Nie tak miał wyglądać powrót Jakuba Błaszczykowskiego. Nikt nie oczekiwał cudów, jednak lepszej dyspozycji już tak.
Trzeba śmiało powiedzieć, że Błaszczykowski jest obecnie jednym z najgorszych zawodników w szeregach Wisły Kraków. Widać gołym okiem, że Kuba nie grał od kilku miesięcy i jeszcze trochę minie, zanim wróci do przyzwoitego poziomu. Statystyki byłego kapitana reprezentacji Polski są bardzo słabe: Kuba notuje najniższą skuteczność podań (67%), wygrywa mniej niż połowę pojedynków z rywalami, zaliczył siedem udanych dryblingów i tylko jeden celny strzał. Jedynym plusem Błaszczykowskiego są jego firmowe podania ze stojącej piłki do wybiegających kolegów.
>>> CZYTAJ NA FOOTBAR: MAMROT ZOSTAJE
Oczekiwania były znacznie większe, oczywiście nikt nie liczył na cuda. Kibice Wisły będą mu wdzięczni do końca życia za to, że był pierwszoplanową postacią w akcji ocalenia klubu i z powodzeniem uratował Białą Gwiazdę. Niestety, jako zawodnik póki co zawodzi.
Koledzy ufają Błaszczykowskiemu i większość piłek przy akcji ofensywnych dogrywają właśnie jemu. Niestety, akcje po tym znacznie zwalniają, bądź po prostu są zatrzymywane. Kuba zdobył jedną bramkę w meczu ze Śląskiem Wrocław, z rzutu karnego. To jedyny celny strzał 33-latka po powrocie do Wisły.
Inną kwestią jest powołanie do reprezentacji Polski. Powiedzmy wprost – na chwilę obecną Jakub Błaszczykowski w żaden sposób nie zasługuje na powołanie do kadry. Gdy Jerzy Brzęczek jesienią powoływał Kubę do swojej kadry, ten w ogóle nie grał i był cień szansy, że mimo rozbratu z boiskiem Błaszczykowski mógłby coś pokazać i wnieść do reprezentacji. Czynnik niewiadomej bronił Brzęczka. Teraz, gdy zawodnik ma pewne miejsce w Wiśle i regularnie gra, widać, że jest totalnie bez formy i ciężko znaleźć powód, dla którego otrzymałby szanse w reprezentacji. Jeżeli jakimś cudem Brzęczek wystawiłby go w pierwszym składzie, możemy mówić o kuriozalnej i kompromitującej decyzji selekcjonera.
fot. pressfocus