Zapowiedź startu PKO Ekstraklasy 2019/20!

    Piłka jest piękna przez swoją nieprzewidywalność. W Europie nie ma słabych drużyn. Walka Dawida z Goliatem. Wyciągniemy wnioski. Ważne są trzy punkty. Zabrakło nam jakości. Ciężko trenowaliśmy cały tydzień. Efekt nowej miotły. Bramka, która zmieniła oblicze spotkania. Chcieliśmy coś udowodnić. VAR zabija ducha futbolu.

    Więcej nie trzeba. Show must go on. Wszyscy po przeczytaniu krótkiego epilogu wiemy, że nadciągają najbardziej emocjonujące i folklorystyczne rozgrywki piłkarskie w Europie. Każdy sezon to tysiące emocji, miliony banalnych wypowiedzi, pierdyliardy memów i miliony monet. Szkoda tylko, że miliony monet pensji na konta graczy, którzy wydają się wzięci spod bloku.

     

    Powraca PKO Ekstraklasa. Z nowym sponsorem, z nowymi zasadami, z nowymi nadziejami. Sezon ogórkowy spędziliśmy głównie debatując na temat wchodzącego w życie przepisu nakazującego aby w trakcie gry, w obu konkurujących drużynach, zawsze na boisku przebywał jeden młodzieżowiec. Samo pojęcie młodzieżowca już stanowi pewnego rodzaju zakłopotanie, ponieważ w kraju „wiecznie młodych braci Brożków” nie sposób dojść klarownej definicji zawodnika młodzieżowego. Ustalono zatem arbitrażowo, że w sezonie 2019/20 „młodzieżowcem” będzie zawodnik z urodzony najwcześniej w roku 1999 roku. Po wielu głosach oburzenia ze strony klubów Ekstraklasy i powoływaniu się na równoległe przepisy UEFA – ostatecznie przyjęto rocznik 1998 jako możliwy rok urodzenia najstarszego młodzieżowca, który musi przebywać na boisku w sezonie 2019/20. Co więcej, tenże młodzieżowiec, musi koniecznie posiadać obywatelstwo polskie. Zabiera to kartę z ręki chociażby Legii Warszawa, które w nadchodzącej kampanii chciała mocno postawić na rozwój Chorwata – Sandro Kulenovicia z rocznika 1999.

     

    Spór obozów „Nie jestem zwolennikiem dawania miejsc za darmo” z „Musimy w tej lidze postanowić na młodość” będzie trwał zapewne dłużej niż sama egzystencja tego przepisu. Zostawmy ten spór do własnych rozważań, choć nie będę ukrywał, że ja akurat zdecydowanie przychylam się do tych drugich.

     

    0 – słownie: zero. Żaden. Ani jeden – trener nie został zwolniony w trakcie letniej przerwy (fanfary). Pewnie myśląc o tym w normalnych warunkach otworzyłbym w okno, wypiął klatkę piersiową i spojrzał ponad horyzont. To przecież najzdrowszy z przejawów normalności! Tymczasem okno pozostaje zamknięte, a ja wlepiony w ekran monitora. Tam gdzie normalność jest normą, tam trenerzy żyją szczęśliwie. W Ekstraklasie zwalnia się trenerów po historycznych wynikach lub kilku nieudanych kolejkach na starcie rundy. W kraju w którym właściciel i prezes w jednej osobie, twierdzi z poczuciem czystego sumienia, że w Europie średni okres pracy trenera w klubie to 9 miesięcy. Nie zauważając, że właśnie ktoś właśnie skutecznie pracuje na tak skandaliczną średnią. Tak więc.. #spokojnie.

     

    Przed startem pierwszej kolejki przyjrzymy się blaskom i cieniom „mercato” 2019 w wykonaniu polskich klubów. Dodatkowo jesteśmy po pierwszych rozstrzygnięciach w eliminacjach do Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Te czynniki pozwalają nam pochylić się nad zapowiedzą spotkań pierwszej kolejki ligowej, choć z całą pewnością nie odgadną prawdy. To tak jak wróżenie z fusów.. można doszukiwać się prawideł, ale nie ma to nic wspólnego z mocą sprawczą.

     

    Arka Gdynia – Jagiellonia Białystok

    Trenerzy z dwoma odmiennymi wektorami. Jacek Zieliński podjął udaną próbę ratowania Ekstraklasy dla gdyńskiej Arki. W zamian za to włodarze postanowili oddać ster prowadzenia pierwszej drużynie temu trenerowi na kolejną kampanię. Zadania nie ułatwi mu na pewno spory wiatr, który przeszedł przez Gdynię tego lata. Z klubu wywiało kilku zawodników, którzy byli kluczowymi postaciami Arki wiosną, a już na pewno uznawani byli za piłkarzy zasługujących na lepszy klub aniżeli Arka. W pogoni za arabskimi pieniędzmi wyjechał Michał Janota (po jednym z najlepszych, o ile nie najlepszym sezonie w karierze). Nie udało się utrzymać w kadrze Marko Vejinovicią, który rozbudzał apetyty wielu klubów z Ekstraklasy. Odszedł zasłużony Tadeusz Socha, a mówi się także o odejściu Dawida Sołdeckiego do Podbeskidzia. Luka Zarandia nie rozbłysł na gwiazdę ligi, choć mogliśmy na pewnym etapie uwierzyć, że nią się stanie. Za to dużo cięższy niż na początku swojej przygody odszedł do Belgii szukać szczęścia.

