W ostatnim spotkaniu Lecha z Koroną na boisku nie zobaczyliśmy chociażby Antonio Milicja i Radosława Murawskiego. To dało paliwo do plotek, które stały się bardzo popularne. Według nich w klubie nastąpił rozłam, jak się okazuje nie ma w tym grama prawdy.
Wyniki Lecha w ostatnim czasie nie należą do najlepszych, co prawda Lechici przełamali się w spotkaniu z Koroną wygranym 2:0. Kibice zauważyli jednak nietypowe zestawienie, w podstawowym składzie zabrakło Milicia i Murawskiego, którego zastąpili wychowankowie – Mońka i Lisman. Bardziej sfrustrowani kibice powiedzieliby, że to dzięki „usadzeniu” niektórych zawodników wynik był tak dobry.
Brak niektórych zawodników w zespole dało pożywkę mediom, które zaczęły doszukiwać się powodów takiego stanu rzeczy. Na platformie X pojawiły się doniesienia, że w szatni w dniach poprzedzających mecz doszło do ostrego konfliktu. Część piłkarzy miało ostro potraktować młodych zawodników Lecha, podobno nie podobały im się też metody Sindre Tjelmelanda.
Media natychmiast podłapały temat mówiąc o rozłamie w zespole. Kłam tym teoriom dał Dawid Dobrasz, który udzielił wywiadu portalowi „Meczyki.pl” – Nie rozumiem, dlaczego część kibiców ufa informacjom od niesprawdzonych ludzi. To nie ma pokrycia w rzeczywistości – skomentował. Dodatkowo odniósł się do absencji Milicia i Murawskiego.
Według niektórych źródeł miała być to kara od Nielsa Frederiksena, co również okazało się fake newsem. Ich absencja jest związana jedynie ze aspektami medycznymi: „Po piątkowej konferencji prasowej doszło do spotkania Rafała Hejny, szefa sztabu medycznego Lecha, z Nielsem Frederiksenem. On przekazał, że ci piłkarze są gotowi do gry na 50-60 procent. U Frederiksena jest tak, że jeśli ktoś jest gotowy na 99 procent, to nie jest gotowy do gry od pierwszej minuty”
Wniosek jest więc prosty, nie można wierzyć we wszystko co zostanie przedstawione w mediach. Zawsze trzeba mieć obiektywne podejście i sprawdzać informacje w kilku źródłach. Musimy o tym pamiętać i wspominajmy o tym innym.
