Z pewnością pamiętacie jak przed czterema laty huknęła informacja o pierwszym polskim piłkarskim talent show. „Piłkarski Diament” miał wyłowić perełkę. Drugiego Lewego, który niemal z miejsca zacznie spełniać swój piłkarski sen. Sprawdźmy więc, co dziś dzieje się z wygranymi dwóch edycji tego programu.
W sumie można byłoby napisać już na wstępie, że zasadniczo to nic ciekawego i pewnie temat zostałby wyczerpany. Wezmę jednak pod lupę pięciu graczy, którzy po udziale w programie dostali wsparcie menadżerskie i szansę w drużynach na poziomie I ligi i Ekstraklasy. Nikt nie wykorzystał sukcesu w programie do zrobienia chociażby namiastka kariery.
Pierwsza edycja „Piłkarskiego diamentu” budziła spore zainteresowanie – zarówno kibiców, jak i piłkarzy, którzy tłumnie udawali się na castingi nawet z najmniejszych wiosek. Pomysłodawcami projektu byli ludzie związani z Canal + Sport, tworzący program „Laboratorium Pro”. Do wygrania był kontrakt z wówczas I-ligową Termaliką Bruk-Bet Nieciecza oraz 50 tys. złotych na dobry start.
Finał akcji odbywał się w Dortmundzie. Z piątki napastników pretendujących do bycia drugim Lewandowskim najlepszy okazał się Wiktor Płaneta, który faktycznie podpisał profesjonalny kontrakt z Termaliką. Na boiskach trzeciej ligi pojawił się trzy razy, strzelił jedną bramkę i to byłoby na tyle, jeśli chodzi o dobre wieści. W następnym sezonie diament wylądował już w II-ligowym Zniczu Pruszków, gdzie w rundzie jesiennej rozegrał osiem spotkań. Wiosnę spędził w trzecioligowej Jarocie Jarocin i na murawie pojawił się czternaście razy.
Niestety, Płaneta nie okazał się wystarczająco oszlifowanym diamentem i w III lidze zakotwiczył na dobre. Aktualnie reprezentuje barwy Warty Sieradz.
W Dortmundzie z Płanetą rywalizował między innymi Adam Dobosz, który po programie trafił do Pogoni Siedlce. Nie zdołał przebić się do pierwszej drużyny. Po kilku występach w rezerwach, pozyskał go II-ligowy Znicz Pruszków. Dobosz dzięki sporej pracy menadżera i dobremu występowi w ćwierćfinale Pucharu Polski w meczu przeciwko Lechowi Poznań, znalazł uznanie w oczach działaczy Piasta Gliwice, do którego finalnie trafił. Piast był wtedy na fali, a finalista teleturnieju występował jedynie wrezerwach. Ostatecznie 26-latek gra, podobnie jak kolega z finału w Dortmundzie, na poziomie III ligi – w Elanie Toruń.
Talent show zebrał sporo hejtu ze strony kibiców, którzy drwili z osiągnięć wyłowionych przez teleturniej diamentów. To nie zraziło pomysłodawców do zorganizowania „Piłkarskiego Diamentu 2.0”. Tym razem szansę mieli piłkarze występujący na każdej pozycji, a we współpracę z Laboratorium Pro wszedł Piast Gliwice, ówczesny lider ekstraklasy. W zmienionej formule do finału zakwalifikowała się czwórka zawodników, którzy trafili pod oko Radoslava Latala. Choć zwycięzca miał być tylko jeden, finalnie każdy mógł przekonać do siebie sztab Piasta i wygrać kontrakt marzeń. Tym razem w finale znalazło się dwóch stoperów, środkowy pomocnik i napastnik.
Choć organizatorzy przyznawali, że poziom drugiej edycji był o wiele wyższy niż pierwszej, niestety znowu nie udało się odkryć żadnej gwiazdy, która zaczarowała by ekstraklasowe boiska. Ostatecznie zatrudnienie w Piaście znaleźli: Daniel Kraska, Rafał Kursa i Bartosz Madejski. Co z tego wyszło? Wygląda na to, że znów nic ciekawego.
Daniel Kraska: 14 meczów w rezerwach Piasta – aktualnie Elana Toruń (III liga)
Rafał Kursa: 14 meczów w rezerwach Piasta – aktualnie Stal Rzeszów (III liga)
Bartosz Madejski: 9 meczów w rezerwach Piasta – aktualnie Orlęta Radzyń Podlaski (III liga)
Bez szału.
Choć początkowo były plany zorganizowania trzeciej edycji projektu, w której zgodnie z planami skupiono by się głównie na potencjalnych diamentach w wieku juniorskim, wszystko wskazuje na to, że „Piłkarski Diament” umarł śmiercią naturalną. W social-mediach ostatnie informacje o inicjatywie dotyczą powtórek drugiej edycji, które emitowało TVP Sport, a strona internetowa projektu zupełnie przestała istnieć. Patrząc na efekty programu i jego odbiór w środowisku – trudno się dziwić, choć wydawało się, że z samej idei można było wycisnąć o wiele więcej, niż kilku trzecioligowych kopaczy.
Autor: Mateusz Majewski
fot. Grudziadz.pl