     

    Komu do wyobraźni przemawiają nazwiska Santiego Samaresa, Azera Busuladzicia czy Dawida Shirtladze? Jeśli komuś z Was, to czym prędzej udajcie się do pewnego Quizu Pod Napięciem.

     

    Anonimowy dla polskiego kibica, a jednak budzący zainteresowanie okazuje się dopiero co nabyty napastnik Fabian Serrarens. Jeszcze w ubiegłym sezonie grywający na boiskach holenderskiej Eredivisie, jednak przez większość kariery występujący w drugiej lidze holenderskiej – zbierał przyzwoite liczby. Choćby ubiegły sezon zamknięty z 7 trafieniami – trzeba przyznać, że znaleźlibyśmy cały wagon napastników z gorszym dorobkiem którzy pojawiali się w Ekstraklasie. Nie wiadomo wciąż, czy otrzyma szansę przeciwko Jagiellonii, jednak jego korespondencyjny pojedynek z Mudrińskim (o nim poniżej) będzie ciekawym smaczkiem tego spotkania.

     

    Po drugiej stronie barykady utrzymał się Ireneusz Mamrot, który miał nie doczekać końca sezonu 2018/19. Już były przecieki o zwolnieniu. Już było zainteresowanie ze strony Śląska Wrocław. Już były memy.. Mamrot nie dość, że doczekał to jeszcze Jagiellonia z nim na ławce trenerskiej rozpocznie sezon. Sezon prawdy, po pierwszym bardzo dobrym i słabym drugim. Kto wie, czy Mamrotowi nie będzie po nocach śnił się koszmar pod tytułem „Legia 2017/18”, która w bezkrólewiu i na licencji Klafuricia jednak Jagę Mamrota wyprzedziła.

     

    Z transferów bez szaleństwa. Ze znaczących osłabień należy odnotować odejście Mariana Kelemena i Arvydasa Novikovasa do Legii Warszawa. Po stronie zysków.. ciekawym ruchem wydaje się zatrudnienia Juana Camary z Miedzi Legnica, który dał się poznać jako solidny pomocnik na warunki ligowe. Dodatkowo Ognjen Mudrinski przychodzi z ciekawym CV i statystykami w tle. W Serbii strzelał regularnie, niezależnie dla jakiego klubu grając. Prikryl ostatni sezon w Mladzie Boleslav uczcił 9 golami, ale to wciąż nie daje gwarancji jakości. Oprócz tego kilka mało rozpoznawalnych nazwisk, które ocenimy po pierwszych występach. Jagiellonia potrafi znaleźć piłkarzy ciekawych zagranicą, a później zrobić z nich użytek w ligowych zmaganiach. Jednak na każdy argument o Quintanie odpowiem Scepoviciem.

     

    ŁKS Łódź – Lechia Gdańsk

    Stabilizacja i wydatki z rozsądkiem. Wspólne mianowniki obu klubów, które mogą określać przebieg lata.

     

    ŁKS po tym jak drużynę wymyślił Kazimierz Moskal w dobrym stylu awansował do Ekstraklasy dosyć niespodziewanie. W klubie i jego otoczeniu chwali się, że pion sportowy rozwija się szybciej niż pion organizacyjny, ale póki co nikomu wśród eŁKaeSiaków to nie przeszkadza. Wręcz napawa to dumą tych, którzy zestawiają ich z lokalnym rywalem, gdzie proporcje są zgoła odwrotne.

     

    Kazimierz Moskal uznał, że w drużynie przydadzą mu się wzmocnienia w postaci Ricardo Guima, Pirulo i Dragoljuba Srnicia. Szczególnie ten ostatni, będąc jeszcze zawodnikiem Śląska Wrocław, nie zdobył serc obserwatorów ligi. Jego charakterystyka może jednak okazać się dosyć przydatna dla klubu, który najprawdopodobniej w pierwszej kolejności będzie walczyło o utrzymanie. Guima i Pirulo przybywają z półwyspu iberyjskiego, z którego przypłynęły już całe statki piłkarzy do Polski. Wielu z nich rozczarowało, a jednocześnie wielu udowodniło, że grając w Segunda B (III poziom rozgrywkowy w Hiszpanii) można zostać niekwestionowaną gwiazdą Ekstraklasy. Zwłaszcza Pirulo, z dobrymi liczbami jak na pomocnika, był mocno eksploatowanym zawodnikiem gdziekolwiek nie grał w Hiszpanii lub zagranicą. Oprócz tego ŁKS utrzymał w składzie Jana Sobocińskiego, który jest wielką nadzieją Łodzian zarówno na boisku jak i w klubowych kasach. Nie da się ukryć, że drogą jaką przebył jego rówieśnik Sebastian Walukiewicz – byłaby bardzo w Łodzi pożądana. Najpierw bardzo dobry sezon w klubie, a później mocno-gotówkowy transfer.

