Marek Papszun wypowiedział się na temat obecnego sezonu i gry Rakowa Częstochowa w rozmowie ze „sport.tvp.pl”. Szkoleniowiec wicemistrza Polski powiedział, że jego zespół jest jednym z faworytów do zdobycia mistrzostwa Polski, ale na razie podchodzi do tego spokojnie.
Raków Częstochowa dobrze zaczął aktualny sezon. Po czternastu rozegranych meczach PKO BP Ekstraklasy ma na swoim koncie 32 punkty i znajduje się na pierwszym miejscu w tabeli. Marek Papszun na razie spokojnie podchodzi do gry swojego zespołu. W wywiadzie dla „sport.tvp.pl” mówił m.in., że jego drużyna musi być bardziej skuteczna pod bramką przeciwnika.
– Przed startem rozgrywek nigdy niczego sobie nie zakładam. Jeśli chodzi o to, czy jest to wynik ponad stan, to wiele zależy od konkurencji. Biorąc pod uwagę warunki infrastrukturalne, to dopóki nie dorównamy Lechowi czy Legii, zawsze będzie można mówić o rezultacie ponad możliwości. Duże kluby też mają jednak pewne problemy sportowe, co sprawia, że możemy wykorzystać te chwile słabości – powiedział Marek Papszun w rozmowie ze „sport.tvp.pl”.
– Jesteśmy jednym z faworytów. To jasne, ponieważ jesteśmy liderami tabeli, a mamy już za sobą wiele meczów. Zakładam, że będziemy się liczyli w grze o tytuł do końca. Gdybym uważał inaczej, to oznaczałoby, że nie powinienem prowadzić tego zespołu – dodał.
– Nie jesteśmy targani żadnymi wstrząsami. Gdyby spojrzeć w statystyki, to od pewnego czasu zapracowaliśmy na takie opinie ludzi, ale nikt nie da nam za to tytułu. Mamy coraz trudniej. Rywale są coraz bardziej zdeterminowani, przygotowują się pod mecze z nami. Dzisiaj dla części zespołów odebranie punktów Rakowowi jest wyczynem. My również podchodziliśmy do tego w taki sposób, gdy weszliśmy do Ekstraklasy – powiedział.
– Mam w głowie to, że w poprzednim sezonie wiosną to my odrobiliśmy dziewięć punktów straty do Lecha Poznań i w końcówce wyprzedziliśmy go. Później ludzie mówili o rozczarowaniu, o tym, że wypuściliśmy mistrzostwo z rąk. Mało kto zwracał jednak uwagę na to, że mimo dużej straty dogoniliśmy Lecha. Dlatego uważam, że trzeba być czujnym, bo nawet dziesięciopunktowa różnica może okazać się niewystarczająca. Nie będę mówił o strefie komfortu, nie pojedziemy do Poznania po remis, bo chcemy dalej wygrywać – skomentował.
– Nasza największa bolączka to skuteczność. W meczach z Widzewem Łódź, Miedzią Legnica i Koroną Kielce zmarnowaliśmy mnóstwo sytuacji. Jeśli ktoś nie ogląda naszych spotkań i ocenia tylko po wynikach to stwierdzi, że się męczymy. Statystyki z tych spotkań były jednak miażdżące. Mowa nie tylko o strzałach na bramkę, ale o podaniach kluczowych, liczbie podań w ostatniej, trzeciej tercji boiska. Miedź zmarnowała jednak rzut karny, Korona miała słupek. Musimy to zmienić, bo kiedyś wreszcie piłka wpadnie do bramki i nie wygramy. Ostatnio nasi napastnicy trochę się zablokowali. Musimy być spokojniejsi przy wykańczaniu akcji – przyznał.
– W tamtym sezonie na tym etapie pozwoliliśmy rywalom na strzelenie osiemnastu goli, dzisiaj tych bramek jest o połowę mniej. To kolosalna różnica. Kluczowe jest to, że lepiej reagujemy po stracie piłki, trudno nas skontrować, bo potrafimy szybko odbudować ustawienie. W tamtym sezonie to był nasz największy mankament. Na początku trwających rozgrywek mieliśmy też trochę problemów ze stałymi fragmentami gry. To również udało się poprawić – powiedział.
Źródło: sport.tvp.pl