Sandecja zatrzymuje kolejnego pucharowicza, Wisła wygrywa pod koniec czyli piątek w Ekstraklasie

    Na takie mecze czeka się całymi dniami. Dwa spotkania, tylko jeden gol, prawie nic się nie dzieje, czyli mecze dla prawdziwych koneserów Ekstraklasy. Tym razem Sandecja Nowy Sącz ponownie zyskuje punkt w starciu z pucharowiczem, a Wisła Kraków trudzi się do ostatnich minut ze zdobyciem bramki. Jak na razie Termalica pierwszą ekipą w tym sezonie, która przegrała dwa mecze pod rząd. Zapraszam na relację piątkowych meczów. 

    Sandecja znowu na zero

    2 kolejkę zmagań w polskiej Ekstraklasie rozpoczął mecz Sandecji Nowy Sącz przeciwko ekipie Arki Gdynia. Trener Mroczkowski postanowił dokonać jednej zmiany w linii ataku w przeciwieństwie do premierowego meczu w Poznaniu, gdzie zamiast Koleva zagrał Korzym. Tymczasem Leszek Ojrzyński dokonał zmiany ustawienia i wypuścił od początku Jurado, Dancha, Sołdeckiego, Zbozienia oraz bohatera poprzedniego spotkania, Michała Nalepę. Faworytem wydawał się zespół gości, ale to gospodarze zaczęli od mocnego uderzenia i już w 3 minucie Bartłomiej Dudzic był bliski pokonania Steinborsa. Beniaminek Ekstraklasy wysoko podszedł do rywala i odważnie starał się atakować gdynian, ale ci z minuty na zaczęli powoli dochodzić do głosu. Od tego momentu gra toczyła się głównie w środku i obydwie ekipy miały problemy z wyprowadzeniem skutecznego ataku pozycyjnego. I bardzo długo niewiele się działo, na tyle że obydwaj bramkarze mogli się wynudzić. Goalkeepera gdyńskiego zespołu lekko mógł obudzić Korzym uderzeniem z główki w 28 minucie, ale piłka spokojnie wylądowała w jego rękach. Arkowcy starali się wykorzystywać błędy swoich rywali przy wyprowadzaniu piłki i tylko wtedy byli w stanie podnieść ciśnienie pod polem karnym Gliwy. W końcówce pierwszej połowy to drużyna znad morza wyglądała lepiej i stwarzając bardzo sporo zagrożenia zwłaszcza na prawym skrzydle gdzie operowali bardzo aktywni Kun oraz Piesio. Do przerwy utrzymał się stan bezbramkowy.

    2 połowę chcieli dobrze zacząć goście. Piłkę na lewej flance dobrze wywalczył Patryk Kun, który odegrał ją do wbiegającego Piesio, ale pomocnik gdynian uderzył wprost w ręce bramkarza. Potem to ekipa z Nowego Sącza mocniej uderzyła… i to dosłownie Tomasz Brzyski z 30 metrów posłał silnie bitą piłkę pod poprzeczkę bramki. ale na jego nieszczęście Steinbors wybił ją na rzut rożny. W 60 minucie doszło do kontrowersyjnej sytuacji. Grzegorz Piesio uderzał silnie piłkę zza pola karnego, piłka uderzyła w rękę Dudzica, który znajdował się w tym czasie w polu karnym, ale sędzia podyktował tylko rzut wolny dla Arki. Błąd arbitra. Kilka minut później Rafał Siemaszko, który zmienił Rubena Jurado, wyłożył doskonale piłkę Kunowi, ale w sytuacji sam na sam wygrał bramkarz „Sączersów”. Żółto-niebiescy byli konkretniejsi w swoich atakach i to ich akcje były bliższe dobrego wykończenia w tej drugiej odsłonie gry. Pod koniec widać było, że obydwie ekipy bały się zaryzykować i bardzo ostrożnie konstruowały swoje akcje. Jeśli już uderzali na bramkę, to z dystansu, ale pewnie bronili bramkarze. Ostatecznie Sandecja ponownie zalicza remis bezbramkowy, nadal jest niepokonana w Ekstraklasie, tak jak ich dzisiejszy rywal z Gdyni, który szykuje się na czwartkowe spotkanie z FC Midtjylland. Oby czekało nas ciekawsze spotkanie, niż to dzisiejsze. 

