Początek nowego roku to okazja do wszelkiego rodzaju podsumowań. Kiedy zaczyna się nowa dekada, łatwo można natrafić także na podsumowania tej już ubiegłej. Ja postanowiłem pokusić się o ocenę pozycji polskiej piłki nożnej w ostatnim dziesięcioleciu, a to na podstawie historii ujawnionych dzięki sygnalistom z Football Leaks.
Co to jest Football Leaks?
Pierwotnie Football Leaks było ogólnie dostępną platformą internetową, na której publikowano dokumenty dotyczące zawodowej piłki nożnej. Pierwsze dokumenty opublikowano we wrześniu 2015 r. Niewiele później dziennikarze niemieckiego czasopisma „Der Spiegel” nawiązali kontakt z jednym z twórców Football Leaks – Ruim Pinto. Dzięki temu otrzymali pokaźną ilość wcześniej niepublikowanych materiałów pokazujących jak „brudna” jest dzisiejsza piłka, a o Football Leaks zrobiło się naprawdę głośno. Teksty opublikowane przez „Der Spiegel” przyczyniły się m.in. do wszczęcia postępowań podatkowych przeciwko Leo Messiemu, Cristiano Ronaldo i Jose Mourinho. Na skutek publikacji przed amerykańskim sądem doszło też do ponownego rozpoznania sprawy dotyczącej gwałtu, którego Ronaldo miał się dopuścić na Kathryn Mayordze.
Ostatecznie współpraca Ruiego Pinto z dziennikarzami „Spiegla” skutkowała również wydaniem dwóch książek – „Football Leaks” (polski tytuł „Brudna Piłka”) w 2017 r. oraz „Football Leaks 2” (jeszcze nie przetłumaczona na język polski) we wrześniu 2019 roku. W obu książkach można odnaleźć polskie wątki, co pokazuje, że tak Polacy, jak i polskie kluby piłkarskie nie są wolni od „brudnej piłki”.
Lechia Gdańsk i Kevina Friesenbichler
Jako pierwsza do „Football Leaks” załapała się Lechia Gdańsk, a to za sprawą wypożyczenia Kevina Friesenbichlera, podopiecznego Rogon, jednej z największych niemieckich agencji menadżerskiej, zarządzanej przez Rogera Wittmanna.
W 2014 r. Kevin Friesenbichler niespodziewanie zmienił barwy klubowe i z rezerw Bayernu Monachium przeszedł do Benfici Lizbona, żeby natychmiast zostać wypożyczonym do Lechii Gdańsk. Za transfer Friesenbichlera agencja Rogon miała otrzymać od Benfici ok. 1 mln euro netto oraz zapewniła sobie połowę zysku z kolejnego transferu zawodnika. Niewątpliwie takie kwoty budzą zdziwienie, jako że Austriak raczej nie był uznawany za talent, o który miałoby się bić pół Europy. Autorzy „Football Leaks” twierdzą, że Rogon rok wcześniej za transfer zawodnika z Bundesligi uzyskała kwotę aż 1,2 mln euro netto , plus roczną premię w wysokości ok. 300 tys. euro za każdy rok obowiązywaniu jego kontraktu z nowym klubem. Jednak w tamtym wypadku chodziło o Luiza Gustavo, reprezentanta Brazylii, który przechodził z Wolfsburga do pierwszej drużyny Bayernu. Dysproporcja jest natychmiast widoczna.
Zdaniem dziennikarzy „Spiegla” w 2014 r. w Lechii miało działać dwóch znajomych Rogera Wittmanna i to prawdopodobnie oni stali za całą transakcją. Kto jednak miał na transferze (najwięcej) zyskać, a kto stracić, póki co nie udało się ujawnić.
Łukasz Teodorczyk i Dynamo Kijów
Bracia Gregori i Igor Surkis to znane postacie ukraińskiej piłki. Od lat 90 mają nie tylko przemożny wpływ na ukraińską federację, ale to właśnie w ich władaniu pozostaje klub Dynamo Kijów, jeden z najbardziej utytułowanych ukraińskich klubów piłkarskich. Jak wynika z ustaleń autorów „Football Leaks”, w latach 90 Dynamo Kijów zawarło umowę ze spółką Newport Management Limited z siedzibą na Wyspach Dziewiczych, znanym raju podatkowym. Na mocy tej umowy spółka otrzymywała wszystkie dochody, które miały przypadać klubowi, w tym mogła pobierać zyski z praw do wizerunku klubu oraz praw do transmisji telewizyjnych. W zamian miała dbać o finansowanie klubu w taki sposób, aby mógł on nawiązywać równą sportową rywalizację z potencjalnymi konkurentami.. Prawdziwym celem zawarcia umowy było jednak unikanie opodatkowania, jako że jej postanowienia zostały sformułowane w taki sposób, że wszelkie dochody klubu zostały niejako przeniesione na spółkę, która mając siedzibę w raju podatkowym nie podlegała opodatkowaniu na Ukrainie.
