Kabaretowa Ekstraklasa #1

    To nie będzie zwykłe podsumowanie ekstraklasy. Nie będzie to również zachwycanie się nad faktem, że ekstraklasa zrobiła kilka kroków do przodu – może i zrobiła, ale cała Europa zrobiła dwa więcej. Jest to nowy format na footbar.info gdzie poruszymy temat cudownych i nieszablonowych zagrań, które przybliżą nas to zrozumienia, dlaczego Legia męczy się w eliminacjach Ligi Mistrzów ze Spartakiem Trnava. Mecz rozpocznie się po publikacji tego tekstu… Co to będzie, co to będzie…

     

    Nie mogę nie zacząć od meczu Lechii ze Śląskiem w Gdańsku ,nie dlatego, że to najlepszy mecz tej kolejki (bo nie). Po prostu w pierwszej kolejce wydarzyła się sytuacja idealnie wprowadzająca nas w wyjątkowość ekstraklasy. Faul Sławomira Peszki już był absurdalny, ale przeprosiny i tłumaczenia dopełniły „powagi” sytuacji. I kiedy już wydawało się, że temat jak szybko się pojawił tak szybko się skończy, pojawił się ON. Tomasz Hajto i jego tweet o tym jak bardzo hejterzy nie rozumieją piłki i jak bardzo kara dla Peszkina jest przesadzona – serio? Ale zostawmy to co było, zajmijmy się tym co jest – a jest bardzo dużo!

    Przede wszystkim wielki powrót z wymagającego wybitnie krótkiego mundialu naszego exportowego sędziego – Szymona Marciniaka. Nie wiem czy to widzimisię Pana Marciniaka i ogromna wiara we własne umiejętności (i w tym przypadku sokoli wzrok) czy po prostu ma wybitnego pecha do sędziów VAR, ale drugi rzut karny dla Lechii nie powinien mieć miejsca, faul był przed polem karnym i system VAR MUSI to zobaczyć. Musi. Przynajmniej ta decyzja nie wypaczyła wyniku bo mimo, że był to drugi rzut karny dla gospodarzy a do piłki podszedł strzelec pierwszego gola, gol nie padł, a Paixao po raz kolejny pokazał nonszalancję i fakt jak „wielką gwiazdą” tej ligi jest i strzelił Panenką do rąk bramkarza. Szczerze? Popłakałem się ze śmiechu. Sam mecz po prostu przeciętny, a Śląsk po raz kolejny może dziękować Celebanowi za to, że jest i strzela gole, wyręczając napastników.

    Przed sezonem było głośno o Wiśle i to właśnie do Krakowa zaprosił nas w następnej kolejności terminarz ekstraklasy – co w zasadzie nie jest takie oczywiste, przecież Wisła przez kilka dni nie była nawet gospodarzem stadionu przy Reymonta, a dla dopełnienia tego absurdu na jej stadionie grać miała Garbarnia… A piłkarze, co jest w takich sytuacjach tak często spotykane jak ostatnie zaćmienie księżyca, grali ciekawie i z zaangażowaniem. Albo trener Stolarczyk jest objawieniem trenerskim, albo chłopakom naprawdę zależy na tym klubie – szanuję. Nie może być jednak zbyt kolorowo i trzeba pochylić się nad dwoma negatywnymi rzeczami – pierwsza to brak herbu na koszulce Boguskiego – serio?! Odkleiła się w trakcie czy klub oszczędza na czym tylko się da i co tydzień jeden z piłkarzy będzie grał z jedną nalepką mniej? W ostatniej kolejce Wisła gra bez koszulek – w znacznikach. W obydwu przypadkach nie świadczy to najlepiej o klubie. Drugą rzeczą jest cudowne podanie Kostala w 92 minucie na środek WŁASNEGO pola karnego DO PRZECIWNIKA, kiedy to tylko refleks Buchalika uratował Wisłę przed remisem (i nie dał po raz drugi szczęśliwego zakończenia meczu dla Miedzi).

    Kwintesencją następnego spotkania będzie przyśpiewka kibiców Zagłębia w meczu z Zagłębiem:
    „Jazda z k***, Zagłębie jazda z k***”.

    Nie wiem może jakieś rozbicie na Lubin i Sosnowiec? Patrząc na wyniki tych drugich zmiana tylko na rok, a właściwie na drugi mecz. Moja propozycja może być odebrana zbyt politycznie, ale
    „Jazda z Sosnowcem, Lubinie jazda z Sosnowcem” jest lepsze niż wrzuta na dwa kluby jednocześnie, chyba. Co do meczu to „Man of the match” zostają zdecydowanie słupki, przede wszystkim słupki Zagłębia Bombowiec Sosnowiec.

