Po czwartej serii spotkań z kompletem punktów pozostają: Liverpool, Chelsea i… Watford. Szerszenie niespodziewanie pokonały Tottenham. Jest też drużyna, która pozostaje bez punktów, i jest nią West Ham United. Niestety dla fanów Łukasza Fabiańskiego, choć akurat do Polaka nie można mieć pretensji.
Leicester 1:2 Liverpool
Maszyna Jurgena Kloppa się nie zatrzymuje. Liverpool pod wodzą Niemca po raz pierwszy w historii Premier League zanotował na start sezonu cztery zwycięstwa z rzędu. Na pewno nie bez znaczenia był brak Jamiego Vardy'ego. Anglik ma patent na drużynę z Anfield, bowiem z ostatnich dziewięciu goli, jakie Leicester strzeliło The Reds, siedem jest właśnie autorstwa tego gracza. Claude Puel pod jego nieobecność zdecydował się na grę bez typowego napastnika, co okazało się błędnym wyborem, bowiem Lisy były bezzębne i ich rywal bez większego wysiłku przejął kontrolę nad meczem i wyszedł na dwubramkowe prowadzenie. Po błędzie Alissona przez chwilę gospodarze mieli nadzieję, lecz nie byli tego dnia wystarczająco groźni, aby chociaż doprowadzić do remisu. Liverpool też nie grał niczego wielkiego, lecz tym się różni ta drużyna, od tych z poprzednich lat, że nawet jak nie ma swojego dnia, to wywozi trzy punkty i właśnie dlatego to może być ich sezon.
CIEKAWOSTKA: 100 – James Milner stał się czwartym piłkarzem w historii Premier League, który zagrał co najmniej 100 ligowych meczów w barwach trzech różnych klubów. Przed nim dokonali tego: Gary Speed, Rory Delap i Gareth Barry. Ponadto w tym meczu Milner zanotował 80 ligową asystę czym zrównał się z Davidem Beckhamem i przed nim jest już tylko sześciu graczy.
Brighton 2:2 Fulham
To był mecz błędów. Zaczęło się od bezmyślnego faulu Luciano Vietto w polu karnym gospodarzy, ale Pascal Gross nie wykorzystał jedenastki. Zamiast zatem cieszyć się z prowadzenia przed przerwą, ta sytuacja się zemściła i za sprawą Andre Schurrle, po znakomitym podaniu Jeana-Michela Seriego, to Fulham schodziło do szatni z jednobramkowym prowadzeniem. Kolejny błąd popełnił ten, który rzadko je popełnia, czyli środkowy obrońca Brighton, Lewis Dunk dał się ograć Aleksandarowi Mitrovicowi i było już 2:0. Mewy się jednak nie poddały i skrzętnie skorzystały z prezentów rywala. Maxime La Marchand niechlujnie zagrał pod nogi Anthony'ego Knockaerta, ten podbiegł z piłką, zagrał w pole karne do Glenna Murraya, a doświadczony snajper się nie pomylił. Klub z miasta na południowym wybrzeżu Anglii wydał dużo na wzmocnienia w ofensywie, a w kluczowych momentach i tak strzela Murray. Oczywiście też i on wyrównał. Oczywiście też doszło do tego po fatalnej pomyłce rywala. Mitrović w zupełnie niegroźnej sytuacji mógł sobie przyjąć górną piłkę na klatkę, ale pomógł sobie przy tym ręką, a że sytuacja miała miejsce w polu karnym, to arbiter wskazał na wapno. Mecz wyrównany, także podział punktów jak najbardziej sprawiedliwy.
CIEKAWOSTKA: Po raz pierwszy od zeszłorocznego awansu do Premier League Brighton zdobyło chociaż punkt w sytuacji kiedy przegrywali dwiema bramkami.