Wśród ujawnionych mechanizmów wyprowadzania dochodów klubu zagranicę znalazł się choćby ten związany ze sposobem zawierania umów z zawodnikami. Kiedy Dynamo wiązało się z jakimś zawodnikiem, to w kontrakcie regulowano wszystkie zagadnienia poza kwestiami finansowymi. Finanse były ustalane w odrębnej umowie, którą z piłkarzem zawierała właśnie Newport Management Limited. Na portalu Football Leaks znalazła się m.in. tak właśnie skonstruowana umowa Łukasza Teodorczyka. Również polski zawodnik, choć reprezentował barwy Dynama, to formalnie nie od klubu otrzymywał wynagrodzenie. Ciekawe, gdzie płacił podatki?
Łukasz Fabiański i pertraktacje kontraktowe ze Swansea
Kolejny wątek dotyczy Łukasza Fabiańskiego. Należy jednak zaznaczyć, że choć jego umowa była przedmiotem opisywanej sprawy, to sam Fabiański na sumieniu nic ma. W tym wypadku w „brudną” piłkę zagrała jego agencja menadżerska Spielerrat. Gra przyniosła jej ostatecznie zysk w kwocie 1,3 mln funtów.
Opisane przez dziennikarzy „Der Spiegel” zdarzenie miało miejsce, gdy Łukasz Fabiański negocjował przedłużenie umowy z walijskim Swansea. Klub przystał na podwyżkę wynagrodzenia tygodniowego dla bramkarza polskiej kadry narodowej z 35 do 50 tys. funtów, nie był jednak skłonny zapłacić prowizji dla menadżerów. W związku z tym jeden ze współwłaścicieli Spielerrat Thorsten Wirt miał wysłać mail z „małą prośbą” do dyrektora sportowego Bayer Leverkusen, a jednocześnie swojego przyjaciela Jonasa Boldta. Następnie panowie mieli wspólnie wytworzyć korespondencję mailową, która dotyczyła rzekomej próby pozyskania Łukasza Fabiańskiego właśnie przez Bayer.
Ostatecznie umowa ze Swansea została podpisana wraz z wypłatą stosownej prowizji dla menadżerów. Wydaje się więc, że metoda się sprawdziła. Spielerrat oczywiście zaprzeczyła doniesieniom „Spiegla” i zapewniła, że Bayer był mocno zainteresowany sprowadzeniem Fabiańskiego na BayArena.
Robert Lewandowski i charytatywne mecze Leo Messiego
Jeszcze jedna ciekawa historia dotyczy dwóch wielkich gwiazd piłki nożnej, w tym największego bohatera polskiej reprezentacji. W 2012 r. Fundacja Leo Messiego podpisała umowę ze spółką Players Image z Urugwaju. Na mocy tej umowy spółka miała zająć się organizacją charytatywnych meczów z udziałem Leo Messiego oraz innych gwiazd futbolu. Za każdy mecz spółka miała przekazać Fundacji 50 tys. dolarów oraz pokryć wszystkie wydatki związane z organizacją wydarzenia. W umowie brakowało jednak zapisu, że także ewentualny zysk z rozgrywek miałby zostać przekazany Fundacji. Tym samym pod przykrywką organizacji meczy charytatywnych , głównie dzięki sprzedaży praw do ich transmisji, organizatorzy mogli zarabiać ogromne kwoty pieniędzy. Ostatecznie dzięki organizacji zaledwie 6 meczów spółka Players Image miała uzyskać dochód w kwocie 6,9 mln dolarów netto.
Jak wynika z dokumentów Football Leaks nie wszyscy piłkarze mieli ochotę udzielać się „charytatywnie”. Dlatego wielu gwiazdom za udział w meczach proponowano wynagrodzenie. Takim wynagrodzeniem kuszony był również Robert Lewandowski. Pierwotnie za udział w 2 meczach zaproponowano mu kwotę 30 tys. dolarów. Ostatnia oferta opiewała już natomiast aż na kwotę 250 tys. dolarów. Wszystkie oferty zostały jednak odrzucone przez niemieckiego agenta Lewandowskiego Maika Barthela, który całe przedsięwzięcie uznał za zbyt podejrzane i nie chciał, żeby jego gwiazda była z tym powiązana.
Gdzie zatem plasuje się polska piłka?
Na podstawie dokumentów ujawnionych przez Football Leaks i „Spiegla” można stwierdzić, że pozostajemy daleko na marginesie prawdziwej „brudnej piłki”. Polskie nazwiska jedynie przewijają się w dokumentach, a Polacy rzadko odgrywają główną rolę. Czy ten stan rzeczy można tłumaczyć tym, że Polacy – wzór cnót – starają się trzymać z daleka od wszelkiego rodzaju podejrzanych interesów? Faktycznie, może na to wskazywać przykład Roberta Lewandowskiego, może również Łukasza Fabiańskiego. Uważam jednak, że i Polacy potrafią bardzo dobrze grać w „brudną piłkę”. Niestety, nasz krajowy futbol pozostaje wciąż na tak dalekich obrzeżach tego światowego, że pewnie po prostu nikt nie poświęcił większego wysiłku, aby pozyskać interesujące dokumenty na temat „naszego podwórka”. A mogłoby być ciekawie…
fot: whufc.com
Autor: Aleksander Giehsmann