Los Angeles FC: Kalifornijski sen o potędze z kowbojem na czele

    W sezonie 2018 w Major League Soccer pojawi się nowy zespół, który ma zamiar w przeciągu kilku, może kilkunastu lat stać się hegemonem na najwyższym szczeblu rozgrywek w Stanach Zjednoczonych. Mało tego, przyklepali już transfer zawodnika, który może z miejsca stać się piłkarzem grającym na nieosiągalnym poziomie dla reszty i stać się taką osobowością, jak… Landon Donovan. Skąd powstało Los Angeles FC? Dlaczego Carlos Vela postanowił zostać twarzą ich projektu? Oto wszystko, co powinniście wiedzieć o nowym zespole z drugiego najbardziej zaludnionego miasta w USA.

    LAFC jak Lech Poznań

    Do października 2014 roku w Los Angeles funkcjonowały dwa kluby – Los Angeles Galaxy oraz Club Deportivo Chivas USA. O ile pierwszy jest znany nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale i na całym świecie, to o tym drugim zbyt wiele ciepłych słów powiedzieć nie można. Chivas powstało w 2004 roku i miało za zadanie zwiększyć rywalizację nie tylko w LA, ale i w całej MLS. Ostatecznie "Kozy" przez dziesięć lat nie potrafiły wygrać playoffów, przez co gablota z trofeami w klubowym budynku pozostawała pusta. Gdyby tego było mało, klub był zarządzany przez meksykańskich właścicieli i przynosił olbrzymie straty finansowe. "Rojiblancos" byli postrzegani jako rezerwy Chivas Guadalajara, hegemona meksykańskiej ekstraklasy. W związku z zaistniałą sytuacją, CD Chivas przestało istnieć.

    Grupa inwestorów z Henrym Nyguenem i aktorem, Willem Farrellem (który, swoją drogą jest wielkim fanem soccera) na czele postanowiła wykupić licencję i zacząć budować markę nowego klubu od podstaw. Obecnie do grupy właścicieli LAFC należy 27 osób, które są prywatnymi inwestorami bądź zajmują stanowiska dyrektorskie. Wszystkie aspekty ze strony technicznej zostały dopięte na ostatni guzik. Można tutaj znaleźć analogię do polskiego podwórka, gdzie Amica Wronki postanowiła dokonać fuzji z WKP Lechem Poznań. W pozostałych częściach Polski (poza Wielkopolską) "Kolejorz" jest postrzegany jako klub, który gra w najwyższej klasie rozgrywkowej na licencji Amiki. 

    Budowniczy z prawdziwego zdarzenia

    Nieco ponad dwa tygodnie temu na portalach społecznościowych "Skrzydlastych" pojawiło się oświadczenie, które informowało, że pierwszym trenerem zespołu zostanie Bob Bradley. 59-latek jest niezwykle doświadczonym szkoleniowcem, który ma za sobą pracę z reprezentacjami Egiptu i Stanów Zjednoczonych, Chicago Fire, czy też… CD Chivas. Ostatnim klubem Bradleya było walijskie Swansea City, które na co dzień występuje w Premier League. O ile za ojcem obecnego piłkarza Toronto FC, Michaela Bradleya nie przemawia zbyt wiele sukcesów, to kluczową kwestią i swoistym pole-position jest doświadczenie.

    – Myślę, że Bob będzie pasował do nowego zespołu. Mam nadzieję, że właściciele LAFC są cierpliwi, bo Bradley w przeciągu dekady może tam stworzyć wyjątkowy zespół. Nie ma bardziej doświadczonego coacha od niego w Stanach. Wie, czego potrzeba, aby osiągnąć sukces. Wiedza i doświadczenie da mu w przyszłym sezonie ogromną przewagę. W Los Angeles trzeba być przygotowanym na to, że kibice będą oczekiwać samych sukcesów i nie będą mieli litości, ale jestem przekonany, że Bob da sobie radę. ~ Jozy Altidore

    – Bob to odpowiedni trener dla wielu drużyn ze Stanów Zjednoczonych. To świetny szkoleniowiec. Swoją klasę pokazywał już w Chicago Fire, chyba 1998 to był jego inauguracyjny sezon. Miał on też okazję pracować z Hristo Stoiczkowem czy Youri Djorkaeffem, długo by wymieniać. LAFC będzie się wyróżniać błyskotliwością i blaskiem. Można się spodziewać po nich, że sprowadzą duże nazwiska. Wierzcie mi, nie będą mieli lepszego trenera w pierwszym sezonie, niż Bob Bradley. Jest on tak oddany w swoim zawodzie, że nie ma dla niego wolnych dni, cały czas dąży do doskonalenia. Ten facet żyje piłką 24 godziny na dobę. Bradley patrzy również na zewnątrz, chcąc stworzyć ze swojej drużyny mentalnych zwycięzców i jak najlepiej ich przygotować do kolejnego meczu. Zespoły Boba zawsze odzwierciedlają go nie tylko jako trenera, ale także jako zwykłego człowieka. ~ Tim Howard

