[HTML payload içeriği buraya]

    Relacja z 5 kolejki Lotto Ekstraklasy

    W piątej kolejce zmagań polskiej Ekstraklasy byliśmy świadkami kilku rzeczy – wreszcie dobrego meczu Legii Warszawa, zmiany lidera, powstrzymania Igora Angulo, kontrowersyjnej oprawy kibiców Wisły Kraków w derbowym spotkaniu z Cracovią. Rezultaty ostatniego weekendu jednych przybliżają do upragnionych celów, drugich odsuwają. Zapraszam na relację z 5 kolejki Lotto Ekstraklasy.

    Legia szlifuje formę przed Sheriffem Tiraspol

    Nie milkną jeszcze echa od ostatniej oprawy Legionistów poświęconej Powstaniu Warszawskiemu podczas spotkania z FC Astaną, a w trakcie meczu z Piastem Gliwice kibice gospodarzy zaprezentowali kolejną oprawę dotyczącą tej samej tematyki. Wielki baner z napisem "Za przelaną w Powstaniu krew, Warszawa dzisiaj oddaje wam cześć" został wywieszony przy okazji obchodów święta Wojska Polskiego, z racji którego przed każdym meczem Ekstraklasy grany jest Mazurek Dąbrowskiego. Podopieczni Jacka Magiery lepiej weszli w to spotkanie. Z minuty na minutę Legia coraz bardziej zagrażała bramce Jakuba Szmatuły i w 17 minucie osiągnęła swój cel. Po centrze z narożnika boiska, piłka została wybita przez obrońców Piasta w dość niefortunny sposób, bowiem dostała się pod nogi Dominika Nagy'ego.  Węgier, słynący z dość "szybkiej nogi", niemalże natychmiastowo ją przyjął i uderzył na bramkę, tuż na interweniującym golkiperem Piasta. Do końca pierwszej połowy Legia zdawała się kontrolować przebieg spotkania. Podobnie było na początku drugiej połowy. "Wojskowi" kontynuowali swoje granie, stwarzali sobie okazje, a jedną z lepszym miał Sadiku, który otrzymał dobre podanie na wybieg, jednak zbyt wolno zbierał się z piłką i zmuszony został do oddania strzału z 16 metra, który wybronił Szmatuła. Gdy wydawało się, że gospodarze prędzej czy później strzelą drugą bramkę, to właśnie goście z Gliwic mogli, a nawet powinni byli doprowadzić do wyrównania. Piłkę po błędzie obrońcy przejął Pietrowski, który znalazł się przy samym Malarzu. Zagrał do lepiej ustawionego Papadopulosa i można tylko łapać się za głowę jakim cudem Czech nie trafił z kilku metrów na niestrzeżoną przez Malarza bramkę oraz bić gromkie brawa dla Pazdana, który wybił futbolówkę z linii bramkowej. Naprawił tym samym swój błąd ze spotkania z Termalica. Stare porzekadło mówi, że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. Jakże dobitnie przekonał się o tym Piast. W 78 minucie świetnym, technicznym zagraniem popisał się Guilherme do Jędrzejczyka. Obrońca "Wojskowych" znalazł się na prawej flance osamotniony i zagrał płaską piłkę do niepilnowanego an 16 metrze Mączyńskiego. Reprezentant Polski pokazał klasę przyjmując piłkę i natychmiastowo oddając pewny strzał w róg bramki Szmatuły. Ładny gol. Chwilę potem było jeszcze gorzej. Pietrowski chyba zbyt długo jeszcze rozpamiętywał piękną bramkę "Mąki", bowiem jego zagranie do tyłu było katastrofalne. Oczywiście nie dla Sadiku, który przejął piłkę, pokiwał obrońców i wyłożył dobrą piłkę do Guilherme, a temu nie pozostało nic innego jak umieścić ją w siatce. W końcówce honor Piasta (i swój) uratował Papadopulos, który po dobrej centrze Barisicia, w swoim stylu, pokonał bramkarza główką. Legia zaczyna się z lekka rozkręcać, póki co był to chyba najlepszy mecz Mistrzów Polski w tym sezonie. Tymczasem Piast pozostaje dalej bez wygranej, na samym dnie tabeli. 

