7000 kilometrów, 17 krajów, przeżycia piłkarskie nie do zapomnienia!

    "Czy Ty jesteś normalny? Jechać tyle kilometrów autostopem na jakiś głupi mecz – te słowa usłyszałem już niejednokrotnie od rodziny, no i nieco rzadziej od znajomych, ale po części w sumie się z nimi zgadzam.  No bo jak można jechać 1000 czy 2500 kilometrów by zobaczyć mecz i to w dodatku nie swojej drużyny, mało tego nawet nie meczu drużyn z piłkarskiego topu, a po prostu "jakiś tam", bo chcesz jedynie zobaczyć jak dany klub i jego kibice prosperują. Aspekt turystyczny jest w takich wyprawach na drugim miejscu, czyli przy okazji wyjazdu i oczywiście w miarę możliwości  wolnego czasu. Tak, to nie jest normalne i wcale mi to nie przeszkadza, a jeszcze bardziej motywuje zarażając kolejne osoby. Jak wiadomo pasji człowiek nie wybiera a objawia się ona sama i rodzi dosyć długo, no właśnie… zaczęło się bowiem  niewinnie – od samotnego pójścia na mecz IV-ligowego klubu.

    Młody człowiek zajarał się atmosferą w sektorze "młynowym" oglądając cały mecz z trybuny rodzinnej i już na następny poszedł właśnie tam, dopingując klub walczący w śmiesznej regionalnej lidze, a w promieniu 50 kilometrów gra przecież 5 klubów w Ekstraklasie.Jednak to nie poziom sportowy, a emocje, chęć poczucia przynależności, bliskość stadionu a także znikoma cena biletu przyczyniły się do tego, że mecz stał się najważniejszym punktem 2-tygodniowej posuchy. 

    Mijały lata i pasja, bo tak mogłem już ją nazwać nieco się rozwinęła – pojawiły się bowiem pierwsze wyjazdy na mecze. To był już zdecydowanie inny świat niż spotkanie na stadionie "u siebie", każdy wyjazd to jak wszyscy fanatycy dobrze wiedzą – oddzielna historia. Nie rzadko pełna kupy śmiechu i niesamowitej serii zdarzeń, ale czasem  też restrykcji i konsekwencji ze strony prawa. 

    Tak czy inaczej klub któremu poświęciłem dobrych kilka lat awansował od tego czasu o kilka klas rozgrywkowych i nadal jest w sercu na pierwszym miejscu, ale jeżdżąc w kółko na te same stadiony i do tych samych miejsc – czasem oglądając jedynie bramę czy furtkę stadionu dochodzi do człowieka, że może warto by coś zmienić? Na pewno pasji tak łatwo się nie porzuca, to akurat nie wchodziło w grę, ale może jest coś co pozwoli ją urozmaicić, poszerzyć horyzonty? Przecież nie interesowała mnie tylko Polska piłka i własny klub. Jako młody piłkarz uwielbiałem oglądać mecze najlepszych w TV, zwłaszcza Milanu. Każdy fan zapatruje się też szerzej w kluby np. ligi angielskiej, hiszpańskiej, niemieckiej czy włoskiej. Ogląda regularnie Ligę Mistrzów czy czeka na mecze reprezentacji by na moment oderwać się od lokalnego bagna. U większości te zainteresowanie to aspekt jedynie sportowy, mnie jednak na pierwszym miejscu interesował aspekt kibicowski, a dokładając do tego zamiłowanie do historii i geografii pasja została odpowiednio poszerzona i do dziś wydaje się niemal nieograniczona, bo klubów jest multum – tą pasją jest oczywiście groundhopping.