     

    Lechia z kolei wyjątkowo trzeźwa jak na czasy Franza Josefa Wernze. Rok temu wietrzenie szatni przyjmowane było z zaskoczeniem, ale także podyktowane było uszczuplaniem budżetu. Wówczas Stokowiec nie szarżował na rynku transferowym, ale wielu zastanych piłkarzy odrestaurował.

     

    Tego lata Stokowiec przywrócił do składu Sławomira Peszkę, co wydaje się korzystną drogą dla każdej ze stron. Pokazuje też dojrzałość zainteresowanych, którzy mimo perturbacji potrafili znaleźć wspólne stanowisko na dalszą przyszłość. Dodatkowo klub wzmocniono kilkoma zawodnikami z rodzimego podwórka, którzy znaleźli uznanie w oczach obserwatorów. Pierwszym z brzegu przykładem jest Zarko Udovicic, który w barwach Zagłębia Sosnowiec jako jeden z niewielu wyglądał na piłkarza stworzonego do gry na salonach. Kolejnym bardzo „gorącym” powrotem jest Mario Maloca, który przed epizodem w Niemczech wyrobił sobie markę jednego z czołowych stoperów na polskich boiskach. Wraca by podjąć rywalizację z Augustynem i Nalepą, którzy i tak w zeszłym sezonie byli najmocniejszą formacją Lechii. Przyszedł również Paweł Żuk, któremu nie udało się przebić do pierwszej drużyny Evertonu.

     

    Po stronie strat pozbyto się piłkarzy mniej znaczących (Mak, Michalak, Nunes), czy wręcz marginalnych (Vitoria, Lewandowski). Co jest bardzo ważną wiadomością przed startem ligi i eliminacji do Ligi Europy – Lechia zdobyła Superpuchar Polski. Tytuł uzyskany w zasadzie w stylu, który był znakiem rozpoznawczym ubiegłego sezonu. Rewelacyjny w bramce Kuciak, zwarta obrona, płuca Kubickiego i Łukasika. Do tego doszedł dobry pressing na połowie Piasta Gliwice, który skutkował przynajmniej dwiema bramkami. Odpaliły skrzydła w postaci Udovicicia i Haraslina. Tylko odejście Słowaka wydaje się nieuniknione, zwłaszcza w obliczu takich występów.

     

    Raków Częstochowa – Korona Kielce

     

    Podopieczni Marka Papszuna spełniają wszystkie kryteria by być najbardziej interesującym z beniaminków w ostatnich latach. Drużyna zbudowana w oparciu o Polaków (w większości), spektakularnie zapewniła sobie awans do Ekstraklasy. Co więcej – od dwóch lata płatała figle w Pucharze Polski TAK ZWANYM dużym markom z Ekstraklasy.

     

    To właśnie osoba trenera wzbudza największe zainteresowanie wokół tego klubu. Nie jest tajemnicą, że jego zatrudnienie mocno sondowała Legia Warszawa zanim postanowiono przedłużyć kontrakt z Aleksandarem Vukoviciem. Ostatnio słyszane pieśni pochwalne na temat „124 wariantów rozegrania rzutów rożnych” w wykonaniu Rakowa wcale nie muszą okazać się przesadą. Raków jest zespołem bardzo poukładanym i grającym atrakcyjny dla oka futbol.

     

    Na szczęście spośród architektów awansu do Ekstraklasy – ostali się niemal wszyscy. Jedynie Listkowski wrócił do Pogoni Szczecin z wypożyczenia, ale i on nie był fundamentem Rakowa w sezonie 2018/19. Do tego Raków dokooptował kilka tajemniczych nazwisk (z różnymi markami w tle, co oczywiście jest typowym wpisem w CV – przynętą) z zagranicy, których wartość zweryfikuje boisko. Mówimy tutaj w szczególności o Azemiroviciu (ex Benfica, Partizan Belgrad. Ostatnio Zemun Belgrad), Babenko (ex Dnipro Dniepropietrowsk, ostatnio Czernomorec Odessa), Lukoviciu (ex Crvena Zvezda, ostatnio FK Vozdovac), Nouvierze (kiedyś Metz i Cluj, ostatnio Sepsi OSK). Z lokalnego rynku wyjęto Felicio Brown Forbesa i Michała Skórasia. Forbes to ostatnio napastnik.. Korony Kielce. Jego sposób i jakość gry można oceniać podobnie jak swego czasu Jose Kante – ma swoje walory, które sprzedaje drużynie, ale mało strzela. I to był główny, a właściwie fundamentalny zarzut do napastnika. Oprócz tego jest to silny, waleczny napastnik, którzy „przestawił” niejednego stopera w ligowych zmaganiach. Skóraś, wychowanek akademii Lecha, ostatnio w BBT Nieciecza,. Uznawany jest za spory talent, dlatego też Lech nie zdecydował się na transfer definitywny, a jedynie na wypożyczenie do Częstochowy.