Chelsea 2:0 Bournemouth
Eddie Howe już dwa razy posmakował zwycięstwa na Stamford Bridge, wliczając w to pamiętne 3:0 ze stycznia tego roku. Tym razem, jak sam przyznał po meczu, było trudniej: "Chelsea gra zupełnie inaczej od zmiany menadżera. Ciężko będzie zdobywać przeciwko nim punkty." A Mauricio Sarri odpowiada: "Będzie jeszcze lepiej. Widzę jeszcze sporo rzeczy do poprawy." To było już czwarte zwycięstwo z rzędu The Blues. Łatwo nie było, bo The Cherries ustawili się głęboko i liczyli na kontrataki, po jednym z nich mogli nawet zdobyć bramkę. W końcu jednak ją stracili. Ich defensywę, kilka minut po wejściu na boisko, przełamał Pedro, a pięć minut przed końcem meczu wynik ustalił Eden Hazard. Belg, chociaż był stopniowo wprowadzany do gry po Mundialu, ma już na koncie dwie bramki i dwie asysty. Pokazał w ten sposób, że zapomniał o letnim zamieszaniu transferowym i skupia się tylko na dobrych występach dla Chelsea.
CIEKAWOSTKA: 6 – już po raz szósty The Blues wygrali cztery pierwsze kolejki Premier League. W czterech przypadkach kończyło się to mistrzostwem kraju, ostatni raz w sezonie 2014/15, kiedy dowodził nimi Jose Mourinho.
Crystal Palace 0:2 Southampton
Z przerażeniem zareagowali kibice Crystal Palace po zobaczeniu składów na mecz. Nie było tam nazwiska Wilfrieda Zahy. Bez niego przed tym meczem przegrali wszystkie 10 meczów z bilansem bramkowym 4-25. Niestety obawy się potwierdził, bo Orły znowu przegrały. Tym razem z Southampton, które ma spore problemy z wygrywaniem. To było ich drugie wyjazdowe zwycięstwo z ostatnich trzech meczów, czyli tyle zwycięstw ile uzbierali we wcześniejszych 18 meczach na terenie rywala. Również Mark Hughes mógł poczuć ulgę, bo do tej pory wygrał zaledwie dwa z 12 ligowych starć odkąd objął drużynę, z czego w tym sezonie z pierwszych trzech meczów wyciągnął zaledwie jeden punkt. Jeśli chodzi o sam mecz, to Święci zasłużyli na zwycięstwo. Co prawda Orły miały swoje szanse, ale świetnie dysponowany był Alex McCarthy. Ponownie zawiódł Christian Benteke. Jego dorobek to teraz trzy gole z 36 ostatnich ligowych meczów, gdzie wcześniej miał 15 trafień w 35 spotkaniach. Szczególnie zmarnował idealną sytuację dwie minuty przed końcem, kiedy z czterech metrów uderzył głową prosto w środek bramki. Benteke mógł pokarać gości za niestrzelony rzut karny, a zamiast tego Southampton strzeliło gola na 2:0. Warto też wspomnieć o trafieniu na 1:0, bowiem na listę strzelców wpisał się Danny Ings. Być może w końcu Święci znaleźli skutecznego napastnika, bo od pewnego czasu był ich to spory problem. Zawodzili Charlie Austin, Manolo Gabbiadini, Shane Long, a o Guido Carillo najchętniej by zapomnieli, bowiem kosztował on ich rekordowe 20 milionów, a do siatki nie trafił ani razu.
CIEKAWOSTKA: 47 – tylu meczów potrzebował Pierre-Emile Hojberg na zdobycie swojej pierwszej bramki w Premier League.