    Nie jestem jednak fanem formy w jaką owy groundhopping jest dziś ubrany, czyli zaliczania jak największej ilości meczów w jak najkrótszym czasie – te wyścigi odkładam Niemcom którzy niemalże oszaleli na tym punkcie, trafiają się również Polacy którzy wiernie kopiują i odwzorowują ich zajawkę, ale jaka w tym frajda? Nie mam pojęcia. Z wyjazdów za własnym klubem nauczyłem się bardzo ważnej rzeczy – to nie mecz, a cała podróż jest najciekawsza i tak jak napisałem wcześniej… każdy wyjazd ma osobną historię, przeżycia i emocje które zostają już z Nami na zawsze. Jadąc na mecz dla samego jego obejrzenia to jak dla mnie nuda i strata czasu – wrzucisz sobie zdjęcie biletu czy zjedzonej kiełbasy i odhaczysz, że byłeś, super – za miesiąc już o tym zapomnisz, wyjazd jak jeden z dziesiątek innych bardzo podobny. Jadąc na mecz lub kilka spotkań które odbędą na przestrzeni kilku dni, dodatkowo planując w punktach odwiedzenie ciekawych miejsc, zabytków czy innych atrakcji zapewne jak nic potrzebujesz masy pieniędzy! Nie prawda 🙂

    Jeśli odnajdujesz w sobie takie cechy jak odwaga, kreatywność czy żywiołowość to realizujesz swoją pasję, cele i marzenia jeżdżąc autostopem, śpiąc w namiocie lub u nowo poznanych ludzi!

    Celowo wypisałem takie cechy, bo nie jest to oczywiście dla każdego, większość i tak woli wygodę nawet kosztem pieniędzy i jeśli ma ich dużo to wcale się temu nie dziwię, ale jeśli Ci ich brakuje to dlaczego by nie kombinować, bawiąc się przy tym równie dobrze, a według mnie nawet dużo lepiej?

    Tak też pomyślałem w tegoroczne wakacje wybierając się wspólnie z dziewczyną w autostopową podróż dookoła Bałkanów łącząc zarówno przyjemne z pożytecznym. Ja chciałem koniecznie zobaczyć w akcji kibiców największych bałkańskich klubów poznając przy tym kilku z nich oraz odwiedzić jak najwięcej ciekawych miejsc pod kątem kulturowym i historycznym dla tutejszych narodów a moja kobieta nie musiała zostawać sama w domu, mogąc liczyć na moją obecność dzień i noc zażywając przy Tym czasem wakacyjnego nadmorskiego klimatu – czego chcieć więcej? 3 tygodnie, dokładnie 21 dni pełne przygód i intryg, poznania fanatyków słynnej ekipy "Horde Zla" bośniackiego FK Sarajevo, meczu Crveny Zvezdy na słynnej belgradzkiej "Marakanie", goszczenia mnie jak zgodę przez kibiców Vojvodiny Nowy Sad, autostopu życia po którym dostaliśmy od Włocha kluczyki do jego apartamentu w Sofii na kilka dni, dodatkowo w prezencie otrzymując jeszcze 100 euro na dalszą podróż , spanie w namiocie na stadionie w Bosanskim Brodzie czy  w końcu zwiedzenie takich miast jak Mostar, Kotor, Tirana, Skopje itd… po prostu niesamowita wyprawa!

    Tak bardzo niesamowita, że za tydzień na weekend pojechałem opowiedzieć ją na żywo do przyjaciół w Łodzi, a w kolejny weekend byłem już w Poznaniu – tu i tu jadąc autostopem ze Śląska, bo nie chciałem opowiadać tego inaczej niż na żywo 🙂

    Dokładnie w takiej euforii byłem – emocje zdawały się nie opadać i już miesiąc po wyprawie postawiłem sobie kolejny cel – wrócenia samotnie na tereny byłej Jugosławii, choćby na chwilę! Po skontaktowaniu się z pewną kumatą osobą w Słowenii spytałem czy istniała by możliwość przenocowania mnie choćby na podłodze, gdyż nie chcę zabierać ze sobą namiotu. Owy fanatyk od razu powiedział wprost – nie jesteś psem, nie będziesz spał na ziemi i… zaproponował nocleg w hotelu na jego koszt!

    Krótki 3-dniowy wypad autostopem, poznanie całej grupy ultras, najważniejszych osób w ekipie NK Maribor i przede wszystkim wspólne świętowanie awansu do Ligi Mistrzów tak jakby to awansował do niej mój własny klub – po prostu coś niebywałego i to wszystko dlatego, że jesteś szalonym Polakiem (ile to już razy usłyszałem te właśnie słowa). 

