David Villla, była gwiazda Barcelony i Valencii, powróciła do kadry Hiszpanii w wieku 35 lat i kwitnie w MLS dzięki Patrickowi Vieirze.
W minionym sezonie zasadniczym był pan w znakomitej formie i miał spore szanse na wygranie Złotego Buta w MLS. Jak bardzo różni się strzelanie goli po drugiej stronie Atlantyku w porównaniu do Hiszpanii?
Tak naprawdę to całkiem podobne – niezależnie od tego, dla kogo grasz. Zawsze staram się robić to, czego się ode mnie wymaga, czyli strzelać gole. To moja praca. Cieszę się grą w New York City FC. Z pomocą kolegów i trenera, którym jest Patrick Vieira, mogę kontynuować grę na wysokim poziomie.
Jak gra się pod wodzą Vieiry w NYCFC?
Patrick posiada ogromną wiedzę i rozumie grę, a do tego ma też wielką osobowość. Lubią go wszyscy w drużynie. Cały czas analizuje grę i przed każdym meczem daje każdemu zawodnikowi mnóstwo informacji. Pracuje bez wytchnienia siedem dni w tygodniu, dlatego czeka go wielka przyszłość w roli menadżera. Wierzę, że ma przed sobą wspaniałe sukcesy i długie lata na ławce trenerskiej.
Czy we wspólnych rozmowach powraca pan do czasów, gdy stawaliście naprzeciwko sobie w kadrach Hiszpanii i Francji?
Oczywiście. Ostatnio rozmawialiśmy o meczu w 1/8 finału mistrzostw świata w 2006 roku. Obaj trafiliśmy wtedy do siatki, ale wygrała Francja i to oni doszli aż do finału, a Vieira lubi się nieco droczyć na ten temat! Ale to żaden problem. Obaj wygraliśmy mundial i mistrzostwo Europy, więc obaj czujemy się spełnieni.
Jak ocenia pan Nowy Jork jako miasto?
Kocham tutejsze życie – podobnie jak moja rodzina – ale przede wszystkim przyjechałem tu, żeby grać w piłkę, to priorytet. Nowy Jork jest ogromną metropolią, ale zawsze mieszkałem w dużych miastach, więc nie było mi trudno się przystosować.
Ludzie byli mocno zszokowani, gdy ukazało się zdjęcie Thierry’ego Henry’ego jadącego metrem na trening. Czy pan również tak robił?
Oczywiście, jeżdżę metrem cały czas! Nigdy nie używam samochodu w obrębie miasta – nie ma to sensu, zważywszy na ogromne korki. Zawsze wskakuję do metra.
Czy często jest pan rozpoznawany przez fanów?
Czasami, ale co z tego? Fani mi nie przeszkadzają. Czasami chcą zrobić zdjęcie lub proszą mnie o autograf, a ja przychylam się do tych próśb. Nigdy nie miałem z tym problemu. W życiu jest bardzo ważnym, aby szanować i doceniać innych ludzi, zwłaszcza gdy są przyjaźnie do ciebie nastawieni. Za każdym razem gdy mnie zatrzymują, uśmiechają lub mówią „cześć!”, jestem szczęśliwy. Czuję się z tym dobrze i mam nadzieję, że oni czują to samo.
Co myśli pan o innym rozgrywanym w Stanach Zjednoczonych typie „futbolu”?
Nawet lubię futbol amerykański. Byłem na meczu New York Giants i dobrze się bawiłem. Jestem też fanem baseballu.
Pana kolega z drużyny, Andrea Pirlo, jest ikoną mody. Czy daje panu jakieś rady?
Nie, mam swój styl! Wiem, że wszyscy Włosi uwielbiają ubrania, więc Andrea nie odbiega od normy. Wie wszystko na temat mody, ale szczerze mówiąc, nie przykładam to tego takiej wagi, więc nie może mi zbyt pomóc. Ale jest czymś wspaniałym, doświadczyć tej przygody w Nowym Jorku razem z nim – zarówno na, jak i poza boiskiem. Potrafi podawać piłkę jak nikt inny i jest świetnym kumplem. Uwielbiam z nim przebywać, ponieważ nie ma z nim nudy.
Czy dobrze grało się panu razem z Frankiem Lampardem w ostatnim sezonie?
Bardzo lubię Franka. Jest bardzo miłym facetem. Miał duże problemy z urazami, ale gdy już grał, to było coś niesamowitego. Wszyscy fani w Nowym Jorku go uwielbiali.
Co będzie pan robił po przejściu na emeryturę?
Nie podjąłem jeszcze decyzji i nie mam określonych planów – żyję z dnia na dzień i staram się grać na najwyższym poziomie. Czuję się dobrze i nie myślę jeszcze o zakończeniu kariery. Wciąż strzelam gole i liczę, że uda i mi się wygrać jeszcze jakieś trofeum z New York City FC. Wierzę, że wciąż wiele udanych miesięcy przede mną.