FC Barcelona drugi sezon z rzędu skompromitowała się w Lidze Mistrzów. Mając awans wyłożony na tacy, zawodnicy Dumy Katalonii na własne życzenie wystawili się na ośmieszenie. Co sprawiło, że Barcelona mimo świetnego sezonu, zagrała najgorszy mecz od bardzo dawna?
To, co wydarzyło się wczoraj w Liverpoolu, przejdzie do historii. Duma Katalonii mimo wygranej w pierwszym meczu 3:0, oddała awans LIverpoolu przegrywając na jego obiekcie 0:4, prezentując mizerny poziom futbolowy, mimo, że hiszpański klub w chwili obecnej jest uważany za najlepiej grający zespół na świecie.
Zniewaga rywala
Całe otoczenie barcelonismo było pewne swego i już po pierwszym meczu wysyłali drużynę do Madrytu, aby ta rozegrała finałowy mecz na obiekcie Atletico. Już przed meczem było widać olbrzymi luz zawodników Dumy Katalonii, którzy z uśmiechem na twarzach szli do szatni, aby w niej przed wyjściem na trening puścić muzykę na pełny regulator. Brak pokory, bojowego nastawienia o obronę wyniku, a co najważniejsze… znikomy szacunek do rywala i do tego, co może zrobić w rewanżu. Już od pierwszych minut Liverpool wkroczył w stan ultra ofensywy, co zaskoczyło Barcelonę, a nie powinno. Jak topowa drużyna na świecie może nie wziąć pod uwagę, że rywal znajdujący się na straconej pozycji ruszy do skumulowanego ataku? Barcelona pokazała, że się da.
Gracze The Reds robili co chcieli, zaś zawodnicy z Hiszpanii sprawiali wrażenie, jakby byli dziećmi zagubionymi we mgle. Zero planu, zero strategii… Granie na chaos i tworzenie nic nie znaczących akcji. O błędach lepiej nie wspominać, końcowa bramka zapisze się na annałach negatywnej historii klubu z Katalonii. Takie akcje nie zdarzają się choćby w Ekstraklasie, jednak mistrz Hiszpanii dał wbić sobie gola w sposób komiczny, podsumowujący grę całego zespołu podczas wczorajszego wieczoru.
Granie na Messiego
Szczególnie widoczne w końcowej części meczu, kiedy to Liverpool wygrywał 3:0 i 4:0. Gdyby w tamtym momencie Barcelona zdobyła gola, spokojnie mogła przechylić szalę awansu na swoją stronę. Przez moment widać było element mocniejszego ataku, jednak zamiast bombardować bramkę Alissona Beckera lub szukać najprostszych środków, zawodnicy gości cały czas śledzili gdzie jest Messi i do niego posyłali piłki, by ten za pomocą swojej magii odwrócił losy spotkania. Co z tego, skoro Argentyńczyk był kryty przez połowę składu Liverpoolu, przez co każda akcja kończyła się odbiorem piłki przez Anglików i szybkim kontratakiem. Jordi Alba, Rakitić oraz Sergi Roberto mieli kilka dogodnych sytuacji, aby oddać strzał i mocno zagrozić bramce rywala, bądź chociażby wywalczyć rzut rożny. Mimo to, na siłę podawali do Messiego, co kończyło się dramatem.
Nietrafione zmiany
Ernesto Valverde jest znany ze swoich niezbyt zrozumiałych dla innych decyzji, podobnie było wczoraj na Anfield Road. Hiszpański szkoleniowiec wykorzystał trzy zmiany, jednak żadna z nich nie przyniosła wyczekiwanych efektów. O ile nie można mieć pretensji o wybory graczy, którzy mają wejść na boisko, jednak dobór zawodników schodzących, już zdecydowanie tak. Na pierwszy ogień, po godzinie gry, z boiska zszedł Phillipe Coutinho, który był w tym spotkaniu zawodnikiem widmo, w jego miejsce zobaczyliśmy Nelsona Semedo. Brazylijczyk był cieniem samego siebie, jednak jest zawodnikiem, który ma fenomenalne uderzenie z dystansu. Być może pod koniec meczu właśnie ta broń mogła zdetronizować bramkarza Liverpoolu i dać długo wyczekiwanego gola Blaugranie. Poza tym, na boisku w tym czasie znajdowali się zawodnicy, którzy prezentowali znacznie niższy poziom od napastnika. Bardziej efektywna mogłaby być zmiana chociażby Rakiticia po 60 minutach gry.
Piętnaście minut później do gry wydelegowany został Arthur, zajmując miejsce… Arturo Vidala. Chilijczyk był bez wątpienia najlepszym graczem pierwszej połowy i w drugiej odsłonie meczu pokazał się z solidnej strony. Jego bloki oraz przechwyty były kluczowe w kilku akcjach. Nie wiem, dlaczego Valverde postawił właśnie na zmianę Vidala, mimo, że Rakitić i Busquets grali znacznie gorzej i po wejściu Arthura nic się nie zmieniło w formacji pomocy. Tuż przed końcem meczu, Malcom zmienił Rakiticia, jednak ciężko ocenić występ Brazylijczyka.
To tylko kluczowe powody, widziane okiem kibica. Z pewnością, jest znacznie więcej powodów, przez których Barcelona stała się pośmiewiskiem całej Europy. To nie przypadek, że po raz kolejny, w meczu rewanżowym o dużą stawkę, power Katalończyków się wyłącza i widzimy inną, znacznie gorszą drużynę.
fot. SkySport