     

    „Koroniarze” to wciąż banda świrów, ale już nie na boisku, a jedynie w klubowych gabinetach. Po raz n-ty z rzędu w Kielcach będą stawiać czoła wyzwaniu: „Teraz Korona już na pewno spadnie”. W ostatnich latach udawało się pięknie zadać kłam tej historii, kiedy Korona kończyła sezon zazwyczaj w grupie mistrzowskiej. Nierzadko prezentując do tego przyzwoity sposób gry. Drugi sezon pracy Gino Lettiego nie był już jednak tak różowy jak pierwszy. Z klubu pozbyto się kilku ważnych zawodników, a zastąpiono ich nie zawsze jakościowymi substytutami. Dodatkowo w tle awantura z Grzegorzem Rasiakiem w tle (menedżera Oskara Sewerzyńskiego), a ostatnio w sprawie trenera jednej z grup młodzieżowych.

     

    Swego czasu w mediach dało się wysłuchać wywiad z prezesem Zającem, który zapewnił, że Gino Lettieri będzie trenerem Korony Kielce tak długo jak tylko sam będzie chciał. My, ludzie pomni syndromu tak zwanego „trenera na lata” Jacka Magiery – pukaliśmy po czołach. Póki co jednak trzeba oddać włodarzom Korony, że presję wytrzymano i Gino Lettieri przystąpi do trzeciego sezonu jako trener Korony.

     

    W pierwszej kolejności należy rozpatrzyć kogo NIE STRACONO. Jukić, Kosakiewicz, Żubrowski, Arweładze. Te nazwiska znamy z boisk i wiemy, że Koronie mogą zagwarantować minimum przyzwoitości w grze. Do tego transferowano chociażby Daniela Dziwniela, Erika Pacinde, Michala Papadopoulosa, Themistoklisa Tzimopoulosa, Rodrigo Salazara i Michała Żyrę. Dziwniel kiedyś rokował na spory talent jako lewy obrońca, zwłaszcza w kraju cierpiącym na chroniczny niedobór lewych obrońców. Później nieudany wyjazd do St.Gallen, powrót do Zagłębia Lubin – oba epizody przeszyte kontuzjami, mocno wyhamowały zawodnika. Erik Pacinda przychodzi z Viktorii Pilzno na którą okazał się zwyczajnie za słaby. Wcześniej regularnie trafiał dla DAC Dunajskiej Stredy, tak bardzo bliskiej nam w ostatnich tygodniach. Nie będziemy specjalnie rozpisywać się na temat Michala Papadopoulosa, który jest już znany polskiej publiczności. Dobre warunki fizyczne, zazwyczaj gwarancja kilku goli na sezon. Korona powinna mieć z niego korzyści, zwłaszcza obsadzając pozostałe linie ruchliwymi pomocnikami w typie Arweładze, Żyry i Salazara. Właśnie Michał Żyro i Salazar to zaskakujące wzmocnienia. Żyro po odejściu z Legii ruszył na podbój Anglii do Wolverhampton. Po imponującym starcie przyszły kontuzje, zmiana właścicielska klubu, a co za tym idzie także nowa polityka transferowa. Żyro poszukał szczęścia w Pogoni Szczecin, co i tak było zaskakującym posunięciem. Zaskakująco poszło mu również w drużynie Runjaicia, gdzie nie odnalazł się kompletnie – marnując sezon 2018/19. Przyczyn można doszukać się wielu, a jedną z nich znów okazało się zdrowie, a w zasadzie jego brak. Trzymamy kciuki za jego zdrowie i dobrą współpracę z Lettierim, bo Żyro w dobrej formie to byłby wartościowy akcent dla całej ligi.

     

    Na koniec Salazar, który wypożyczony został dosyć sensacyjnie z Eintrachtu Frankfurt. Można zadać sobie pytanie, czy Eintracht chcąc ogrywać dobrze rokującego zawodnika, akurat wypożyczałby go do Polski. Po czynach go poznamy.

     

    Wisła Kraków – Śląsk Wrocław

    Mecz przyjaźni. Wisła mimo swojej ciągle trudnej sytuacji finansowej, dzięki szczodrobliwości mniejszych sponsorów, bardziej wzmocniła się latam aniżeli osłabiła. Maciej Stolarczyk ugruntował swoją pozycję w klubie i będzie to dla niego niewątpliwie sezon prawdy. Odeszło czterech zawodników spod Wawelu, którzy jednak nigdy nie wydawali się nie do zastąpieni. Chodzi o Marko Kolara, Matej Palcić, Sławomira Peszkę i Rafała Pietrzaka. „Peszkin” zdobył uznanie kibiców Wisły przebywając na wypożyczeniu z Lechii. Z kolei Pietrzak zapracował na uznanie nie tylko dobrą grą, ale także swoją lojalnością względem klubu w czasie kryzysu.