    Kowboj twarzą projektu

    Polityka transferowa klubu z Los Angeles na początku swojej przygody jest w pełni zrozumiała. Od kilku tygodni inwestorzy dokonują wzmocnień kadrowych, przygotowując się na trudy nadchodzącego sezonu. Aby jednak było o klubie głośno, jednocześnie oprócz aspektów sportowych ważną kwestią jest marketing. Spoiwem łączącym nie tylko powyższe kwestie, ale też inne ważne zmienne, jest transfer Carlosa Veli z Realu Sociedad za pięć milionów euro. Nie da się ukryć, że 58-krotny reprezentant kraju z Ameryki Północnej w ostatnich latach był jednym z najlepszych zawodników w zespole z San Sebastian, na równi z Antoinem Griezmannem (obecnie Atlético Madryt) czy Claudio Bravo (obecnie Manchester City). Meksykanin to pierwszy zawodnik w historii klubu, który otrzymał gwiazdorski kontrakt. Tym samym w środowisku soccera w Stanach Zjednoczonych będzie on określany jako tzw. "designated player".

    – Nadszedł wielki dzień dla LAFC. Carlos to zawodnik, który jest uwielbiany przez fanów. Mamy nadzieję, że dzięki swoim umiejętnościom i doświadczeniu, które nabył w najlepszych ligach na świecie, pomoże zespołowi. Szukaliśmy piłkarza o takiej charakterystyce, jak Vela i nadal nie możemy ukryć swojego zachwytu z powodu, że został on pierwszym "Designated Playerem" w historii LAFC. ~ John Thorrington, dyrektor generalny i wiceprezes ds. soccera w Los Angeles FC

    – To dla mnie niezwykłe, że będę pierwszym "designated playerem" w historii klubu. Czuję się wyróżniony i zaszczycony, że mogę tutaj być i rozpocząć nową przygodę z Los Angeles FC. ~ Carlos Vela

    – Carlos to zawodnik, który potrafi nie tylko strzelać bramki, ale też je wypracowywać. Grał on w wielkich meczach nie tylko w reprezentacji Meksyku, ale też w Premier League czy La Lidze. Mam nadzieję, że pomoże nam opracować styl i tempo gry, które chcemy zbudować w zespole. ~ Bob Bradley, menedżer LAFC

    Ekscytacja sensacyjnym transferem Los Angeles FC była na tyle duża, że klub zanotował ogromny wzrost w social-mediach, a na spotkaniu z piłkarzem w sercu LA, Expo Park, pojawiło się kilkadziesiąt tysięcy osób. Jednego można być pewnym – z tym zespołem w najbliższych rozgrywkach nie będzie można się nudzić.

    "Nasz nowy dom"

    Klub niebawem będzie obchodził trzecie urodziny, ale wielkich pieniędzy oraz wsparcia kibiców nie brakuje. O fanach zespołu, który nie rozegrał żadnego meczu, a już cieszy się sławą w swoim kraju, opowiedział nam komentator MLS na antenie Eurosportu, Adam Kotleszka

    – Co wyróżnia LAFC od ich nowych, derbowych rywali? Owy klub będzie miał siedzibę niemal w samym centrum Los Angeles. LA Galaxy swoje mecze rozgrywają w Carson, kilkadziesiąt kilometrów od Los Angeles. Co ciekawe, LAFC jeszcze nie rozegrali meczu, a już mają zadeklarowaną grupę kilkudziesięciu tysięcy kibiców. Ci organizują przemarsze przez miasto, śpiewając przy tym piosenki o nowym klubie w Major League Soccer, jednocześnie wypowiadając wojnę kibicom LA Galaxy. Na mieście już pojawiło się mnóstwo graffiti z logiem LAFC i zamalowanymi herbami La Galaxy.

    Obecnie trwa budowa Banc of California Stadium, na którym LAFC będzie rozgrywało swoje spotkania. Stadion pomieści 22 tysiące widzów. Obiekt to tylko jedna z części klubowego kompleksu, do którego wlicza się sieć restauracji, klubowe muzeum czy też centrum konferencyjne. Łącznie zajmie on piętnaście hektarów i będzie się znajdował koło Los Angeles Memorial Colliseum w Exposition Park. Cały koszt budowy stadionu szacuje się na ćwierć miliarda dolarów. Inwestorzy zamierzają również w najbliższych latach zbudować centrum treningowe, które pochłonie z budżetu 30 milionów dolarów. Baza treningowa miałaby się znajdować dziesięć kilometrów od obiektu. Co jak co, ale zaplecze LAFC będzie można zaliczyć do najbardziej kompletnych w całych Stanach Zjednoczonych.

    fot. lafc.com

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj

    Zobacz również

    Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.