Subiektywna relacja meczu Legia – Korona

    Kielce, gorące sobotnie popołudnie. Flagi żółto-czerwone z herbem kieleckiego klubu rozwieszone po całym mieście powiewają na lekkim i ciepłym wietrze, starsi ludzie zmęczeni okropnym gorącem siedzą na murkach lub przystankach gawędząc.  Przy biurze prasowym, gdzie wydawane są akredytację w kółko słychać aluzje na temat nadchodzącego meczu 2. Kolejki Lotto Ekstraklasy. Jeden ze stewardów popija zimną wodę rozstawioną przez służby zespołu i jednocześnie kieruje ruchem drogowym.

    Przed spotkaniem na Kolporter Arenie krążą różne opinie. W zasadzie u każdej napotkanej osoby można było się wszystkiego spodziewać. Głównie w gronie kibiców, z którymi miałem przyjemność porozmawiać o zwolnieniu ze stanowiska szkoleniowca Legii Warszawa, Deana Klafuricia, które rzekomo miałby zająć były selekcjoner reprezentacji Polski, Adam Nawałka.

    Idąc na mecz spodziewałem się wszystkiego… „Mecz ostatniej szansy dla Klafuricia? Nie, nie, zapewniam Cię, że popracuje jeszcze trochę” – można było usłyszeć od elegancko ubranego Pana, który rozmawiał z sympatykiem ubranym w szalik Korony zaciągając się dymem z papierosa. Na murach czy przystankach obok stadionu nie trudno zauważyć namalowane graffiti, które ukazują napisy takie jak „Korona to Pany” czy „Złocisto-Krwiści”.

    Za trzy godziny rozpocznie się proces wydawania akredytacji, więc po dość długiej wędrówce dookoła stadionu udaję się pod punkt i czekam na swoją kolej. W każdym zakamarku widać ochroniarzy kierujących ruchem ulicznym i dających wskazówki ludziom, głównie tym, którzy poszukują parkingów lub są tu pierwszy raz. Ze strony organizacyjnej wszystko działa jak należy. W międzyczasie odśpiewany zostaje hymn Korony przez grupę pobliskich szalikowców stojących przy pobliskim sklepie kibica. Chyba celowe zagranie kieleckich sympatyków, ponieważ z daleka widać autobus Legii Warszawa eskortowany przez dwa radiowozy. Na zegarze wybija godzina 18:00, więc to już moment, by iść po dokument i wyruszyć w kierunku głównych drzwi stadionu przy ulicy im. księdza Piotra Ściegiennego. Pogoda robi się coraz lepsza, słońce powoli zaczyna zachodzić i tworzy piękny krajobraz na tle Kolporter Areny.

    Dwie godziny przed pierwszym gwizdkiem udaje się do pokoju dziennikarzy, gdzie mogę zauważyć różne osobowości znane z telewizji. Atmosfera jest bardzo miła, każdy zajmuje się swoimi sprawami – malowanie do występu przed kamerą czy przymierzanie stroju – normalne rzeczy, jednak bardzo czasochłonne i denerwujące, jak było widać po niektórych osobach przygotowujących się do swojej pracy. Godzinę przed gwizdkiem zajmujemy wyznaczone miejsca na samym szczycie stadionu. Pierwsze przyśpiewki podgrzewają atmosferę i przyprawiają o gęsią skórkę. Stadion się zapełnia, z ogromną przewagą przybywają fani z Kielc, zaś kibiców mistrza Polski można zobaczyć na krzesełkach w samym rogu stadionu przeznaczonym dla przyjezdnych. Muzyka rozbrzmiewa po obiekcie i jednocześnie umila czas przed rozpoczęciem wyczekiwanego spotkania.