    Sandecja Nowy Sącz 0:0 Arka Gdynia

     

    Powiało nudą przy Reymonta

    W Niecieczy nie mieliśmy dobrego spektaklu, toteż liczono, że  w położonym niedaleko Krakowie sytuacja będzie odwrotna. Myliliśmy się. Drużyny niby wydawało się, że ofensywnie podejdą do spotkania, obydwie zagrały na dwóch napastników. Trener Kiko Ramirez wyszedł z założenia, że zwycięskiego składu się nie zmienia i przy Reymonta wystawił tych samych piłkarzy od początku spotkania, co w Szczecinie. Trener Bruk-Betu dokonał kilku roszad. Tym razem nie wyszedł na boisko Kamil Słaby, a w jego miejsce wstąpił Maksimenko. Dodatkowo w wyjściowej jedenastce znaleźli się Gutkovskis oraz Kecskes. Ale pierwsza połowa jest do wyrzucenia z pamięci. Obydwie ekipy nie oddały nawet celnego strzału. W drużynie "Białej Gwiazdy" najbardziej starał się najlepszy zawodnik poprzedniej kolejki, Cartlitos, który naprawdę starał się ciągnąć grę swego zespołu. Często przerzucał ciężar gry na siebie, głównie na skrzydłach, starając się podać celnie do swoich partnerów z drużyny albo samemu kończyć akcje. Zawsze brakowało dokładności w tym wszystkim. W ekipie gości najaktywniejszy był chyba trener Mariusz Rumak. Ciężko inaczej opisać pierwszą odsłonę tego spotkania.

    O wiele więcej działo się już w drugiej, podobnie jak w meczu Sandecja – Arka. Wisła ponownie przeszła do ataku, ale tym razem podłączało się więcej piłkarzy, takich jak Zdenek Ondrasek. Jan Mucha miał tym razem więcej do roboty, bo Wiślacy wreszcie naprawili swoje celowniki i zaczęli częściej uderzać w światło bramki. W dobrej sytuacji był Carlitos w okolicach 70 minuty i tylko dobra interwencja słowackiego bramkarza uratowała ekipę z Niecieczy przed utratą gola. "Słoniki" zaczęły atakować dopiero w ostatnich 20 minutach spotkania. Mocne sygnały do ataku dawał Bartosz Śpiączka. Być może takie były zalecenia byłego trenera Lecha, Zawiszy czy Śląska – przetrwać pierwsze kilkadziesiąt minut, oszczędzać siły i zaatakować na koniec. To mogłoby przynieść skutek, ale plany pokrzyżował Peter Brlek. Świetnym dośrodkowaniem, mijającym wszystkich obrońców gości, popisał się w końcówce spotkania Sadlok. Chorwackiemu pomocnikowi "Białej Gwiazdy" nie pozostało nic innego, niż strzelenie gola, co ten uczynił uderzając mocno z główki w kozioł, nie dając Janowi Musze żadnych szans. Ostatecznie to Wiślacy zgarnęli 3 punkty i po 2 kolejkach mogą się cieszyć z ich kompletu. Tymczasem ekipa Termalici po raz drugi z rzędu przegrała i nie strzeliła gola.  Za tydzień przed nimi szansa na poprawę bilansu, bowiem przyjedzie do nich ekipa, z którą razem awansowali w sezonie 2014/2015 – mowa o Zagłębiu Lubin.

     

    Wisła Kraków 1:0 Termalica Nieciecza

    Gol: Brlek 89 (asysta Sadlok) 1:0

     

    fot. Pressfocus