    Po słupkach i nieudanych przyśpiewkach, beka przyjechała do Kielc gdzie chyba najsłabszy Mistrz Polski od dawna musiał zmierzyć się nie tylko z miejscowymi scyzorykami, ale również, ciągnącym się jak nieprzyjemny zapach z toalety po ciężkim dniu, fatalnym występie ze Spartakiem Trnava. I przebieg meczu był dość typowy, najpierw swój kunszt pokazywał Malarz, potwierdzając słowa Macieja Szczęsnego o tym, że jest najlepszym bramkarzem w Polsce – chociaż z tym powołaniem może nie szalejmy, swoje lata ma – a później Korona strzeliła gola. #klasyk.
    Różnicą jest piękny gol Krzyśka Mączyńskiego i zwycięstwo Legii, choć po meczu wróciliśmy do krainy absurdu, a pomógł nam w tym Dejan Klafurić mówiący o tym, że Legia pokazała w tym meczu kto jest Mistrzem Polski – no bez przesady, grali do dupy po prostu Korona im trochę pomogła.

    Mottem, choć nie słowny ma wizualnym, ekstraklasy (a przynajmniej drugiej kolejki bo czym nas uraczą piłkarze w następnej kolejce, ciężko powiedzieć) zostaje jedna, jedyna akcja z meczu Górnika z Wisłą Płock. Zaczęliśmy typowo, najpierw bardzo dobra interwencja Loski, a 8 sekund później błąd a’la Karius, który mógł zakończyć się dokładnie tak samo jak interwencje Niemca – uzasadnionym linczem. Później trzeba pochwalić świetne dogranie Szwocha, które musiało zostać zamienione na gola dla Wisły (i o dziwo tak było, spokojnie). I wtedy nadeszło to:

    Następny mecz opiszę listą rzeczy do zrobienia, na pewno od razu zrozumiecie gdzie jesteśmy…
    Wyjdź na murawę, stań w równym rządku, przywitaj kibiców – pomachaj do pustych trybun. Dobra, możemy zaczynać mecz.

    Tak ruszyliśmy w Poznaniu przez karę nałożoną na „kibiców” Lecha za genialne wprost zachowanie w ostatnim meczu poprzedniego sezonu z Legią – Chwilę później padł gol dla Poznaniaków, chociaż to co zrobił wtedy Gytkajer (nie strzelił gola i musiał poprawiać kolega z zespołu) to kryminał w czystej postaci i za takie pudła powinno się iść do więzienia

    Cracovia dostała prezent (choć nie trafiony) w postaci rzutu karnego, ale podopieczni Michała Probierza stwierdzili, że dziś im strzelać nie kazano i bilans bramkowy 1:5 nie jest w cale taki zły. No nie bardzo chłopaki, nie bardzo…

    Na koniec crème de la crème czyli starcie Pogoni z Piastem Gliwice, Pogoni która nie strzeliła nawet gola w dwóch pierwszych meczach, chociaż z punktu widzenia terminarza mogło, a nawet powinno się to udać. Udało się za to Piastowi, który już w 6 minucie ośmieszył obrońców i prowadził 1:0, tylko po to żeby po 5 minutach podwyższyć na 2:0. Nic wielkiego, ale to co zrobili chłopaki na linii, cytując klasyka, „to jest dramat k**”. 

    Jedynym plusem Pogoni był Majewski, który miał wielki ciąg na bramkę, no i druga połowa kiedy Piast stwierdził, że 2:0 to idealny wynik i oni w piłkę grać już nie muszą. Poza tym królowały poprzeczka, druga poprzeczka, system VAR i po raz kolejny DRAMATYCZNA gra obrońców, a konkretnie Walukiewicza, złe wyjście Bursztyna z bramki i Jodłowiec zakręcony jak na dobrej imprezie za niezłą panną. Jedynie sędzia Kwiatkowski zaprezentował się ze świetnej strony i pokazał, że on umie w VAR. Czyli można 🙂

    I to tyle, druga kolejka już za nami – od cholery słupków, kilka poprzeczek i masa pudeł w 100% sytuacjach, czyli… dzień, a nawet weekend jak co dzień. Jak krótko podsumować ostatnie wydarzenia? Poza wspaniałymi zagraniami uwiecznionymi w artykule dzięki twitterowej społeczności, wzorem jak żyć ekstraklasą niech będzie zmiana w pewnym meczu odry Opole, kiedy to Flaszka zastąpił Chmiela.

     

    Tak trzeba żyć i niech ekstraklasa będzie z Wami!

     

     

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj

    Zobacz również

    Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.