Po pierwszym odcinku Kabaretowej Ekstraklasy zacząłem zastanawiać się czy będzie o czym pisać za tydzień. Czy nasi dzielni piłkarze swoją grą dostarczą materiału na tekst, niepotrzebnie się zamartwiałem – Ekstraklasa to styl życia – zapraszam na drugą odsłonę !
Na początek Płock i starcie miejscowej Wisły z Koroną. Powiedzieć, że ten mecz był nudny to jak nic nie powiedzieć – dla przykładu, pierwsza akcja godna odnotowania miała miejsce w 32 minucie (i od razu z prawdziwym pier***). Merebashvili stwierdził, że to dobry moment na „przyaktorzenie” w polu karnym, a sędzia postanowił pokazać żółtą kartkę po raz drugi i Wisła musiała grać w 10. Czy dobra decyzja sędziego? Faulu nie było ewidentnie więc debilizm trzeba zwalczać, może następnym razem zastanowi się 20 razy zanim zanurkuje w tak bezczelny sposób.
Jeżeli chodzi o pierwszą połowę to tyle, natomiast na początku drugiej po raz kolejny mieliśmy popis piłkarzy Wisły Płock, a konkretnie Vareli, który pokazał jak NIE główkować. Jak można nie trafić piłki głową w momencie gdy nikt Cię nie atakuje a dodatkowo zagrać ręką w polu karnym? TRA-GE-DIA i gol dla Korony. Jeżeli ktoś myślał, że czerwona kartka i gol podcięły skrzydła gospodarzom to oczywiście o ekstraklasie nie wie nic. Furman o mały włos strzelił gola, ale z linii piłkę wybił Kallaste.
I mógłbym powiedzieć, że to koniec tego meczu, prawda jest jednak taka, że kiedy korona w 89 minucie strzeliła na 2:0 to był dopiero początek, między 89 a 96 minutą piłka powinna wpaść do bramki przynajmniej 4 razy… Wpadła dwa, raz na wyżej wymienione 2:0, a później brameczkę dorzuciła Wisła Płock. Niech mi ktoś powie, że ta liga jest przewidywalna…
Po Płocku przyszła kolej na dwie z trzech najciekawszych drużyn w naszej ukochanej lidze (trzecia zdecydowanie Cracovia) czyli Zagłębie Sosnowiec vs Pogoń Szczecin. Gospodarze musieli wygrać żeby nie zabawić się w Sandecję z zeszłego sezonu, która w ekstraklasie spędziła aż rok- tylko dlatego, że nie można było jej wyrzucić wcześniej za kryminał, który uprawiała na boisku. W Sosnowcu w piłkę grać potrafią i chcieli to udowodnić. W przypadku Pogoni… tu wypadałoby pokazać w końcu, że ilość sytuacji w drugich połowach może przełożyć się w końcu na jakąś bramkę i zaczęli od razu, z grubej rury w 30 sekundzie, mocno, po ziemi i do bramkarza – ale zawsze.
Zagłębie stwierdziło chyba, że warto pobawić się z obrońcami i trochę ich ośmieszyć wiec pokręcili, pokręcili a potem Nuno Malhero zaliczył tak świetny kiks, że Tomek Hołota MUSIAŁ wręcz mu pomóc i piłka wpadła do bramki. Po raz kolejny gra w obronie Pogoni podsumuję słowem „kryminał”.
Zdecydowanym Man of The Match i całej kolejki jak dla mnie był bramkarz Zagłębia – Kudła.
Nie można odmówić Pogoni, że chcieli, że próbowali, że strzelali, ale poza tym, że same ich próby zatrzymywały się na przykład na bocznej siatce, albo na bandach reklamowych, to Kudła bronił wszystko co leciało w kierunku bramki, a jeżeli nie on to Babiarz wybijający piłkę z linii bramkowej.
A potem jeszcze dorzuca asystę drugiego stopnia. Klasa.
Zagłębie uznało, że pora na jakiś drugi celny strzał w bramkę, pobiegli z kontrą i strzelili gola, tak po prostu, żeby później dorzucić jeszcze jednego – Dudek na ławce uniósł ręce w geście triumfu, a Dudek na trybunach uwiecznił to na swoim czarnym telefonie. Ot dzień jak co dzień w Sosnowcu.
Następny w kolejce był mecz o lidera ekstraklasy, mniej rozgarnięci czytelnicy już zacierają sobie ręce na szlagier Legia-Lech (albo Lech-Legia, kibiców z Poznania proszę o nie zamykanie artykułu). Mam niespodziankę, o pierwsze miejsce zagrały ze sobą Piast Gliwice i Zagłębie Lubin. Powtórzę, ekstraklasa to styl życia 😉
Ale dobrze, każdy ma prawo do dobrego początku sezonu, tylko Legia nigdy z niego nie korzysta, ale to inna bajka, wróćmy do meczu. Spokojnie można uznać to spotkanie za najlepsze w tej kolejce, jak rzadko pozytywnie wypowiadamy się o meczach w ekstraklasie, tak ten stał na naprawdę fajnym poziomie . Co nie oznacza, że nie przytrafiły się jakieś błędy i kiksy, owszem, były.
