No i stało się. Piotr Celeban został bohaterem Ekstraklasy i przełamał fatalną passę 13 kolejnych meczów bez zdobytej bramki w pierwszej połowie. W ten piątek ostatnie drużyny bez punktu wreszcie jakieś zdobyły ich już teraz żadna ekipa z ekstraklasy nie ma zera na koncie (przynajmniej jeśli chodzi o punkty). Zapraszam na piątkową relację z Ekstraklasy.
Polacek biegł się chyba cieszyć ze zwycięstwa, ale Terma zabrała mu tą radość
Pierwszy piątkowy mecz w najlepszej lidze świata i na start mecz w Niecieczy. Miejscowe "Słoniki" podejmowały u siebie "Miedziowych" Piotra Stokowca. Pierwsza połowa. A jakże inaczej. Ta piękna tradycja 0:0 do przerwy. I szczerze – piłkarze nie zrobili absolutnie nic, by było inaczej. Dosłownie jakby na takie coś się umówili. Może kolejny jakiś czelendż, o którym nie wiemy? Gdyby ktoś na początku 1 połowy tego wyszedł, wróciłby dopiero na drugą i spytałby"
-Coś interesującego się działo?
To jeden by leżał na kanapie, bo zasnął biedak z nudów, drugi by kończył ziewać, trzeci zaczął by się śmiać, dopiero czwarty powiedziałby srogim, znudzonym głosem "nic". Nie wymaga to chyba szerszego komentarza. O wiele ciekawiej było już w drugiej odsłonie spotkania. A zaczęło ją dobrze Zagłębie, które dobrze rozwinęło akcję na prawej stronie boiska, piłka ostatecznie znalazła się pod nogami debiutującego Czerwińskiego, który zagrał wzdłuż bramki, a tam czekał już Martin Nespor i 1:0 dla Zagłębia. "Miedziowi" nie chcieli na tym poprzestać i szukali kolejnych bramek. Szkoda tylko, że niektórym piłkarzom pomyliła się dyscyplina z podobną nazwą, tyle że z przymiotnikiem "amerykański" obok (do odnalezienia gdzieś na internetach ). Nieciecza potem, podobnie jak w meczu z Wisłą, wzięła się za robotę dopiero po koniec spotkania. Ale świetnymi paradami, wobec strzałów gospodarzy, popisywał się Martin Polacek. Szkoda tylko, że swój dobry występ zakończył dla Zagłębia w fatalny sposób. Bo jego "radosne" wyjście z bramki w ostatniej minucie spotkania, przy wolnym zagrywanym z połowy Termalici, bitym gdzieś na 14-15 metr nie stanowiło zupełnych podstaw do zapuszczenia się tak daleko przez bramkarza. Może myślał, że to koniec i wyszedł się cieszyć z 3 wygranej? Jeśli tak, to jego rodak, David Guba, szybko go uświadomił, że jest inaczej. Ostatecznie Termalica w szczęśliwych okolicznościach wydarła remis Zagłębiu, które straciło szansę na trzecią wygraną pod rząd.
Celeban show!
I stanął wśród nich na 4 metrze i dostał piłkę na główkę, zdobył bramkę, która przerwała 13 meczową plagę pierwszych połów bez zdobytej bramki, a imię jego Piotr Celeban – Dziś było dane nam oglądać kawał dobrej piłki we Wrocławiu. Kapitalna atmosfera już wcześniej udzielała się kibicom, bowiem fanatycy ekip Śląska i Lechii mają w tym roku 40 rocznicę wspólnej zgody, co oczywiście musieli uczcić oprawą. O ile o kibiców nie trzeba było się martwić, o tyle, jak zwykle przed każdym meczem Ekstraklasy, o dyspozycję piłkarzy. Zupełnie zbędnie. A co ważne już w pierwszej połowie udzieliły się spore emocje. Oto w piątej minucie udało się przerwać fatalną passę meczów z pierwszą połową bezbramkową. Autorem gola Piotr Celeban, który dostał kapitalną wrzutkę od Riery. Przerzucił ją na tyle idealnie, że minęła każdego kogo się dało, a jednocześnie na tyle skutecznie, by osiągnąć cel. Potem do głosu zaczęli dochodzić goście. Oczywiście grą z klepki skrzydłami, do czego zdążyli przyzwyczaić już podopieczni Piotra Nowaka. Na ich nieszczęście okazało się, że Śląsk też potrafi grać kombinacyjnie. 30 minuta. Do tej pory bezbarwny Chrapek, który w fatalny sposób przed chwila tracił piłki, nagle przerzuca piłkę za linię obrony, tam przejmuje ją Kosecki, który mija Kuciaka i zdobywa drugiego gola dla wrocławian. Póki co mecz z ładniejszymi asystami niż golami. Do przerwy Śląsk zaskoczył, ale zasłużenie prowadził. Po przerwie… typowa Ekstraklasa chciałoby się rzecz. W przeciągu kilku minut na początku drugie aktu Lechia wyrównała. I to dwa razy za sprawą niezawodnego Flavio Paixao. Być może w tym sezonie Portugalczyk sięgnie po koronę króla strzelców? Na razie na koncie ma trzy trafienia. Dziś wpierw otrzymał świetne podanie od Stolarskiego, który nakręcony był na prawej obronie dosłownie jak dzień wcześniej Tadeusz Socha w spotkaniu z FC Midtjylland. Kilka minut potem dobrą centrą z rożnego popisał się Łukasik. Tam czyhał na nią Vitoria, któremu wpierw przypisano gola, ale powtórki wykazały, że to piłka wylądowała na głowie Flavio. Do 70 minuty już za wiele się nie działo, ale kilko minutową "pauzę" piłkarze wyręczyli nam istną nawałnicą akcji jedna po drugiej. Raz Śląsk, który pokazał, że jednak umie grać w piłkę, a z drugiej Lechia, która do takiego widoku raczej przyzwyczaja. Koniec końców nadeszła 79 minuta. Być może Kuciak przed meczem oglądał spotkanie Termalici z Zagłębiem, zamiast słuchać na odprawie trenera Nowak. Jeśli tak było, to musiał się mocno zainspirować Martinem Polackiem, gdyż także jemu nie wyszło "wyjście" z bramki. Z prezentu skorzystał po raz drugi w tym meczu Celeban i ostatecznie z meczu przyjaźni to podopieczni Jana Urbana wyszli zwycięsko. Pierwsze punkty w tym sezonie i od razu trzy, ale w bardzo dobrym stylu. Tymczasem w Gdańsku ból głowy, druga porażka z rzędu i zamiast uciekać potencjalnym rywalom w walce o koronę Mistrza Polski, to tylko pogarszają swoją sytuację, zwłaszcza że Lech i Legia jeszcze grają swoje spotkania.
Fot. Pressfocus