     

    Sandecja nieskuteczna w Niecieczy.

    Chyba wszyscy kibice Sandecji czekają na powrót swoich ulubieńców do Nowego Sącza. Nie chodzi już tylko o dojazdy do tej miejscowości, ale o sam fakt, że Sączersi nie potrafią tam strzelić nawet bramki. A wydawało się, że po wygranej w Białymstoku wszystko idzie w dobrym kierunku. Tymczasem w tym szeroko oczekiwanym spotkaniu na pierwsze emocje przyszło nam czekać do 30 minuty. Wtedy to Wisła Płock miała rzut rożny wykonywany przez Furmana. Piłka została zagrana w okolice 5 metra, gdzie najwyżej doskoczył Biliński, który pokonał Michała Gliwę i dał prowadzenie swojej ekipie.W końcówce pierwszej odsłony okazję do wyrównania po tym samym, stałym fragmencie gry, miał Szufryn, ale jego uderzeni dobrze wybronił Kiełpin. Drugą połowę lepiej otworzyła Wisła i ekipa z Płocka była kilka razy bliska zdobycia drugiej bramki. Zabrakło jednak skuteczności. Po kolei Furman czy Dźwigała nie potrafili dobrze wykończyć świetnych zagrań swoich kolegów. Zwłaszcza przestrzelona próba tego drugiego spowodowała u niejednego kibica "Nafciarzy" furię, wyrażoną dobrze znanym na całym świecie słowem. W końcówce przycisnęła Sandecja, która mogła pokazać Piastowi na czym polega zasada niewykorzystanych sytuacji. Nic jednak z tego, a najbardziej ma czego żałować Mraz, który mógł mieć gola i asystę. Przy pierwszym przeszkodził mu obrońca gości, przy drugim może mieć pretensję do swojego kolegi, który postał piłkę z pustej przestrzeni nad bramkę. To powinien być przynajmniej celny strzał. Ostatecznie Wisła wywozi z Niecieczy trzy punkty, a trener Sączersów musi znaleźć jakieś lekarstwo na nieskuteczność swoich podopiecznych na tym terenie. 

     

    Zagłębie przedłuża swoją serię 

    Kibice w Poznaniu powoli się niecierpliwią. Ich drużyna w krótkim czasie pożegnała się z europejskimi pucharami, a chwilę później także z rozgrywkami o Puchar Polski. W stolicy Wielkopolski oczekują już tylko jednego. Mistrzostwa. Droga jest jednak jeszcze daleka przed graczami Nenada Bjelicy. Mecz z Zagłębiem nie należał do najlepszych w wykonaniu "Kolejorza". W pierwszej połowie to goście byli bliżsi zdobycia bramki, głównie za sprawą Dziwniela, który na lewym skrzydle sprytnie ograł Dilavera, wbiegł w pole karne i oddał silny strzał, który zatrzymał się na poprzeczce bramki Matusa Putnockiego. Zagłębie lepiej wyglądało w konstruowaniu ataków. Jednakże to Lech wyszedł na prowadzenie w drugiej połowie. Dobrą, zespołową akcją popisał się duet Situm – Majewski. Ten drugi, otrzymując dobre podanie od Chorwata, posłał mu piłkę zwrotną. Skrzydłowemu Lecha nie pozostało nic innego, jak dobrze posłać piłkę w róg bramki. Toteż uczynił, a strzegący bramki "Miedziowych" Polacek był bez szans. Lech chciał chyba dowieźć tego jednego gola do końca, lecz ta sztuka się nie udała. Zagłębie mocno uaktywniło się w końcówce, głównie na prawym skrzydle na którym operował Alan Czerwiński. To właśnie ten zawodnik, pod dobrym zagraniu Woźniaka w polu karnym , przejął piłkę po błędzie Vujadinovia i posłał piłkę obok bezradnego Putnockiego w 80 minucie spotkania. Ostatecznie Zagłębie wyniosło cenny remis z Poznania, a co najważniejsze utrzymało swoją passę niepokonanej drużyny w tym sezonie Ekstraklasy (oczywiście póki co). Tymczasem Lech zmarnował doskonałą szansę na polepszenie swojej pozycji w ligowej tabeli, a co gorsza nie zaspokoił gorących ostatnio głów fanatyków "Kolejorza", którzy oczekują czegoś więcej po swoich graczach. 

