O piłce z przekąsem…czyli jak co środę Paweł Sepioło #29

    A gdyby tak na co dzień moglibyśmy oglądać w naszej rodzimej lidze gwiazdy pokroju Kevina De Bruyne, Edinsona Cavaniego, czy choćby Gonzalo Higuaína? Nie będąc już tak łapczywi na obecność Lionela Messiego, czy Cristiano Ronaldo. Czy polską piłkę stać na wzniesienie się ponad przeciętność i wyjście z kilku centymetrowego boiskowego błota? Czy już zawsze aby oglądać mecze ligowe opatrzone futbolową jakością i kunsztem kibic znad Wisły będzie musiał udać się na zachód Europy? Jeśli sam się zastanawiasz, mam nadzieję, że poniżej znajdziesz coś co wyostrzy Twoje patrzenie, jak po zażyciu znanego specyfiku. Póki co, o Lotto Ekstraklasie możemy powiedzieć za głównym jego hasłem reklamowym: „Coś niewyraźnie dziś wyglądasz”.

    W Polsce zarówno w sferze gospodarczej jak i sportowej (mówimy tylko w aspekcie piłki nożnej) obserwuję podobne tendencje, które wskazują określony kierunek. Obrazowo można to przyrównać do następującej sytuacji. Port Gdynia-Gdańsk pod względem przepustowości ładunków i organizacji prezentuje się bardzo przyzwoicie, ale nigdy nie będzie drugim Szanghajem (Chiny), ani nawet Hamburgiem (Niemcy). Cieszymy się z tego co mamy, ale do światowej czołówki brakuje nam kilka kroków milowych. Nie bez przyczyny użyłem porównania do obu tych krajów, bowiem w piłce nożnej w ostatnich latach są one symbolami określonych wartości. Kolejno, Chiny, jak nie trudną zgadnąć, potężnych nakładów finansowych i rosnącej komercjalizacji futbolu, natomiast Niemcy wysokiego zaawansowania w zakresie zaplecza medyczno – sportowego dającego nieocenione wsparcie na drodze rozwoju zawodnika. Niestety, ani jednymi, ani drugimi długi czas, albo wcale nie będziemy. Tu trzeba stanąć w prawdzie i przełknąć gorzką pigułkę. Nie ruszymy póki nadal będziemy klepać się po ramieniu i uspokajać. Należy sobie jasno powiedzieć, jest słabo. Już nie będę się pastwił nad naszymi polskimi drużynami, ale żeby tylko wspomnieć minioną edycję eliminacji do europejskich pucharów, gdzie objeżdżali nas pasterze z Azerbejdżanu, przy całym szacunku do rywala. Polska nie posiada tak dużych zasobów finansowych jakimi dysponują na tę chwilę Chińczycy. Nie otworzymy nowych kompleksów treningowych jak te, które funkcjonują już w Państwie Środka. Chyba, że na terenie kraju swój ośrodek otworzy jeden z europejskich potentatów, ale zawsze taniej jest takiemu wysłać skautów niż inwestować w całą infrastrukturę. Podobnie sytuacja ma się w stosunku do zaawansowania z jakiego znane są niemieckie piłkarskie marki. Jeszcze upłyną długie chude lata nim doskoczymy do naszych zachodnich sąsiadów pod względem systemu szkolenia, współpracy medyczno – sportowej, a przede wszystkim mentalności zarówno po stronie sztabu jak i młodych adeptów. Prym wiodą na tę chwilę Lech Poznań oraz Zagłębie Lubin. Wiele dla młodzieży dzieje się także na Śląsku wokół Górnika Zabrze, co zresztą widać na boisku, bo trener Brosz jak mało który promuje „polską krew”.

     

    Skoro wzorców nie możemy szukać u Chińczyków, ani u Niemców, to tak naprawdę czyja droga wydaje się nam najbliższa. Przeanalizujmy więc kilka modeli i sami zobaczmy, który jest najbliższy naszej lidze.

     

    MODEL AMERYKAŃSKI

    MLS od lat cieszy się uznaniem, ale tylko tych, którzy w Europie osiągnęli już wszystko i chcąc odejść na zasłużoną emeryturę nie mają ochoty tak nagle rozstawać się z futbolem. Są przypadki kiedy to znakomita gra za oceanem procentuje powołaniem do reprezentacji kraju – tak chociażby wydarzyło się w odniesieniu do Davida Villi i jego wielkiego „come back’u” do kadry Hiszpanii. Jednak są to osamotnione przypadki i raczej tendencja idzie w inną stronę. Jest to także dobra okazja dla zawodników, by prywatne biznesy rozszerzyć na kolejny rynek poza europejskim. Tu z kolei za przykład służy nam David Beckham. W obu tych wariantach Polska wypada blado. Nie mamy amerykańskiego rozmachu, by zaproponować gwiazdom coś na wzór Los Angeles, czy Las Vegas, ani nasz rynek nie jest tak chłonny, by na nim miała się wypromować nowa marka, czy trend. Prawdopodobnie największą gwiazdą jaka w najbliższych latach przyjedzie do naszego kraju na emeryturę będzie Robert Lewandowski. O zagranicznych tuzach możemy zapomnieć.