     

    Skutecznie popracowano nad uzupełnieniem / wzmocnieniem składu. Bardzo szybko podpisano kontrakty z Rafałem Janickim, Davidem Niepsujem, Michałem Makiem. Swego czasu każdy z nich uchodził za dobrze rokującego zawodnika. Obecnie żaden z nich nie rozwinął się na miarę oczekiwań, ale właśnie w klubie z Reymonta nadchodzi „make or break”. Klub sprzyjający odbudowie zawodników, gdzie właściwie muszą wywalczyć sobie miejsce na placu gry.

     

    Dodatkowo w ostatnich dniach podpisał kontrakt Jean Carlos Silva, który w przeszłości występował w młodzieżowych sekcjach Realu Madryt.

     

    We Wrocławiu najwidoczniej połknięto sporą dawkę środków przeciwbólowych. Gra Śląska wiosną wszystkich przyprawiała o mocny ból zębów, a trener Lavicka był w gronie mocnych kandydatów do zwolnienia. Dostanie jednak szansę kontynuacji pracy z zespołem, który mocno przebudował. Z całego wagonu zawodników zwróćmy uwagę na trzy nazwiska: Erik Exposito, Przemysław Płacheta i Israel Puerto.

     

     

    Exposito przychodzi z Las Palmas i według wielu opiniotwórców – może to być zawodnik, który przyjemnie nas zaskoczy swoją grą w Śląsku. Do tego dochodzi Przemysław Płacheta, który zdobył uznanie pierwszoligowych obserwatorów dzięki swojej grze dla Podbeskidzia. Kiedyś wyjeżdżał do akademii RB Leipzig z wielkimi nadziejami, które brutalnie zweryfikowała rzeczywistość. Wydaje się jednak, że właśnie zaczyna się podejście numer dwa do poważnego grania. Zgłaszała się po niego również Legia Warszawa. Na koniec Israel Puerto – po przygodach w Sevilli, Villareal (bardziej jako figurant) reprezentował stare, podupadłe marki Racingu Santander i Recreativo Huelvy.

     

    Wszystko to po to aby zasypać dziurę po Farshadzie (mała szkoda), Piechu (szkoda taka sobie) i Robaku (jednak duża szkoda). Odejścia Tarasovsa i Cotry raczej nikt nie będzie wspominał jako dramatu klubowego.

     

     

    Piast Gliwice – Lech Poznań

    Bardzo ciekawym sprawdzianem dla Piasta będzie mecz z (wciąż) remontowanym Lechem Poznań. Zwłaszcza kilka dni po odpadnięciu z BATE Borysów w eliminacjach do Ligi Mistrzów w okolicznościach, które do dziś wydają się nieodgadnione. Albo inaczej – odpowiedź na przyczynę porażki zna tylko Frantisek Plach, ale nie chciałbym się przesadnie nad nim pastwić. Tak samo jak nad całą drużyną Piasta, która po prostu wyglądała dobrze. Kropka.

     

    W dotychczasowych trzech oficjalnych meczach Piasta w sezonie 2019/20 mieliśmy okazję zobaczyć kilka nabytków: Daniego Aquino, Tomasa Huka i Sebastiana Milewskiego. Żaden z nich nie wprawił nas w zachwyt, mówiąc bardzo delikatnie. Zwłaszcza Huk i Milewski bardzo zawiedli w meczu o Superpuchar Polski z Lechią.

     

    Rymaniak powinien okazać się solidnym wzmocnieniem, na bazie tego jak rozwinął się w Koronie Kielce. Z kolei Steczyk może być drugą wersją Pawła Tomczyka, czyli młodego-ambitnego napastnika „na zmianę”. Ubytki odczuwalne to na pewno odejście Sedlara do Mallorci, a także powrót Jodłowca do Legii Warszawa. Nieuniknione wydaje się być także sprzedanie Patryka Dziczka. Na szczęście dla Waldemara Fornalika, póki co nie zanosi się na odejście Joela Valencii, Jorge Felixa ani Piotra Parzyszka.

    W Lechu z wielkiej chmury mały deszcz. Optymiści mówią, że nieprzesadna aktywność na rynku transferowym oznacza rozwagę i umiarkowanie. Pesymiści twierdzą, że oszczędność i zaciąganie hamulca ręcznego.

     

    Wielu piłkarzy Lecha, którzy odeszli tego lata – nie jest warte wspominania. Jedynie odejście Gajosa i Buricia możemy rozpatrywać w kategoriach jakiejkolwiek szkody. W ich miejsce sprowadzono chociażby Karlo Muhara, rekomendowanego przez Nenada Bjelicę. Lubomir Satka kiedyś nie przebił się do pierwszej drużyny Newcastle United, ale był za to architektem progresu DAC Dunajskiej Stredy w ostatnich latach. Czy Mickey van der Haart okaże się wzmocnieniem po odejściu Putnkocky'ego i Buricia?