Everton 1:1 Huddersfield
Tyle pochwał płynie w stronę The Toffees od początku rozgrywek, że chyba teraz przyda się powiedzieć im kilka cierpkich słów. Na inaugurację dwukrotnie mieli prowadzenie i je tracili, w poprzedniej serii gier prowadzili nawet dwiema bramkami, a i tak zremisowali. Natomiast teraz wywalczyli zaledwie punkt z Huddersfield, które fatalnie zaprezentowało się we wcześniejszych trzech meczach. Co jest tego przyczyną? Głównie pomysł Marco Silvy z bronieniem strefą przy stałych fragmentach gry. Aż sześć z siedmiu bramek Everton w tym sezonie stracił właśnie po rzutach rożnych i wolnych dla rywali. Nie inaczej było w sobotę. Plusem było, że szybko odrobili stratę, a minusem, że od tej 36. minuty żadna bramka już w tym meczu nie padła. Brakowało zawieszonego Richarlisona, Theo Walcott z kolei dosyć szybko musiał opuścić boisko z powodu urazu. Inni ofensywni piłkarze drużyny z Goodison Park nie stwarzali większego zagrożenia i Teriery spokojnie dowiozły do końca to, po co przyjechały.
CIEKAWOSTKA: 200 – Everton to pierwsza drużyna Premier League, która ma na koncie 200 remisów od momentu powstania tych rozgrywek w 1992 roku.
West Ham 0:1 Wolverhampton
To nie tak miało wyglądać – myślą sobie fani Młotów po czwartej porażce z rzędu swojej drużyny. W popularnym programie BBC Match of the Day, Alan Shearer tak skomentował postawę gospodarzy: "Spodziewałem się, że po trzech porażkach podwiną rękawy i powalczą o zwycięstwo. Tego nie było. Do określenia ich postawy użyłbym słów: wstyd, beznadzieja i patetyczny." Rzeczywiście poza kilkoma zrywami, szczególnie kiedy Marko Arnautović pod koniec meczu łatwo minął obrońców, ale jego strzał znakomicie obronił Rui Patricio, West Ham nie wyglądał na zespół, który chciał wygrać za wszelką cenę. Podsumowaniem tego występu niech będzie akcja bramkowa Wilków z ostatniej minuty. Carlos Sanchez fatalnie traci piłkę na własnej połowie, Joao Moutinho wypuszcza prostopadłym podaniem Adama Traore, Aaron Cresswell zamiast go gonić nieudolnie próbuje podstawić mu nogę, a środkowy obrońcy nie nadążają z asekuracją. Hiszpański skrzydłowy korzysta ze swego niesamowitego przyspieszenia i daje Wolverhampton trzy punkty. Już we wcześniejszych meczach podopieczni Nuno Espirito Santo wyglądali świetnie, ale dopiero teraz zanotowali pierwsze ligowe zwycięstwo po awansie do Premier League. Natomiast Manuel Pellegrini? Cztery lata temu świętował mistrzostwo z Manchesterem City, a teraz być może będzie bił się o utrzymanie, choć apetyty były większe po sypaniu pieniędzmi jak z rękawa na rynku transferowym. Na pocieszenie można napisać, że Crystal Palace w poprzednim sezonie przegrało nie cztery, a siedem pierwszych kolejek, a i tak zakończyło sezon w środku stawki.
CIEKAWOSTKA: 2010/2011 – to wtedy ostatni raz West Ham przegrał na starcie sezonu cztery mecze. U sterów był wówczas Avram Grant. Skończyło się spadkiem do Championship.
Man City 2:1 Newcastle
Chyba nikt nie miał złudzeń, jakie będzie końcowe rozstrzygnięcie. Zwłaszcza jeśli weźmiemy historię meczów obu ekip: to było 10 ligowe zwycięstwo u siebie z rzędu dla The Citizens przeciwko Srokom. Ogólnie Newcastle nie może pokonać ich od 22 ligowych starć. Mimo to gospodarze musieli się sporo namęczyć. Zaczęło się od szybkiego gola, ale jeszcze przed przerwą gracze Rafaela Beniteza wyrównali. Całe szczęście dla Pepa Guardioli, że w drugiej połowie kolegów z ofensywny wspaniałym strzałem z dystansu wyręczył boczny obrońca, Kyle Walker. Sytuacja w Newcastle nie jest najlepsza: tylko jeden punkt zdobyty w tym sezonie, jedno zwycięstwo wyjazdowe w ostatnich 10 meczach i ogólnie siedem porażek w ostatnich dziewięciu spotkaniach Premier League. Wszystko ma oczywiście podłoże braku inwestycji ze strony Mike'a Ashleya latem. Wielki klub, duża baza fanów, znakomity menadżer, ale rozwój jest blokowany właśnie przez właściciela. Dlatego fani Srok muszą być gotowi na kolejny frustrujący sezon.