     

    Derby dla Wisły

    Wielkie Derby Krakowa – mecz, który elektryzuje wszystkich fanatyków Wisły i Cracovii. Święta Wojna ponownie została rozegrana przy Reymonta i jak zawsze przy okazji takich meczów nie zabrakło kontrowersji, którą stworzyli fanatycy "Białej Gwiazdy", prezentując oprawę wymierzoną przeciwko kibicom rywala zza miedzy. Oprawa mocno nie spodobała się władzom ligi, które mają ukarać fanatyków Wisły. Co do samego meczu – na początku wszystko wskazywało, że to Cracovia wyjdzie zwycięsko z tego pojedynku. Wysoki pressing na połowie rywala opłacał się podopiecznym Michała Probierza. To dzięki takiej taktyce udało się strzelić bramkę, a zrobił to nie kto inny, jak Krzysztof Piątek, który dostał wyśmienite podanie do Drewaniaka. Cracovia prowadziła, Cracovia wyglądała lepiej i "Pasy" mogły spokojnie strzelić kolejne bramki. Najbliżej tego był Mateusz Szczepaniak, który mógł świetnie rozpocząć drugą odsłonę gry dla swojej ekipy, a w dobrej sytuacji posłał piłkę nad poprzeczką bramki Buchalika. Wydawało się, że spotkanie będzie tak przebiegać do końca, Wisła nie istniała zbytnio w ofensywie. Lecz po raz kolejny futbol pokazał, że jest nieprzewidywalny, a całe szczęście Wisły zaczęło się na 15 minut przed końcem spotkania. Wtedy Kamil Pestka został ukarany drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartką przez arbitra. "Biała Gwiazda" postanowiła skrzętnie wykorzystać tą przewagę. Zrobił to Carlitos, który w 80 minucie oszukał aż czterech obrońców "Pasów" swoim dryblingiem i jeszcze na sam koniec umieścił piłkę w siatce. Cóż za gol. Kilka minut później Sandomierski uratował swoją ekipę przed stratą drugiego gola po atomowym strzale Halilovicia. Zrobił to tylko na kilka minut, bowiem w 89 minucie piłkę ze skrzydła zacentrował Sadlok, futbolówkę lekko trącił Carlitos i zdobył drugiego, jakże ważnego gola dla Wisły, bowiem dał on wygraną "Białej Gwieździe", przede wszystkim prestiż w Krakowie kibicom tego klubu, a samemu sobie zapewnił status bohatera. 

     

    Angulo powstrzymany! Remisowa Arka

    Nadszedł ten dzień, ta kolejka, ten mecz w którym Igor Angulo nie zdobył bramki dla Górnika. Jego passę tym razem przerwał zespół prowadzony przez Leszka Ojrzyńskiego. Spotkanie, prócz odegrania Mazurka Dąbrowskiego, zostało poprzedzone złożeniem hołdu zmarłemu kibicowi Hajduka Split (zaprzyjaźnionego kibicowsko z Górnikiem Zabrze),który dokonał żywota w wieku 23 lat i do tej minuty doping przez gospodarzy nie był prowadzony. Być może zabrakło tego wsparcia piłkarzom beniaminka, bowiem na samym początku spotkania wyglądali niemrawo. Mogli też szybko stracić gola, ale Grzegorz Piesio zmarnował dobre podanie od Jurado. Z minuty na minutę Górnik powoli się rozkręcał i próbował wykorzystać atut własnego boiska, który pomógł im w spotkaniach z Wisłą czy Legią. Jednakże na najgroźniejsze akcje kibice z Zabrza musieli czekać długo, a gdy już przychodziły, to kończyły się fiaskiem, zazwyczaj niecelnymi strzałami lub dobrymi interwencjami Steinborsa. Druga odsłona gry zaczęła się dość nieprzyjemnie. Starcie powietrzne pomiędzy Kojem, a Sochą było bardzo bolesne i doprowadziło ostatecznie do zdjęcia obydwóch graczy z boiska na noszach. Na całe szczęście obydwoje są już w stabilnym stanie i nic większego im nie dolega. Minuty leciały i Arkowcy stanęli przed świetną szansą, kiedy to dobrą piłkę wyłożył Mateusz Szwoch Patrykowi Kunowi. Ten znalazł się w sytuacji sam na sam z Loską i zamiast posyłać piłkę lekko nad bramkarzem, wystrzelił ją w trybuny. Wydawało się, że nic nie zapowiada większych emocji w tym spotkaniu, aż tu nagle w końcówce zrobiło się gorąco. Arka w swoim stylu zdobyła gola, poprzez mocne wystrzelenie piłki w pole karne z autu. Tam dobrze na nogę piłkę sobie przyjął Jurado, któy zachował się jak rasowy snajper szybko się odwracając z piłką i strzelając w róg bramki. Nie minęła chwila, a Górnik doprowadził do wyrównania za sprawą Wolsztyńskiego, który głową wykorzystał dośrodkowanie Kądziora. W końcówce spotkania Igor Angulo mógł powiększyć swój dorobek bramkowy. Mógł, ale tego nie zrobił, bo miał przed sobą dobrze dysponowanego Steiborsa, który uratował ekipie znad morza cenny punkt i tym samym Arka, podobnie jak Zagłębie, jest jak na razie niepokonana w tym sezonie Ekstraklasy. Tym samym Górnik pierwszy raz w tym sezonie nie zdobywa kompletu punktów na własnym terenie. 

