Samotna Wyspa – Trener

    Nazywamy ich różnie, choć definicyjnie istnieją różnice pomiędzy tymi zwrotami. Analizując wydarzenia boiskowe i stricte sportowe mówimy o nich per trener. Eksperci w studiach telewizyjnych chcąc używać nieco bardziej wyrafinowanego języka nazywają ich menedżerami zespołu. Szkoleniowiec? Też się zdarza.

    OBSERWUJ AUTORA NA TWITTERZE

     

    Nie jestem w stanie odpowiedzieć na pytanie, które z określeń jest bliższe prawdy. Zapewne zależy to od konkretnego przypadku, a i tak nie wyłuskamy określenia najbliższego prawdzie. Wiemy o kogo chodzi. To o tych panach, co decydują o ustawieniu danej drużyny. Często ubrani pod krawatami, odrywający swoje własne spektakle przy liniach bocznych. Bywają też tacy, co w ogóle nie wysuwają nosa spod wiaty ławki rezerwowych. Tak samo jak i trenerzy, którzy umiłowali sobie odzież dresową zamiast najdroższych garniturów (pozdrawiam Franciszka Smudę, którego „garnitur paraliżuje”).

    Robotę mają przerąbaną. Przeciwko nim działacze, przeciwko nim piłkarze i nawet kibice. Właściwie to aż dziw bierze na myśl, że w czasach wzrastającej sztucznej inteligencji i programów analitycznych, taka funkcja wciąż jest prowadzona. Nie szanuje ich nikt. Nawet podwładni ich zwalniają co powoduje, że ogon merda psem. A może dziś ogon już nie jest ogonem, a pies psem?

    Ostatnio żyliśmy głośną sprawą bramkarza Chelsea Kepy Arrizabalagi, który odmówił zejścia na ławkę rezerwowych. Wydarzyło się to w trakcie końcówki dogrywki meczu finałowego Pucharu Ligi Angielskiej pomiędzy Manchesterem City, a wspomnianą Chelsea FC. Bramkarz The Blues odmówił zejścia, co rozwścieczyło trenera Sarriego. Oczywiście w świetle przepisów, co ciekawe, piłkarz ma prawo odmówić zejścia. Nie przypominam sobie drugiego takiego przypadku. Oczywiście zostało to odebrane jako zniewaga trenera, który i tak wydaje się powoli tracić posadę. Sam Sarri po meczu tłumaczył zachowanie Kepy mówiąc o tym, że doszło do nieporozumienia. Po kilku dniach Sarri jednak zmienia retorykę, a Kepa staje się rezerwowym w kolejnym meczu. Świętej pamięci Paweł Zarzeczny mówił, że dementuje się tylko to co faktycznie zaszło. W innym wypadku nie ma sensu  dementować.

    Kepa usiadł na ławce, a pod adresem Sarriego płynął pieśni pochwalne – pokazał przywództwo. Zapytam w takim razie przewrotnie, który z nich w przyszłym sezonie będzie zarabiał pieniądze na Stamford Bridge?

    Cofnijmy się w czasie do Mistrzostw Świata w Rosji. Publiczność żyła wówczas wydarzeniami z szatni reprezentacji Argentyny.  Już przed turniejem dochodziło do zgrzytów pomiędzy zawodnikami, a Jorge Sampaolim – selekcjonerem argentyńskiej kadry. Po dwóch porażkach w fazie grupowej Argentyna miała zagrać mecz ostatniej szansy z Nigerią, a jej los i tak uzależniony był od wyniku spotkania Islandia – Chorwacja. Wówczas drużyna Albicelestes miała zagrozić władzom federacji, że jeśli Sampaoli ma pozostać selekcjonerem – oni nie wyjdą na ostatnie spotkanie. Nie dowiemy się również, czy faktycznie Leo Messi ustalał skład na wspomniane spotkanie z Nigerią.

    Finalnie Argentyna wygrała i awansowała dalej. Wygraną zapewnił Marcos Rojo w 86 minucie meczu. Zanim to nastąpiło kamery uchwyciły moment, kiedy Sampaoli pytał Messiego czy powinien „wpuścić” na boisko Sergio Aguero. Niby normalna sytuacja. Jednak całe to story pokazuje, że trenerzy mogą zostać w sekundę wysadzeni w powietrze przez (teoretycznie) podwładnych.

    Kolejny przypadek, kiedy trener (selekcjoner) robi coś, co nie do końca wydaje się być po jego myśli. Jeszcze we wrześniu 2018 roku czytamy o niechęci Luisa Enrique do byłego podopiecznego Jordiego Alby. Obu Panów miała łączyć bardzo szorstka relacja od czasów, kiedy Enrique był szkoleniowcem FC Barcelony.