CIEKAWOSTKA: 1014 – tyle dni musiał czekać na swojego kolejnego gola w Premier League Kyle Walker. Wtedy, w listopadzie 2015 roku, trafił przeciwko West Hamowi jeszcze barwach Tottenhamu. Na swoje pierwsze trafienie dla Man City musiał czekać 52 mecze.
Cardiff 2:3 Arsenal
Cardiff czeka na swoją pierwszą wygraną w Premier League i Walijczycy, patrząc na ostatnie poczynania Kanonierów na wyjazdach, mogli pomyśleć, że to idealna szansa na przełamanie. Arsenal wygrał tylko jedno z poprzednich dziewięciu meczów na stadionie rywala. Tym razem jednak wywiózł pełną pulę. Nie bez znaczenia była dwójka z przodu – Alexandre Lacazette i Pierre-Emerick Aubameyang. Świetnie się rozumieją, o czym świadczy fakt, iż jeden drugiemu asystował już dwa razy. Lacazette'a warto wystawiać od pierwszych minut, bo w dziewięciu startach zdobył osiem bramek i zaliczył dwie asysty. Z nim od początku Arsenal wygrał 58% meczów, a bez niego 33%. Jeśli chodzi o Gabończyka, to od jego debiutu tylko Mohamed Salah (15) strzelił więcej bramek w Premier League od niego (11). Na pierwsze dwa trafienia gości, Cardiff potrafiło odpowiedzieć, ale na trzecie już nie. "Mam najtrudniejsze zadanie ze wszystkich menadżerów Premier League" – powiedział po meczu Neil Warnock. Trudno się z nim nie zgodzić, bo potencjał kadrowy mają rzeczywiście najsłabszy w całej lidze i cudem będzie jeśli się utrzymają.
CIEKAWOSTKA: 415 – tyle minut musieli czekać kibice z Walii na bramkę swego zespołu w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii.
Watford 2:1 Tottenham
"Kompletnie nie rozumiem występu mojego zespołu. Od czterech lat staramy się o tytuł, a nadal zdarzają się nam takie występy. Przeciwko takim drużynom jak Watford trzeba od początku ruszyć na nich jak wściekłe lwy. Nawet jeśli nie masz swego dnia, musisz wygrywać takie mecze charakterem" – powiedział bez ogródek Mauricio Pochettino. Trudno mu się dziwić, bo jeszcze tydzień temu świętował zwycięstwo 3:0 na Old Trafford poprzedzone wcześniejszymi dwoma wygranymi. Tymczasem w pierwszej połowie na Vicarage Road po raz pierwszy od prawie roku nie oddali celnego strzału. Natomiast w drugiej połowie, chociaż udało się strzelić gola na 1:0, dali sobie wbić dwie bramki i tym samym pierwszy raz od 48 meczów przegrali pomimo objęcia prowadzenia. Pochwały oczywiście należą się Watfordowi, który po raz pierwszy w swojej historii wygrał cztery pierwsze mecze Premier League.
CIEKAWOSTKA: 23 – tyle punktów uzbierali gracze Watfordu u siebie odkąd w styczniu przejął ich Javi Gracia. Żadna drużyna w tym czasie nie zdobyła więcej oczek, jedynie Liverpool tyle samo.