     

    Na pewno zasłużył na powrót do Poznania Paweł Tomczyk i Tymoteusz Puchacz. Piłkarze, którzy nie wystrzelili na pierwsze strony gazet w trakcie swoich wypożyczeń, ale na pewno zasługujący na poważną szansę w Poznaniu. Skoro nadszedł czas stabilizacji i stawiania na „swoich” – nie będzie lepszego momentu. Dariusz Żuraw także prawdopodobnie nie dostanie lepszej okazji na wypłynięcie na szerokie wody jako pierwszy trener. Do tej pory traktowany był w kategoriach „ratownika”, teraz dostaje poważną szansę. Możemy dyskutować nad jego pracą z Lechem wiosną po odejściu Nawałki. Również można by przytoczyć jego słynne pożegnanie ze Zniczem Pruszków. Zostawmy to i oczekujmy w spokoju. Wielu trenerów skreślaliśmy niesłusznie, zbyt wcześnie.

     

    Zagłębie Lubin – Cracovia Kraków

    Stabilizacja to motyw przewodni tego lata w polskich klubach. Nie inaczej było w Zagłębiu Lubin, gdzie na stanowisku pozostał Peter van Dael. Z drużyny odszedł, co było wiadome od stycznia, Filip Jagiełło do Genoi. Oprócz tego pozbyto się zbędnych : Leciejewskiego i Maresa. W klubie, póki co, pozostał Filip Starzyński o którym swego czasu bardzo dużo pisało się w kontekście przenosin do Lechii Gdańsk. Oprócz tego wciąż w drużynie figurują Bartłomiej Pawłowski, Damian Bohar czy Patryk Tuszyński. Wzmocniono skład postaciami Roka Sirka (regularnie trafiający do bramki w trakcie gry w Słowenii), Sasy Zivca (znany z solidnej gry w Piaście Gliwice), a także utalentowani: Serafin Szota, Dominik Jończy.

     

    Jeśli Zagłębie nie osłabi się do końca okienka transferowego, a van Dael nie zawalił spektakularnie przygotowań do sezonu – mamy w Miedzowych mocnych kandydatów do walki o europejskie puchary (sic!).

     

    W Cracovii Michał Probierz najpewniej nie złoży żadnych deklaracji, jak przed ubiegłymi rozgrywkami. Słynną deklarację walki o Mistrzostwo Polski wytykano mu w każdym potknięciu, a porażek zwłaszcza na początku sezonu było bez liku.

     

    Nie udało się dojść do porozumienia z Extremadurą i Airamem Cabrerą, który był głównym akcentem ofensywnym Pasów w poprzednim sezonie. Dodatkowo – do rezerw został przesunięty Javi Hernandez w ramach kary, za rzekomą próbę wymuszenia odejścia z klubu. Obaj zawodnikami byli bardzo ważnymi ogniwami ofensywy Cracovii w poprzedniej kampanii. Nieodczuwalne powinny być z kolei odejścia Adriana Danka, Gerarda Olivy i Jakuba Serafina.

     

    W transferach przychodzących jest niemniej interesująco. Największe emocje budzą nazwiska Rafy Lopesa i Pelle van Amersfoorta . Pierwszy przychodzi wprost z portugalskiej ekstraklasy, jako były reprezentant Portugalii U-21. Również reprezentantem U-21 swojego kraju – Holandii, był „Pelle”. Do tej pory występował w swoim macierzystym klubie Herenveen i trzeba przyznać, że przyjście do Cracovii zawodnika wciąż młodego (23 lata), taką przeszłością i teraźniejszością – rozpatrujemy jako bardzo obiecujący transfer. Przyzwoicie wyglądał w przedsezonowych sparingach, a zdobył również bramkę na wyjeździe z DAC Dunajską Stredą (tak, przypadkowy gol – ale gol).

     

    Cracovia odpada z Dunajską Stredą. Zasłużenie lub nie. Dyskusja o przepisie strzelonych bramek na wyjeździe, a także bramkach strzelonych w dogrywkach – będzie żyć nowym życiem. Dla Michała Probierza to trzeci zimny prysznic na trzeci kolejny sezon w Cracovii. W pierwszych kolejkach musi nastąpić zdwojona mobilizacja, by Cracovia rzeczywiście nie rozpoczęła identycznie do dwóch poprzednich sezonów..

