Kto z nas nie obklejał ścian swojego pokoju plakatami z wizerunkami piłkarskich idoli? Kto nie szukał w chipsach kart, nie wymieniał się z kolegami kapslami, nie kolekcjonował limitowanej edycji monet? Wszystko po to, aby choć na chwilę zbliżyć się i poczuć tę sławę oraz chwałę, którą cieszyli się ówcześni „futbolowi bogowie”. Dziś mamy rok 2017 i do światowej elity wkraczają nowi często tzw. młodzi – gniewni. Już za chwilę mogą znaleźć się w miejscu, na które w dzieciństwie patrzyli z podziwem i tęsknotą za piłkarskimi marzeniami o światowej karierze. Jednak, czy aby na pewno będą w stanie sprostać statusowi gwiazdy – mam poważne wątpliwości…
Mama uczyła mnie, żeby najpierw rozwiązywać rzeczy najtrudniejsze, a na potem zostawić to, co łatwe i przyjemne. Stąd też zacznijmy naszą analizę od najtrudniejszego przypadku – Neymara. Gość od kilku lat plasuję się w absolutnej światowej czołówce, patrząc choćby na plebiscyt „Złotej Piłki” (nawiasem mówiąc, z którym nie do końca się zgadzam, ale to temat na osobny artykuł), a więc nie do końca pasuje do piłkarza ubiegającego się o status gwiazdy. Jednakże wydarzenia w ostatnim czasie bezlitośnie ukazują Neymara jako niedojrzałego i rozkapryszonego młokosa. Trzeba oddać mu, że sportowo jest w doskonałej formie, niestety na którą cieniem kładzie się jego postawa wobec klubu, kibiców, a przede wszystkim kolegów z drużyny. Jak możesz polegać na kimś, kto jednego dnia deklaruje, że zostaje, a drugiego rezerwuje bilet do Paryża. Można snuć domysły, że piłkarze Barcy wiedzieli o wszystkim, ale jeśli, jak dotąd spokojny jak baranek – Iniesta, wzywa Brazyliczyjka, by ten zabrał głos w sprawie, możemy mówić o niemałym zamieszaniu w szeregach dumy Katalonii. W tym wszystkim chyba nikt nie ma pretensji do Neymara, że szuka nowych wyzwań, większego splendoru, niepodważalnej pozycji lidera w barwach PSG. Wszyscy jednak mamy żal, że załatwił całą sprawę jak smarkacz. Po męsku, stawiając wszystko kawa na ławę, nie tylko oszczędziłby nerwów fanom futbolu, ale również pokazałby, że jak na idola światowego formatu przystało, potrafi odejść z klasą.
Obaj mają za sobą świetny sezon zarówno na krajowym podwórku jak i w Lidze Mistrzów. Obaj pochodzą z rodzimej Francji. Obaj są ścisłym celem transferowym możnych futbolowego świata. Pewnie już domyślacie się o kim mowa. Tak, to Kylian Mbappe oraz Ousmane Dembele. Cudowne dzieci kolejnego pokolenia, które wyrasta na najmocniejszą reprezentację Starego Kontynentu. Niestety łączy ich jeszcze jeden, tym razem niechlubny wątek, obaj są sprawcami kolejnych transferowych karuzeli. O ile Mbappe współpracuje jeszcze z władzami klubu, o tyle Dembele, chyba wpadł do beczki z wodą sodową. Nie jesteśmy w stanie wejść w ich głowy, ale z pewnością propozycje kupna ze strony kolejno Realu i PSG oraz Barcelony musiały wywrzeć na nich ogromne wrażenie. Jednakże jeśli tak dalej pójdzie, zamiast piąć się po szczeblach kariery, zafundują sobie zjazd do rezerw i skażą się na banicję. Właściwie już się to dzieje, bo obaj zostali odsunięci od pierwszej drużyny. Coś mi się wydaje, że za szybko chcieli zamienić wizerunki idoli z plakatów na swoje własne.
Ostatni akapit wbrew przewidywaniom nie poświęcę na to, by jeszcze bardziej dokręcać śrubę, ale by pokazać, że są goście, dla których wierność drużynie, szacunek do klubu i jego kibiców, a przede wszystkim rozwój sportowy, są ważniejsze niż kilka zer więcej na rachunku na koniec miesiąca. Są jeszcze młodzi – gniewni, którzy jako wychowankowie podbijają serca kibiców na całym świecie. Pierwszym jest Saul Niguez, który nieprzerwanie gra dla Atletico od 2008 roku, a ma dopiero 23 lata. Tego pana nie trzeba więcej przedstawiać, pamiętamy jak brylował na polskich boiskach podczas EURO U-21. Kolejny to Gerard Deulofeu, starszy o kilka miesięcy od swojego porzednika, praktycznie od zawsze związany z Blaugraną. Niedawno wrócił na stare śmieci i mnie osobiście zachwyca dojrzałością, opanowaniem oraz dyscypliną, pełniąc niewdzięczną rolę „zastępcy Neymara”. Radzę włodarzom Barcy docenić bardziej swojego podopiecznego, bo na pewno nie jest to tylko zapchajdziura, a materiał na gwiazdę wielkiego formatu. Ostatnim, a zarazem najmłodszym w stawce, jest rewelacja ostatnich kilkunastu dni – Patrick Cutrone. Pierwszy mecz AC Milan w nowym sezonie Serie A to koncertowy popis tego młodziaka. Rossoneri strzelili w tym meczu trzy bramki, a przy każdej z nich swój udział miał właśnie Cutrone. Jak dla mnie niesamowity talent i oby mógł rozwijać się budując swoją formę z dala od ekscesów, które fundują sobie jego francuscy rówieśnicy. Wtedy nie będziemy musieli mieć blasku fleszy i medialnego szumu, aby samemu stwierdzić, że to jest nasz ukochany piłkarski idol. Oby nasi młodsi koledzy mieli jeszcze kogo „wieszać na ścianę”.