Burnley 0:2 Man United
The Clarets starali się o Ligę Europy, lecz drogo ich te starania kosztowały. Nie dość, że do fazy grupowej tych europejskich rozgrywek nie udało się awansować, to po każdym czwartkowym meczu wyglądali na zmęczonych. Tak też było przeciwko Manchesterowi United. Zwykle z rywalami z TOPu Burnley przeciwstawia się bieganiem i walecznością, teraz zwyczajnie nie mieli na to sił. United od początku narzucili swoje tempo i aż dziwne, że mecz skończył się tylko 2:0. Obie bramki strzelił Romelu Lukaku, a mógł mieć hat-tricka, lecz raz przegrał pojedynek z Joe Hartem, a jak już w kolejnej sytuacji minął bramkarza, to jak spod ziemi wyrósł mu Ben Mee i go zablokował. Belg mógł również mieć trzeciego gola, gdyby Paul Pogba dał mu strzelić rzut karny, ale Francuz sam podszedł do jedenastki i jeszcze ją zmarnował. Jedynym minusem dla Jose Mourinho jest czerwona kartka dla Marcusa Rashforda, który dał się sprowokować Philowi Bardsleyowi i będzie teraz musiał pauzować przez trzy mecze.
CIEKAWOSTKA: Burnley wygrało tylko jedno spotkanie z Manchesterem United na 18 prób. Miało to miejsce w sierpniu 2009. Wtedy też strzelili jedyną bramkę u siebie przeciwko Czerwonym Diabłom w historii występów obu drużyn w najwyższej klasie rozgrywkowej.
PLUS KOLEJKI: Watford
Drużyna jest głównie zależna od Troya Deeneya, a on ewidentnie jest w gazie. Nie daje żyć defensorom rywala czy ma piłkę, czy jej nie ma, a jego koledzy podążają za nim. Nie chcę kolejny raz się powtarzać, że zaraz przyjdzie spadek formy, potem zwolnienie menadżera i walka o utrzymanie w końcówce sezonu, po prostu pochwalę Szerszenie za dobrą organizację gry, waleczność i skuteczność. A swoją drogą, wiecie który gracz póki co maczał palce przy największe liczbie bramek Premier League w bieżącej kampanii? Jose Holebas.
MINUS KOLEJKI: West Ham
Nasz Łukasz Fabiański ponownie jako jedyny nie może mieć do siebie pretensji z graczy ze wschodniej części Londynu. Nawet Marko Arnautović zasługuje na krytykę, bo choć napędza większość ataków, to często wygląda jakby grał pod siebie, a nie dla drużyny. Zresztą co to za drużyna? Wyglądają jak zbieranina 11 piłkarzy. Nie wyszło z transferami i nie wychodzi póki co z pomysłami nowego menadżera. O ile wyjazdowe porażki można usprawiedliwić klasą rywala (Liverpool & Arsenal), to u siebie z Bournemouth i Wolverhampton można było powalczyć. Wisienki jednak, w przeciwieństwie do Młotów, wielu zmian w kadrze co roku nie robią. Widać zgranie i przywiązanie piłkarzy. Z kolei Wilki może miały równie gorące lato, co West Ham, ale Nuno Espirito Santo jest tam od roku i swoje piętno na zespole już odcisnął. Jaki jest zatem przepis dla drużyny ze Stadionu Olimpijskiego na poprawienie wyników? Może i wydali 100 milionów funtów, ale to nic nie daje jeśli nie ma podstaw – czyli biegania od pierwszej do ostatniej minuty i walki jeden za drugiego.
KONTROWERSJA KOLEJKI: Zachowanie Alissona
O dziwo w tej kolejce nie było większych pomyłek sędziowskich, więc skupmy się na Alissonie. Kiedy wydawało się, że już nic złego Liverpoolowi przy prowadzeniu 2:0 z Leicester City się nie przydarzy, ich bramkarz niepotrzebnie wdał się w kiwkę we własnym polu karnym, stracił piłkę i gospodarze złapali kontakt. Alisson, po świetnym początku rozgrywek, chyba zbyt szybko uwierzył w swoją nieomylność. Na jego szczęście udało się utrzymać prowadzenie do końca.
"11" KOLEJKI: McCarthy – Walker, Gomez, Cathcart, Marcos Alonso – Hazard, Milner, Sterling – Lukaku, Deeney, Lacazette.