    I teraz pora na najważniejsze 90 minut szczególnie dla Legii, która w ostatnim czasie znalazła się w dużych tarapatach. Z tunelu wyłaniają się zawodnicy i zaczyna się pierwsze emocjonujące gwizdnięcie głównego arbitra, Piotra Lasyka. Mecz na Kolporter Arenie zaczyna się bardzo chaotycznie zarówno dla jednej drużyny jak i drugiej. Obie ekipy próbują się wzajemnie rozpracować, jednak nie wychodzi to jak należy…

    Często można zauważyć nieumiejętne kontrolowanie gry, które praktycznie cały czas kończy się stratami w środkowej części boiska. Michał Pazdan nie jest zadowolony z przebiegu pierwszych 20 minut, ponieważ ciągle gestykuluje i macha rękami do swoich partnerów. W piątek minucie dobrą akcję prawą stroną boiska przeprowadził przez Michalak, jednak wykończenie ostatecznie nie jest na tyle dobre, by zaskoczyć bramce doświadczonego Matthiasa Hamrola. Tuż po tym mieliśmy odpowiedź Koroniarzy, piłkę pod pole karne podprowadza Ivan Jukić, który jednocześnie wymija kłócącego się z arbitrem Hlouska. Mało brakowało, a Maciej Górski byłby strzelcem pierwszej swojej bramki w tym sezonie.

    Po pół godzinie gry, obie ekipy nie stwarzają dobrych okazji do zdobycia pierwszego gola, co głównie denerwuje asystenta Deana Klafuricia, który wydaje komendy i obserwuje grę z góry. W 33.minucie spotkania do bramki przyjezdnej Legii trafia Ivan Jukić, który w pięknym stylu przyjmuję futbolówkę i pewnym uderzeniem pokonuje Arkadiusza Malarza.

    Do przerwy znaczna przewaga zawodników gospodarzy. Dean Klafurić widocznie nie może uwierzyć w tak słabą grę swoich podopiecznych, udając się na ławkę rezerwowych i wymachuje rękami wypowiadając prawdopodobnie niecenzuralne słowa, które jak upominał spiker, są surowo zabronione.

    Legia od drugiej połowy spokojnie wyprowadzała swoje akcje,  szczególnie prawą stroną, gdzie brylował Hlousek. W 54’minucie piłkarze Klafuricia mieli dobrą okazję do zdobycia bramki, jednak piłka nie trafia do siatki. Trener był wyraźnie zły za postawę swoich zawodników. Po raz kolejny wymachiwał rękoma, krzycząc niecenzuralne słowa. Kilka minut później byliśmy świadkami najpiękniejszego gola w tej kolejce LOTTO Ekstraklasy. Krzysztof Mączyński świetnym strzałem z dystansu pokonał Hamrola, który nic w tej sytuacji nie miał do powiedzenia. To bez wątpienia najładniejszy gol reprezentanta Polski w karierze. 

    Legioniści przejęli inicjatywę, narzucając własny styl gry, stosując atak pozycyjny i praktycznie cały czas są obecni blisko pola karnego Korony. Głos spikera słychać na cały stadion, który upomina sympatyków zarówno jednej drużyny jak i drugiej ze względu na złośliwe przyśpiewki. Nieco ponad godzina gry, Legia Warszawa wychodzi na prowadzenie. Wygląda na to, że ciepły kielecki klimat przypadł im do gustu. Strzelcem bramki zostaje Jose Kante, który od przerwy pojawił się na murawie zmieniając słabego w tym meczu Michalaka.

    Mało podbramkowych sytuacji zawodników Korony, kibice do samego końca dopingują i dają z siebie wszystko, by podeprzeć na duchu swoich ulubieńców walczących u siebie. Zawodnicy Lettieriego przetrzymali ataki rywali aż do gwizdka Lasyka. Gospodarze nie mieli pomysłu na rozmontowanie szczelnej defensywy rywali. Miny kibiców były nietęgie, ale czy bez powodu? W taki oto sposób Korona Kielce zakończyła pierwsze swoje spotkanie na własnym obiekcie.

     

    Korespondencja z Kolporter Areny: Konrad Konieczny

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj

    Zobacz również

    Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.