O piłce z przekąsem…czyli jak co środę Paweł Sepioło #16

     

    Napoleon Bonaparte zwykł mawiać, że: „Tylko ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi”. Słuszne podejście, jeśli z czasem nie staje się ono usprawiedliwieniem. Niestety, patrząc na wydarzenia z piłkarskich boisk, wydaje się, że dzisiaj coraz więcej sędziów częściej zaczytuje się studiując historię, aniżeli regulamin i przepisy gry.

    Oczywiście, nawiązuję tym artykułem do sytuacji, która miała miejsce w minioną niedzielę w meczu LaLiga pomiędzy Valencią CF, a FC Barceloną. Przy stanie 0:0 w 29. minucie tuż zza pola karnego strzał oddaje Lionel Messi. Neto paruje uderzenie przed siebie, ale piłka odbija się od ziemi i przelatuje pomiędzy nogami bramkarza, mijając przy tym linię bramkową. Kibice „Blaugrany” wstają z miejsc w geście tryumfu, podekscytowany komentator wykrzykuje przeciągłe: „Goooool”, a sam strzelec bramki ciesząc się biegnie do narożnika boiska. Tymczasem gwizdek sędziego milczy, dając „Nietoperzom” możliwość wyprowadzenia (prawie) zabójczej kontry. Sytuacja kończy się niecelnym zagraniem Zazy. Zaczynają się pretensje graczy Barcelony, ale arbiter pozostaje niewzruszony. Wyrok brzmi: „NIE!”. Jego zdaniem gola nie było, a jak co Wy o tym myślicie?

    blank

     

    Pozostawmy to bez komentarza. Na usprawiedliwienie głównego sędziego można dodać, że z jego perspektywy mógł tego nie dojrzeć ze względu na zasłaniającego piłkę bramkarza. Jednak sędzia liniowy miał dokładne pole widzenia. Tym bardziej, że piłka odbiła się jeszcze od murawy za linią, zanim wybił ją Neto. Nie ma tu mowy o złudzeniu optycznym. Potem już tylko mogliśmy się łudzić, że będziemy oglądać do końca dobre sędziowanie.

    Sprawa ta bulwersuje, ale również obnaża pewną prawdę. Futbol nie jest idealny. Choć pewnie bardzo byśmy chcieli, aby właśnie taki był. Nic nie zmieni VAR, goal-line, czy technologia dodatkowych dwóch par oczu na każdej z linii końcowych. Możemy się o to zżymać, kłócić, obrażać, ale tak po prostu jest. Jednakże, przy okazji tak „spektakularnej” wpadki arbitra, nie sposób wspomnieć o jeszcze dwóch tego typu sytuacjach – oczywiście ku przestrodze dla potomnych.

    Chronologicznie cofnijmy się więc do roku 2010 i rozgrywanych wtedy Mistrzostw Świata w RPA. W 1/8 finału reprezentacje Anglii i Niemiec toczyły zacięty bój wymierzając sobie nawzajem cios za cios. W 37. minucie, przy wyniku 2:1 dla podopiecznych Joachima Löwa, w zamieszaniu pod polem karnym Niemców nagle strzał oddaje Frank Lampard. Piłka leniwie przemieszcza się na wysokość porzeczki, odbijając się od dolnej jej części i wpada do bramki Manuela Neuera. Dopiero gdy futbolówka odbija się od murawy kozłuje w ręce bramkarza, który szybko wznawia kontrę dalekim wyrzutem do Miroslava Klose. Niedoszły strzelec gola łapie się za głowę i nie może uwierzyć, że sędzia nie uznaje trafienia angielskiego pomocnika. Ostatecznie mecz ten rozstrzygnął się w rzutach karnych, ale kto wie jakby się potoczył, gdyby na skutek nieuznanej bramki już w pierwszej połowie doszłoby do remisu.

     

    Dokładnie siedem lat później we wrześniu, Polska na Stadionie Narodowym w Warszawie podejmuje, podczas Eliminacji do Mistrzostw Świata w Rosji, reprezentację Kazachstanu. Przedmeczowe wyrokowania o pewnym zwycięstwie stają pod znakiem zapytania, bo już niebawem kwadrans pozostanie do zakończenia spotkania, a na tablicy wyników nadal widnieje rezultat 1:0 dla gospodarzy. Wtedy na około 20. metrze piłkę przy rzucie wolnym ustawia Robert Lewandowski. Nabiega i oddaje mierzony techniczny strzał nad murem zawodników przeciwnika. Co prawda piłkę paruje bramkarz, ale odbija się ona od wewnętrznej strony słupka i wpada za linię bramkową. Spóźniony w tej sytuacji sędzia linowy dobiega dopiero na wysokość linii końcowej nie sygnalizując gola, a główny arbiter meczu nie używa gwizdka, by potwierdzić trafienie Polaków. Mecz ten jednak kończy się pewnym zwycięstwem „Biało – Czerwonych”. Zaraz po kuriozalnej sytuacji wynik podwyższa Glik, a po kilkunastu minutach „Lewy” z rzutu karnego odbiera to co jego.

     

    Jedynie w tej trzeciej sytuacji możemy mieć wątpliwości, czy aby na pewno piłka zmieściła się całym obwodem w bramce. Jednakże tego typu sytuacje zawsze powinny być rozstrzygane na korzyść drużyny atakującej (szczególnie jeśli mamy do czynienia z reprezentacją Polski ).

    Podsumowując, błędy sędziowskie były, są i będą. Od tego nie uwolni nas ani wideo weryfikacja, ani technologie, ani zwiększenie ilości osób kontrolujących przebieg gry na boisku. W miejsce dążenia do perfekcji i bezbłędności, wprowadziłbym zdrowy rozsądek, dystans i po prostu – entuzjazm. Niech decyzje arbitrów będą „za”, a nie „ przeciw”. Niech działają na korzyść. Mam wrażenie, że dziś sędziowie to tacy strażacy, co tylko gaszą. Po kolei: piękno gry, jej nieprzewidywalność, aż w końcu naszą fascynację futbolem. Obym się mylił…

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj

    Zobacz również

    Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.