     

    MODEL TURECKI

    Wyjazd do Turcji piłkarza o uznanej renomie pachnie większą tygodniówką, ale nie musi oznaczać rezygnacji z walki o największe trofea. Z pewnością Süper Lig to nie La Liga, czy Premier League, ale przedstawiciele znad Bosforu regularnie meldują się w europejskich pucharach. Wśród nich brylują kluby ze Stambułu. To, co także cechuje ligę turecką to wręcz fanatyczne zachowania kibiców, którzy potrafią urządzić rywalowi piekło na własnym stadionie. No i właśnie, czy Wam to czegoś nie przypomina? Nie chcę porównywać naszych kibiców do tureckich, bo skala jest inna, ale czy my nad Wisłą też nie mamy tak oddanych i obsesyjnych fanów. To nie jest sytuacja jak w Korei Płd., gdzie w rankingu dyscyplin pod względem popularności piłkę nożną wyprzedza puszczanie latawców. Tutaj futbol to pewien styl życia, tożsamość i bardzo mocna identyfikacja z barwami swoich ulubieńców. Liczby wynikające z frekwencji na meczach Ekstraklasy nie powalają, ale za to trafiają się złote jajka jak choćby kazus Widzewa Łódź gdzie wyprzedano wszystkie wejściówki…w postaci karnetów na CAŁY SEZON. Potencjał jest ogromny. Niestety brakuje nam do pary mądrej i efektywnej polityki transferowej. Dziś po boiskach tureckich biega Quaresma, Pepe, czy do niedawna Sneijder, van Persie oraz Podolski. Na naszych największą „gwiazdą” (nie bez przyczyny w cudzysłowie) jest w tej chwili Eduardo grający 10 lat temu w Arsenalu. Jasne, żeby ściągnąć jednego z powyżej wymienionych grajków musielibyśmy zaoferować o wiele więcej niż chorwackiemu pomocnikowi, a przypuszczam, że aż tyle nie mamy. Z kolei czy warto pakować się w zagraniczny zaciąg zawodników o wątpliwej jakości kosztem jednego, ale za to pewnego, również marketingowo.

     

    MODEL HOLENDERSKI

    W ostatnich latach w historii futbolu mało kiedy doczytamy się, żeby jakiś holenderski klub sięgnął po europejskie trofeum, bądź znacząco zapisał się złotymi zgłoskami. Czy czegoś Wam to nie przypomina? Niemniej jednak niespełna 12 miesięcy temu Ajax potrafił dotrzeć aż do finału Ligi Europy, a regularnie rok w rok Eredivisie ma swojego reprezentanta w rozgrywkach w obrębie Starego Kontynentu. Ile byśmy dali, by udziałem polskich drużyn stały się tego typu wydarzenia. Regularność to właśnie klucz do stałego, przyzwoitego poziomu ligi holenderskiej. Przy niewspółmiernie niższych nakładach w stosunku do Top 5 lig Europy systematycznie dostarczają potentatom coraz to smaczniejsze kąski w postaci młodych, przebojowych i szalenie uzdolnionych piłkarzy. Żaden z klubów nie zastanawia się, gdy ma możliwość wypromowania nowego talentu, kosztem kapitału przeznaczanego na transfery. Tam wszyscy nastawiają się na eksport. Mam wrażenie, że właśnie tu najbliżej nam do polskich realiów. Zobaczmy, że tak jak Holendrzy nie jesteśmy bogaczami, nie do nas przyjeżdżają piłkarskie gwiazdy, by odcinać kupony, nie nami interesują się główne marki promujące futbol na świecie. Jednak sportowo Holandia wypada znakomicie, Polska natomiast najdelikatniej mówiąc średnio. A tak jak mówiliśmy potencjał mamy spory. W związku z tym trzeba nam szkolenia, szkolenia i jeszcze raz…(wiadomo). Widać, że coraz większym uznaniem cieszą się polskie akademie na czele z tą z Poznania. Tą drogą powinniśmy iść. Dodatkowo, wykorzystajmy to, co było powiedziane na początku. Nasze położenie, które sprawia, że na mapie Europy Środkowo-Wschodniej jesteśmy jednym z najważniejszych punktów. Niech Polska będzie oknem na świat dla zawodników z Litwy, Ukrainy, Łotwy, Czech, Węgier czy nawet Słowacji, a takim ośrodkiem obserwacyjnym dla skautów największych europejskich potęg. Taka wizja rozwoju naprawdę mogłaby się udać. Odpowiednio podparta wsparciem PZPN-u, różnych środowisk oraz sponsorów, a także patronów jakimi mogliby być znani w Europie Zbgniew Boniek, Jerzy Dudek, czy Robert Lewandowski. Mam wrażenie, że to wyleczyłoby ten nasz polski marazm i bylejakość. Posiadanie celu i wizji na dziesiątki lat zapewniłoby też stabilność klubom, które włączyłyby się w projekt na szeroką skalę. Czy trzeba będzie nam czekać kolejne długie dekady, aby uświadczyć fenomenu jakim niewątpliwie teraz jest napastnik Bayernu Monachium. Tego typu decyzje znaczenie urealniłyby wychowanie sobie jego piłkarskich potomków. Wątpię czy prezes PZPN przeczyta ten artykuł, ale wierzę, że będzie walczył o dobro polskiej piłki reprezentacyjnej oraz klubowej. Przed nami najważniejsze lata, bo jeszcze nie jest za późno, by w futbolowej Europie dogonić zachód, a stać się  wzorem dla jej centralnej i wschodniej części.

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj

    Zobacz również

    Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.