    W rzeczy samej, nie mamy wpływu na to gdzie się urodziliśmy i za bardzo na to komu kibicujemy. Zazwyczaj jest to po prostu najbliższy klub w okolicy jeśli zaczynałeś chodzić na mecze jako małolat i może nieco większy, gdy zajawkę złapałeś dopiero będąc dorosłym – tak czy siak miłości się nie wybiera a w klubie zakochuje już od pierwszego meczu. Do czego zmierzam – nie mając wpływu na to komu kibicujemy nie wiemy jakby to było gdybyśmy byli kibicami innego klubu np. w ogóle innym kraju i innej lidze. Jednak jeśli podróżujemy i chcemy nawiązać jakiś kontakt z grupą kibiców w jakimkolwiek klubie uzyskując od nich akceptację to po części… możemy zobaczyć przez chwilę JAK BY TO WŁAŚNIE BYŁO!

    Oczywiście to nie jest takie proste, a pisząc przez własne doświadczenie mogę to pokrótce przedstawić, bo nie tylko musisz wzbudzić pewne zaufanie, ale też znać doskonale realia kibicowskie takie jak np. absolutny zakaz fotografowania. Z dumą mogę dziś powiedzieć, że w ten właśnie sposób przez chwilę w tym roku czułem się jak aktywny fanatyk grupy "Avanguardia", czyli kibiców włoskiego Ascoli Piceno (Serie B), członek grupy "Firma 1989" serbskiej Vojvodiny Novy Sad czy ultrasem grupy "Viole Maribor", czyli słoweńskiego mistrza kraju.

    Jeśli robisz to z głową, to mimo iż kochasz swój własny klub najmocniej na świecie, myślę iż wcale to niczemu nie szkodzi i nie przeszkadza – jesteś w tym gronie gościem, na chwilę – możesz swobodnie wymienić się poglądami na każdy temat, a piłką w Polsce czy to w aspekcie sportowym czy kibicowskim na prawdę interesują się poza granicami naszego kraju i to bardzo. Emocje jakie towarzyszą takiemu "poznawaniu" są ogromne, niby wszystko poznajesz  "u nich" od początku, a jednak czujesz się jakbyś znał ich od zawsze, ot cała kibicowska magia! 

    Jak widzicie mój groundhopping jest zgoła inny, nie wiem jak taką zajawkę dokładnie można opisać czy nazwać – pewnym jest to, że chcę realizować tą pasję jeszcze więcej i więcej i tak było też na ostatnim listopadowym wypadzie samolotem do Maroka. 

    Prócz 2 meczów miejscowej I i II ligi poznałem też kilka nowych osób jeżdżąc 700 kilometrów autostopem po całkowicie nieznanym i obcym kulturowo kraju z… naderwanym i skręconym stawem skokowym w sztywnej ortezie :D!

    Nie ma zatem barier, jest tylko wyobraźnia. Po ostatnim doświadczeniu w Maroko szanuję tym bardziej osoby niepełnosprawne które spełniają swoje marzenia podróżując. W głowie kotłuje mi się coraz bardziej – cóż to był za rok, mam 23 lata i jeszcze cały świat jest przede mną. Mamy ogromne możliwości, tanie linie lotnicze latają coraz w to dalsze i ciekawsze kierunki, autobusy i pociągi również poszerzają swoje siatki oferując bardzo przystępne ceny. Nawet jeśli znudzi Ci się już "Shengen", to na paszporcie da się odwiedzić przecież multum krajów bez konieczności wyrabiania do nich wizy i w końcu autostop – może nie tak popularny jak kiedyś jest przez kierowców bardzo doceniany i lubiany, zwłaszcza tych jeżdżących w transporcie. 

    Plany kształtują się błyskawicznie i mimo iż wychodzą częściej spontanicznie to już teraz myślami jestem na meczach przyszłych klubów które chcę odwiedzić… Mimo iż dalej jestem aktywnym fanatykiem zaliczającym większość wyjazdów swojego klubu, to niemal całkowicie oddaję się swojej pasji. Cóż, wypada mi zaprosić Was zatem do obserwowania i śledzenia facebookowej strony "Życie na wyjeździe". I jak to mówią młodzi ludzie – "Nie spać, zwiedzać, zapierdalać", a więc życzę Wam po prostu przeżycia życia żywiołowo, z pasją i na pełnej!"

     

    Autor tekstu: Damian Majewski






    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj

    Zobacz również

    Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.