     

    Legia Warszawa – Pogoń Szczecin

    W Warszawie bez fajerwerków, ale za to z solidnymi wzmocnieniami wprost z lokalnego rynku. Walerian Gvilia dał się poznań w Górniku jako przyzwoity „porządkujący” środek pola. Tomasz Jodłowiec po bardzo dobrym sezonie w Piaście Gliwice zostaje w Legii na kolejny sezon, by prawdopodobnie napisać ostatnią – pomyślną kartę w barwach Legii. Arvydas Novikovas niewątpliwie w Jagiellonii był czołowym skrzydłowym ligi. Jeśli nie zadzieją się rzeczy niewytłumaczalne to powinien być ważnym ogniwem Legii. Progres w liczbach tego zawodnika również jest spodziewany.

     

    Brazylijczyk Luquinhas w swojej karierze czarował, ale na zapleczu portugalskiej ekstraklasy. Przychodzi do Polski bez większych dokonań. Jeśli ustąpi miejsca w składzie Carlitosowi, Niezgodzie lub Kulenoviciowi – nie będziemy wielce zdziwieni.

     

    Ostatnim transferem okazał się jak dotychczas Ivan Obradović. W Warszawie sporo emocji wzbudziło odejście Adama Hlouska. Sam Vukovic winą za odejście Czecha obarczał poprzednią „Grupę Trzymającą Władzę”, uznając za niedopuszczalną i wielką utratę dla Wojskowych. Dalej, trener Vukovic podjął niezgrabną próbę medialną w temacie Kirkeskova, która wydaje się być już pogrzebana. Lekiem na zło lewej strony obrony ma być Obradović. Kiedyś jako spory talent z Partizana Belgrad zameldował się w Realu Zaragoza. Tam przyzwoicie zaczął swoją przygodę, lecz spotkało się to w czasie z znacznym regresem całego klubu. Trafił do Belgii, gdzie zasłużył sobie na transfer do słynnego Anderlechtu. W barwach Fiołków wyrobił sobie przyzwoitą renomę, lecz ostatni sezon spisuje na straty jak i cały Anderlecht. Czy, wkrótce 31 letniemu, Serbowi wciąż wystarczy motywacji by budować mocną Legię?

     

    Ostatnim pytaniem jakie pada z ust niemal wszystkich to wiara w siłę obecnego trenera. Z łatką „wiecznego asystenta” postanowił zerwać tak klub, jak i sam Vuković. Teraz, albo nigdy. Make or break. Odpowiedzi na postawione pytanie na pewno nie przyniósł mecz z gibraltarskim Europa FC. I dobrze, że to piłka nożna, a nie łyżwiarstwo figurowe..

     

    W Szczecina zacumował statek z Grecji. Kadrę poszerzono o nazwiska, które nie będą łatwym kąskiem dla komentatorów: Manias, Spiridonović, Stipica, Triantafyllopoulos. Oprócz tego do klubu powrócił po niezłych występach w Rakowie – Marcin Listkowski.

     

    Dodatkowo Jarosława Fojuta ma zastąpić Igor Łasicki, który nie rozkochał obserwatorów swoją grą w Wiśle Płock. Praca pod okiem Kosty Runjaicia to jednak inna para kaloszy, na czym może wydatnie skorzystać. Odszedł niespodziewanie, do dalekiej Australii – Radosław Majewski. Oprócz tego spodziewanego odejścia Walukiewicza, odeszli także wspomniany Fojut, a także Załuska i Delew.

     

    Słowem: spore zmiany w Szczecinie i atmosfera zaciekawienia. Czy nowe transfery okażą się być wzmocnieniami, czy strzałem w kolano? Przebudowa stadionu ruszyła pełna parą. Oby budowano również jeszcze silniejszą Pogoń.

     

    Wisła Płock – Górnik Zabrze

     

    W Płocku idzie nowe. Marek Jóźwiak, nowy dyrektor sportowy zespołu z Płocka, przyniósł do klubu całkiem sporo ciekawych transferów. I dużo, dużo betonu.

     

    Gdybyśmy tak piłkę nożną porównywali do branży budowlanej najpewniej powiedzielibyśmy, że w Płocku leją żelbet jak wodę słynny wodospad Niagara. Najpierw, jeszcze w ubiegłym sezonie, zatrudniono w rolę szkoleniowca Leszka Ojrzyńskiego. Nie jest tajemnicą, że Pan Ojrzyński buduje zespoły oparte na zwartej defensywie, waleczności, zadziorności. Trudno oceniać, że jego drużyny w kategorii stylu pobijały katalońską „tiki-takę”, ale lepiej być wyraźnym w inny sposób niż w żaden.

     

    Prawdziwą fortecę w obronie mogą stworzyć nowo-nabyci: Jakub Rzeźniczak, Jarosław Fojut, Michał Marcjanik i Piotr Tomasik. Zastąpiono nimi zupełnie inną kategorię obrońców – (już nie wcale takich) młodych, rozwojowych Łasickiego i Dźwigałę. Nowa, stara (demograficznie) gwardia zapewne zagwarantuje nie gorszy poziom gry obronnej niż ubiegło-sezonowe personalia. Dodatkowo ściągnięto Huberta Adamczyka (kolejny z cyklu: make or break), który wyróżniał się na pierwszoligowych boiskach, a także Olafa Nowaka – jednego z nielicznych, którzy zachowali twarz w Zagłębiu Sosnowiec po ubiegłym sezonie.