    Już w listopadzie tego samego roku Jordi Alba wraca do reprezentacji Hiszpanii. Powód? Wysoka forma lewego obrońcy, która nie uszła na sucho mediom i kibicom. Skutek? Kampanie żądające powołania dla Alby przyniosły skutek. Popularny „Lucho” chowa do kieszeni swoją antypatię, która zdaje się nikogo nie interesować. W przeciwnym razie zwróciłby przeciwko sobie mocne hiszpańskie media, a przede wszystkim kibiców.

    Kontynuując wątek hiszpański, przypomina się jeszcze jedna anegdota. Pamiętam jak media donosiły o zdarzeniu, które miało miejsce na początku pracy Rafaela Beniteza w Realu Madryt. Już
    w pierwszym miesiącu szkoleniowiec pokłócił się z Cristiano Ronaldo w trakcie sesji treningowej. Zresztą Benitez nie zaskarbił sobie miłości szatni i nie pozostał na stanowisku dłużej niż pół sezonu. Mimo tego, że Florentino Perez anonsując go na to stanowisko mówił jako o człowieku Realu Madryt. Wkrótce potem zastąpił go Zinedine Zidane, czyli człowiek „umiejący w” relacje z piłkarzami. Wiemy co było potem.

     

    Popatrzmy także na nasze rodzime podwórko. Po raz pierwszy wielki absmak poczułem, kiedy prasa donosiła o zwolnieniu Marcina Kaczmarka z funkcji trenera Wisły Płock. Facet, który prowadził klub przez 5 lat. Co więcej, przywrócił do Płocka rozgrywki ekstraklasowe. Co było powodem rozstania? Oficjalnie nigdy nie wyjaśniono, a całe rozstanie dla niepoznaki nastąpiło „za porozumieniem stron”. Wiele mówiło się jednak o kulisach zwolnienia, gdzie Dominik Furman miał podważać metody treningowe trenera.

     A Krystian Bielik? Wielu pamięta słynne słowa, kiedy zdyskredytował trenera Dornę słowami „trenujemy jak juniorzy, więc gramy jak juniorzy”. Chłopak z wielkim talentem i być może wielką przyszłością. Wówczas nastolatek, który przecież od kogoś powołanie otrzymał.

     

    Pewnie wielu z Was podziela moje zdanie, że pewne czasy bezpowrotnie minęły. Nie będzie już Sir Alexa Fergusona, który ponad ćwierć wieku poprowadzi uznany klub. Nie wrócą sytuacje, kiedy konflikt piłkarza rangi Davida Beckhama z Fergusonem skończy się rozciętym łukiem brwiowym piłkarza, a nawet jego odejściem. Dziś Sarri przestanie być trenerem Chelsea zanim Kepa zdmuchnie dwadzieścia pięć świeczek z tortu urodzinowego.

     Wyobrażam sobie, że Thomas Tuchel wkurzony po meczu kopie w szatni w byle przedmiot. Ten ląduje na twarzy nawet nie Neymara, a dajmy na to Cavaniego. Jutro nie ma go w klubie. Jeśli nie zwolniony w sensie formalnym, to już na pewno na walizkach.

     Zawsze zastanawiałem się jak to jest. W jaki sposób sprawować władzę może człowiek, który zarabia krocie mniej od swoich podwładnych. Dyscypliną? Karami finansowymi? Dajmy spokój. Wszystkie te kary to są kwoty nawet niezauważalne dla piłkarzy, a jedynie adnotacje dla ich księgowych.

     Jesteśmy zakładnikami pieniędzy. Rządzić będą tylko ci, którzy mają bardziej wypchane kieszenie. Zwłaszcza jeśli ich posiadacze są zewsząd uświadamiani, że świat klęczy u ich stóp.

     Można dojść do wniosku, że współcześni trenerzy to samotne wyspy. Pod batem zarządu, pod naciskiem kibiców, uzależnieni od nastawienia zawodników. Pierwszą rzeczą jaką mogą zrobić, zanim nakryje ich woda, to wykupienie sobie abonamentu na sympatię teoretycznych podwładnych. Jeśli się ma osobowość, można wjechać do szatni i emanować autorytetem z poprzednich osiągnięć. Zadbać o dobre nastawienie, zainspirować. Poszukać niekonwencjonalnych rozwiązań, które zaskoczą bożków w korkach. Wspomniani bożkowie nie potrzebują lekcji, jak przyjmować piłkę, czy jak strzelać po długim rogu. Wiedzą to lepiej, niż jakikolwiek trener.

    Trenerzy to samotne wyspy, które są zakładnikami pieniędzy. Z kolei pieniądze stoją po stronie piłkarzy.

     

    AUTOR: MICHAŁ CIERNIAK

    fot. pressfocus

     

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj

    Zobacz również

    Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.