     

    Szalony mecz w Kielcach!

    Dla takich spotkań warto oglądać mecze. Nie tak dawno mogliśmy na Kolporter Arenie obejrzeć ciekawe spotkanie pomiędzy Koroną, a Cracovią, tym razem mieliśmy równie ciekawe widowisko gospodarzy podejmujących wicemistrza kraju. Spotkanie dobrze zaczęło się dla gości z Białegostoku. Piłkę na lewej flance wywalczył Romańczuk, który wywiódł w pole Barry'ego, wbiegł w pole karne i wycofał piłkę do lepiej ustawionego Pospisila, który zakończył tę akcję golem. Korona zaczęła szukać okazji do wyrównania i udało się jej to w 24 minucie. Dobrym zagraniem popisał się Cebula, który na prawej stronie oszukał obrońców Jagi, zagrał świetną piłkę do Możdżenia. Wychowanek Lecha uderzył co prawda w słupek, ale piłka szczęśliwie doleciała do nóg Aankoura, który mógł się cieszyć z wyrównującego gola. Widocznie ta bramki mocno oskrzydliła ekipę trenera Latteriego. "Scyzory" zdominowały końcówkę pierwszej połowy i mogły schodzić z niej przy prowadzeniu, ale w ostatniej minucie pierwszej części Aankour zmarnował rzut karny, pewnie wybroniony przez Kelemena. Po przerwie goście ponownie wyszli na prowadzenie. Tym razem dobrą, indywidualną akcją popisał się Rymaniak, który oszukał Barry'ego dla którego ten mecz będzie tym do wyrzucenia szybko z pamięci. Gdy znalazł się w polu karnym zagrał piłkę na środek. Ta minęła wszystkich, łącznie z bramkarzem i znalazła się przy Sheridanie, dla którego nie zostało nic innego niż strzał do pustej bramki. Znów prowadzenie Jagi, znów odpowiedź Korony. Kosakiewicz zagrał centrę z rzutu wolnego na pole karne wicemistrzów Polski, tam dopadł do niej najaktywniejszy w ekipie gospodarzy Rymianiak i głową pokonał Kelemena. Obydwie ekipy miały jeszcze swoje okazje, ale wszystko wskazywało na remis w tym spotkaniu. Ku nieszczęściu Korony tak się nie stało. Sekulski w ostatniej minucie znalazł się na skrzydle i chciał zagrywać dośrodkowanie w pole karne. Na jego szczęście piłka odbiła się od Kallaste, myląc tym samym Alomerovicia oraz wpadając do jego bramki. Gospodarze nie mieli już czasu na odpowiedź i po bardzo dobrym spotkaniu to Jagiellonia sięga po trzy punkty, a Korona zostaje z niczym.