     

    Klucznikiem tej fortecy może zostać Jakub Wrąbel, który podejmie rywalizację z Thomasem Dahne. Pogoniono z klubu nieefektywnych Nico Varelę, Semira Stilicia i Jakuba Łukowskiego. Pozostali, co by nie mówić, solidni ligowcy: Oskar Zawada, Alen Stevanović, Alan Uryga, Ariel Borysiuk i (mem-generator) Giorgi Merebashvili.

     

    Co słychać w Zabrzu? Najbardziej ciekawią mnie losy trenera Marcina Brosza. Jeśli dokończy ten sezon jako trener Górnika – będzie to jego czwarty, pełny sezon w tej roli. Jak na warunki nadwiślańskie – to już powód do postawienia mu pomnika. Po pierwszym, sensacyjnym sezonie w roli beniaminka – przyszedł spodziewany zjazd i walka o utrzymanie. Udało się uratować Ekstraklasę dla Zabrze między innymi na plecach Igora Angulo, Jesusa Jimeneza, Waleriana Gvilii i Szymona Żurkowskiego. Gruzina oraz „Żurka” nie ma już na Roosvelta. Oprócz tego rozstano się z Wojciechem Pawłowskim, nie zdecydowano się na Mystakidisa, a do Grecji odszedł Dani Suarez.

     

    Po stronie zysków bez fontann, wodotrysków i efektów świetlnych. Filip Bainović to Serb przychodzący, jak wielu tego lata, z ligi serbskiej. W przeszłości figurował w prawdzie jako zawodnik Crvenej Zvezdy. Głownie zaistniał jako zawodnik FK Rad. Słoweński obrońca Erik Janża to dwukrotny mistrz Słowenii z Mariborem. Próbował swoich sił również w Viktorii Pilzno, gdzie nie udało się przebić na szersze wody. Szukał swoich sił także na Cyprze i Chorwacji. Na papierze wydaje się być solidnym wzmocnieniem defensywy, zwłaszcza w obliczu odejścia Daniego Suareza. Dawid Kudła miewał w swoich ekstraklasowych przygodach lepsze lub gorsze momenty. Rywalizacja bramkarska na linii Martin Chudy, Tomasz Loska i Dawid Kudła – wydaje się być bardzo wyrównana.

     

    David Kopacz – przychodzi z rezerw VfB Stuttgart. Nie udało się nigdy zadebiutować w rozgrywkach ligowych w barwach tego szanowanego klubu. Co więcej – Mistrzostwa Świata do lat 20 – wcale nie przyniosły chwały temu, ani innemu zawodnikowi reprezentacji Polski. Trudno go zatem rozpatrywać jako wzmocnienie Górnika. Pozostaniemy z nim na statusie: do dalszej obserwacji.

     

    Ostatnią personą, którą trzeba wymienić w kontekście Górnika jest Paweł Bochniewicz. To na pewno dobra informacja dla każdej ze stron. Górnik utrzymuje w składzie młodego zawodnika, który powinien się tylko rozwijać. Jego przeszłość oraz fakt, że występował w reprezentacji U-21, która zanotowała bardzo przyzwoite Mistrzostwa Europy – działają na jego korzyść. Jeśli w kolejny sezonie Bochniewicz zrobi krok do przodu, ustabilizuje dobrą formę to może okazać się w przyszłości źródłem sporych przychodów dla Górnika Zabrze.

     

     

    Podsumowując, jedziem z tym śledziem – jak mawiał Ferdynand Kiepski. Możecie się ze mną kłócić i nie zgadzać, ale PKO Ekstraklasa to nie jest czołowa liga w Europie. Nie jest też najprzyjemniejsza do oglądania. Pogrążona w przypadkowości jest zmorą bukmacherów i ekspertów. Zadaje kłam teorii, że im więcej pieniędzy zainwestowanych w daną dziedzinę – tym lepszy jej rozwój.

     

    Akurat.

     

    Przewidywanie losów tej ligi to jak wróżenie z fusów. Nie ma nic wspólnego z regularnością, czy dowodami naukowymi. Jest jednak niewątpliwie źródłem emocji, zaczepką do tysiąca rozmów o piłce. Możemy się śmiać i psioczyć, ale na sam koniec od Bałtyku po Tatry to właśnie Ekstraklasa jest najczęściej oglądanym wydarzeniem sportowym w Polsce. Dostawca transmisji (aktualnie już więcej niż jeden) nawet nie ukrywa, że hit Premier League nawet nie zbliża się oglądalnością do meczu kolejki Ekstraklasy.

     

    Dziś o 18:00 w Gdyni rusza PKO Ekstraklasa 2019/20 . Robi cieszynkę a'la Cristiano Ronaldo, nawet jeśli publiczność gwiżdże.

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj

    Zobacz również

    Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.