukraińska Premier Liha i turecka Super Lig.
Nie wiem czy jest to zgodne z dogmatami statystycznymi ale na potrzebę tego tekstu wymyśliłem quasi współczynnik zmienności. W tej zabawie nie chodzi o to aby wzór i jego założenia były zgodne z prawzorem (współczynnikiem zmienności), a jedynie o to, by udowodnić pewnego rodzaju stagnację w topowych ligach Europy.
Jeśli we wzorze współczynnika zmienności licznikiem jest odchylenie standardowe, to my na potrzebę naszych rozważań weźmiemy liczbę drużyn, które w przeciągu ostatnich dziesięciu (zakończonych) sezonów osiągnęły końcowy triumf w rozgrywkach. Licznikiem, czyli odpowiednikiem średniej arytmetycznej będzie stała wartość – 10. Bierzemy bowiem pod uwagę dziesięć ostatnich sezonów. Reasumując: liczba (różnych) mistrzów kraju dzielona przez dziesięć. Im mniejszy umowny wskaźnik – tym mniejsza tendencja do zmian. Z kolei zaś mniejsza zmienność oznacza większą stagnację w lidze.
Ranking UEFA |
Kraj |
L. różnych mistrzów (10 lat) |
Współczynnik – 10 lat |
1 |
Hiszpania |
3 |
0,3 |
2 |
Anglia |
4 |
0,4 |
3 |
Włochy |
3 |
0,3 |
4 |
Niemcy |
3 |
0,3 |
5 |
Francja |
6 |
0,6 |
6 |
Rosja |
5 |
0,5 |
7 |
Portugalia |
2 |
0,2 |
8 |
Belgia |
5 |
0,5 |
9 |
Ukraina |
2 |
0,2 |
10 |
Turcja |
4 |
0,4 |
Współczynnik nie jest czystym obrazem tego jak wielka stagnacja następuje w Europie. Warto zaznaczyć tylko, że wartość im niższa – tym mniejsza częstotliwość zmiany mistrza. Dużo bardziej obrazo twórcza jest informacja ILE drużyn w tym okresie podzieliło tort między siebie i w jakiej proporcji. W Anglii po trzykroć mistrzostwa zgarniały Manchester City, Manchester United i Chelsea FC. Pośród rozdających karty wśliznęło się tylko jeden raz, w dotąd niewytłumaczalny sposób, tylko Leicester City. Na dzień dzisiejszy liderem tabeli jest Liverpool FC. Jeśli ekipie Jurgena Kloppa udałoby się ugrać końcowy sukces – byłoby to precedensowe przełamanie impasu po niemalże 30 latach. Przełamanie poprzedzone wieloma sezonami nadziei i witania się z gąską. Symbolem upadających nadziei dzisiaj jest poślizg klubowej legendy – Stevena Gerarda, co skrzętnie wykorzystał Demba Ba. Tamten mecz bardzo mocno skomplikował Liverpoolowi Brendana Rodgersa dalszą walkę o mistrzostwo.
Jeszcze drastyczniej sprawa wygląda w Hiszpanii. Wskaźnik nie pokazuje tego, co daje empiria. W ostatnich 10 kampaniach siedmiokrotnie triumfowała FC Barcelona. Dwukrotnie przewyższył ją Real Madryt, a raz Atletico Madryt. Dzisiaj? Barcelona pruje po kolejne „campeonato”.
Na Półwyspie Apenińskim sytuacja ma się podobnie, tylko pozornie. W ostatnich 10 sezonach również siedmiokrotnie triumf odnosił Juventus. Przed jego epoką incydentalnie wdarł się AC Milan, który tylko na chwilę przerwał epokę Interu Mediolan.
Z pozoru sytuacja najnormalniej ma się we Francji. Na dziesięć ostatnich kampanii – pięciokrotnie wygrywało PSG. Pozostałe pięć zgarniali: Girondins Bordeaux, Montpellier, Lille, Olympique Marsylia i AS Monaco. W tym sezonie w rekordowym stylu pruje po mistrzostwo PSG. Trudno też oprzeć się wrażeniu, że w ostatnich latach i na kolejnych kilka – PSG zrobiło sobie z Ligue 1 zabawkę lub worek treningowy.
Portugalia i Ukraina to kolejne skrajności, zdominowane w ostatniej dekadzie przez jedynie dwie drużyny. Co gorsze dla tamtejszych kibiców – nie widać horyzontu duopoli występujących.
Bardzo wyrównane i atrakcyjne dla postronnych kibiców wydają się rosyjska Primier Liga, turecka Super Lig i belgijska Jupiler Pro League. Również i one mają swoich dominatorów i głównych pretendentów. Nie ma w tym nic niedorzecznego. Nie są to jednak ligi, które na co dzień koncentrują uwagę kibiców na całym świecie.
Piłkarska Europa stoi w obliczu powszechnej stagnacji. Nivil novi nie tylko w rankingach mistrzowskich. Niedawno pisałem w swoim tekście (Szósty dzień po apokalipsie) o klinczu, który panuje. Najlepsi trenerzy obsadzeni zostali w wielkich klubach i dostali narzędzia do pracy. Z kolei Ci, którzy są najlepsi ale nie dostają równie profesjonalnych narzędzi – wydają się nietransferowani, jak Pochettino.
Z kolei obrzydliwi bogacze, klubowe grubasy szastające forsą pochodzącą z wszelakich źródeł – zamykają swoich najlepszych piłkarzy w złotych klatkach. Nie wypuszczają z nich nie tylko, ponieważ nakręceni są pogonią za tytułami. Robią to także z uwagi próbę uniknięcia wzmacniania konkurencji. Co raz obserwujemy transfery-reakcje łańcuchowe. Ruch piłkarza klubu A do klubu B, powoduje transfer z klubu C do klubu A. To z kolei zazwyczaj oznacza transfer zawodnika klubu B do klubu C.
Jakie są prognozy?
Będziemy dalej obserwowali wyścig zbrojeń. Kluby będą ściągały na potęgę zawodników młodych, wciąż tanich, z rynków wschodzących. Następnie Ci sami zawodnicy upychani będą po pozornej konkurencji lub rynkach sprzyjających rozwojowi. Za zawodników najwyżej próby będzie płacić się co raz więcej. Kwoty, które dziś wydają nam się mocno windowane – jutro będą promocjami. Przekonuje o tym przypadek Virgila van Dijka.
Z kolei „wind of change” na razie nie zagraża hierarchii w ligach europejskich. Gdzieniegdzie umacniać się będzie monopol, gdzie indziej co najwyżej duopol. Ligi mogą stać się przewidywalne, nieatrakcyjne nawet dla najbardziej zblazowanych konsumentów. Właśnie dlatego najprawdopodobniej stoimy w przeddzień utworzenia kolejnych rozgrywek z ramienia UEFA i SuperLigi.
Super Ligą kontrolować, ustanawiać i decydować o jej kształcie – będą najgrubsze ryby. Ci, którzy dziś połykają krajowe podwórka na płaszczyźnie rywalizacji ligowej ale i finansowej. Idea równości w globalnym postrzeganiu piłki nożnej to dziś najśmieszniejszy z żartów.