     

    Lechia w kryzysie

    Przed sezonem jeden z murowanym kandydatów na Mistrza Polski. Jednak póki co niewiele na to wskazuje, by tak miało być. Mecze ekipie z Trójmiasta ostatnio nie wychodzą i w Szczecinie tym razem było podobnie. Pogoń grała o wiele lepiej od zespołu gości i kilka razy byli bliscy zdobycia bramki. Jedną z lepszym akcji "Portowcy" rozegrali w środku pierwszej połowy, kiedy to szybkim zagraniem z pośredniego rzutu wolnego popisał się Frączczak, jednak jego podania nie wykorzystał Gyurcso, a raczej dobrze wyszedł z bramki Kuciak. Lechia w ataku praktycznie nie istniała, a za najlepszą okazję ekipy Piotra Nowaka można uznać strzał Marco Paixao który na początku drugiej połowy znalazł się w polu karnym gospodarzy, ale z ostrego kąta obił tylko nogi Załuski. Minuty mijały, a w drużynie z województwa Zachodniopomorskiego narastała coraz bardziej chęć zdobycia bramki. Szczególnie u Gyurcso. Węgier był bardzo aktywny, dużo robił, sporo strzelał czy dobrze zagrywał kolegom piłki, ale zawsze był tam ten jeden mankament. Dusan Kuciak. Bramkarz biało-zielonych był w dobrej formie tego dnia i wiele razy ratował Lechii skórę przed utratą bramki, która mogłaby dać gospodarzom upragnioną wygraną na własnym stadionie. Tymczasem remis chyba nie zadowala żadnej z ekip. Ani Pogoni, znajdującej się dalej nisko w tabeli, ani tez Lechii, marzącej o mistrzowskim pasie. 

     

    Dobry finisz kolejki we Wrocławiu

    Kibiców na stadionie Śląska zazwyczaj dużo niema, a wtorkowy mecz z Termalicą na pewno nie mógł zgromadzić rzeszy kibiców. Ci co jednak przyszli nie mieli czego żałować, bo byli świadkami dobrego meczu. Lepiej w spotkanie weszła Termalica, która co chwila zagrażała bramce strzeżonej przez Jakuba Wrąbla. Przede wszystkim gracze Mariusza Rumaka sporo zagrożenia stwarzali po stałych fragmentach gry, jednak na drodze do szczęścia stał albo golkiper gospodarzy albo Piotr Celeban, który potrafił wybić piłkę zmierzającą w światło bramki niemalże z linii. Pod koniec pierwszej połowy obudzili się gospodarze. Dużą aktywnością cechował się przede wszystkim Marcin Robak. Były napastnik m.in. Lecha czy Pogoni był kilka razy bliski pokonania Jana Muchy, ale Słowak zachowywał czujność na bramce. Drugą połowę otworzyły dwa świetne rajdy – wpierw Śpiączki, potem z drugiej strony Koseckiego. Obydwa jednak skończyły się strzałami wprost w bramkarzy.  Dopiero w 51 minucie udało się zdobyć pierwszą bramkę w tym spotkaniu, a jej autorem był Robak, który wykorzystał z zimną krwią bardzo dobre, prostopadłe zagranie Koseckiego. Ślask mógł objąć dwubramkowe prowadzenie w 80 minucie, kiedy to złym zagraniem do Putivtseva "popisał" się Miković. Piłka trafiła do Chrapka, któremu udało się sprytnie minąć Ukraińca i jeszcze odegrać do wbiegającego Piecha. Jakim cudem Piech z tak bliskiej odległości nabił tylko Jana Muchę, to chyba wie on tylko sam. Po tej kolejce zapamiętamy to, jak bardzo ważne są hasła "gramy do końca", "dopóki piłka w grze" czy "niewykorzystane sytuacje się mszczą". Ostatnia minuta, dośrodkowanie ze środka boiska w wykonaniu Termalici. Piłka trafia ostatecznie pod nogi Kamila Słabego, a były gracz Sandecji silnym i szybkim strzałem pokonuje Wrąbla i doprowadza do remisu. Dobre spotkanie, z podziałem punktów. Oby więcej takich.

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Please enter your comment!
    Please enter your name here

    Zobacz również

    Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.