Wszystko zaczęło się od bardzo mocnego wbicia piłki w pole karne przez Kirkeksova, Guldan nie spodziewał się takiego obrotu spraw (obrońca zaszokowany wrzutką w pole karne, dobre co?) i piłka zatańczyła mu na bucie sambę, jestem pewien bo Guldan aż upadł z wrażenia, a gola nie było. Tym razem. Skoro mecz o lidera to i gra jak na lidera przystało, Szmatuła z bramki idealnie na głowę Papadopulosa, zgranie pod nogi wbiegającego w pole karne Valencii i…? Oczywiście, gol! Świetna akcja, świetne rozegranie, świetny pomysł, świetna bramka. W tej akcji Piast zagrał po prostu świetnie! Rzęsisty deszcz nie przeszkadzał również Zagłębiu, bardzo dobre dogranie Pawłowskiego, chyba chłopak w końcu odradza się po nieudanych perypetiach w Maladze, no i comeback Tuszyńskiego do Polski. Ale, żeby nie było kolorowo, trzeba opierdzielić Hładuna, za co ? A no za to, że nie umie przyjmować piłki i za wzór obrał sobie Artura Boruca z Dublina, tak to słynne zagranie skwitowane soczystym i uwielbianym „Aj Jezus Maria jaki błąd Boruca” – z tą różnicą (znaczącą), że piłka odbiła się od jego nogi i nie wpadła do bramki.
Piast wygrał 2:1 po bramce Hateleya i zasiadł w fotelu lidera, nie na długo, ale zasiadł.
Mecz, który odbywa się na Legii w okolicach Dnia Pamięci o Powstaniu Warszawskim, od zawsze (jako jeszcze młody chłopak piszę to oczywiście w domyśle) przygotowywany jest z pier***. Tak też było podczas meczu z Lechią, oprawa, 5 zwrotek hymnu, dzieci wyprowadzające piłkarzy w strojach powstańczych – jest smaczek, są ciarki, jest szacunek.
I to tyle z tych pozytywów na temat meczu, bo sam w sobie był mocno, mocno średni, żeby nie powiedzieć słaby. I nie chodzi o to, że Legia na pierwsza połowę nie dojechała cała, a nie jak zaznaczył Michał Kucharczyk „jeden kolega” – chociaż późniejsze tłumaczenie, że chodziło mu o niego samego jest śmieszne – Kuchy, cała Polska wie, że mówiłeś o Carlitosie – po kij ten transfer?
Druga połowa to inna Legia, choć tak samo nieskuteczna jak wcześniej, więcej prób, akcji i kombinacji z których nic nie wynikało. W 84 minucie powinno być 1:0, ale po nawałnicy strzałów, Kuciak dwa razy powstrzymywał swoich dawnych kolegów. Jak podsumować ten mecz?
Po Legii, zupełnie jak w poprzednim sezonie – Lech, ale Lech odmieniony odmieniany przez Djurdevicia. Zaczęło się w sumie klasycznie, od straty pierwszej z czterech nieprawidłowo strzelonych bramek przez Śląsk. Za pierwszym razem – spalony. W zasadzie ten mecz to ataki Śląska i hobbystyczne strzelanie goli, których sędzia uznać nie może – drugi strzał – drugi spalony. Następny podjął próbę Robak, tym razem on chciał zobaczyć czy sędzia liniowy nie ma problemu ze wzrokiem więc strzelił gola. Tak, ze spalonego. Znowu.
Piłkarze Lecha, zdecydowanie poirytowany sytuacją, postanowili oddać piłkę nowemu i niezawodnemu do tej pory Tibie, który… strzelił gola i o dziwo nie ze spalonego. Później Robak dorzucił bramkę, sędzia podniósł chorągiewkę i tym sposobem w meczu gdzie padło 5 bramek, z czego cztery dla Śląska – Lech wygrał 1:0. Powtórzę po raz kolejny – ekstraklasa to styl życia!
A tutaj Gytkjaer pokazuje jak to wyglądało ze strony Lecha:
Pora na najlepszą decyzję bramkarza w 3 kolejce ekstraklasy, albo nawet w całym sezonie 2018/2019, czyli mecz Jagiellonia – Wisła. Co tu możemy opowiadać, Jagiellonia ten mecz wygrała, a Wisła grała w osłabieniu po… no właśnie, po pierwsze po babolu Buchalika i nie do końca zrozumiałym wyjściu z bramki (był Wasilewski, który mógłby pomóc w interwencji), ale przede wszystkim PO RAZ KOLEJNY po złej decyzji sędziego Marciniaka VARu. Bo zamiast skupić się na tym co było wcześniej, szanowny wóz skupił się bezpośrednio na faulu Buchalika. Znowu VAR, znowu błąd i znowu Szymon Marciniak – on naprawdę ma pecha. A Jagiellonia pokazała, że da się grać co 3 dni.
Z meczu w Legnicy MUSZĘ wstać i klaskać za bramkę Daniego Suareza na 1:1, sposób przyjęcia i taka „pozytywna nonszalancja” przy oddawaniu strzału… Po prostu piękne. A później Żurkowski nie dość, że zrobił całą akcję na 3:1 to jeszcze po dośrodkowaniu sam oddał strzał. Celny strzał.
Paździerz. Tak podsumujemy mecz Cracovii z Arką. Tylko tyle i aż tyle.
To tyle na dziś, idąc śladami poprzedniego felietonu, ten zakończę tym samym zwrotem:
Tak trzeba żyć i niech ekstraklasa będzie z Wami!