Dopiero pierwszy raz w erze Premier League po dziewięciu kolejkach są aż trzy zespoły bez porażki. Manchester City i Liverpool zgodnie z przewidywaniami odprawiły swoich rywali bez większych problemów, za to bliska wypadnięcia z tej stawki była Chelsea, która w najciekawszym meczu kolejki uratowała remis z Manchesterem United w samej końcówce.
OBSERWUJ AUTORA
Chelsea 2:2 Man United
Ten mecz miał pokazać, czy ostatni comeback w meczu z Newcastle (z 0:2 na 3:2) był tylko fałszywą nadzieją, czy rzeczywiście początkiem czegoś nowego. Rywal był wymagający, zwłaszcza, że Manchester United przez ostatnie 17 lat na Stamford Bridge w Premier League wygrał tylko raz, a Jose Mourinho przegrał tu swoje ostatnie trzy mecze z bilansem bramkowym 0-6. W pierwszej połowie to był ten przewidywalny i nieciekawy zespół Jose Mourinho w którego krytyka płynie z każdej strony. Chelsea z kolei grała swoją piłkę, tak jak oczekuje od nich Mauricio Sarri – długa i szybka wymiana podań podczas której przeciwnik musi cały czas być ostrożny. Chociaż akurat gola zdobyli po rzucie rożnym, kiedy Antonio Rudiger uciekł spod krycia Paula Pogby. Po przerwie Czerwone Diabły wzięły się jednak za odrabianie strat i wyraźnie przyspieszyły. Szczególnie Anthony Martial imponuje formą. Francuz najpierw strzelił gola wyrównującego, a potem wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Kiedy wydawało się, że United wywiezie z trudnego terenu trzy punkty, w ostatniej minucie z bliskiej odległości futbolówkę do siatki skierował Ross Barkley. Emocje z końcówki tego naprawdę emocjonującego spotkania niepotrzebnie zostały przyćmione przez zamieszanie przy linii bocznej, gdzie jeden z asystentów Mauricio Sarriego wpędził w szał Jose Mourinho swoim zachowaniem. Portugalczyk przyznał po meczu, że Sarri wszystko po meczu wyjaśnił, ale niesmak pozostał. Niesmak i niedosyt, bo Jose wie jak ważne dwa punkty uciekły mu w ostatniej akcji meczu.
CIEKAWOSTKA: Anthony Martial to najlepszy strzelec Manchesteru United (40 bramek) licząc okres od września 2015 roku, kiedy pojawił się w klubie.
Bournemouth 0:0 Southampton
Święci przegrali trzy ostatnie spotkania bez zdobytej bramki. Na Vitality Stadium również nie trafili do siatki, ale przynajmniej nie przegrali. To były takie małe derby południa, małe, bo pomiędzy kibicami obu klubów nigdy specjalnej nienawiści nie było. Kibice Southampton najbardziej ostrzą sobie zęby na mecze z Portsmouth, a za większego rywala uważają nawet oddalone trochę bardziej Crystal Palace lub Brighton. Bournemouth przyzwyczaiło nas, że podczas spotkań z ich udziałem padają bramki. Pierwszy raz od listopada poprzedniego roku ich mecz zakończył się 0-0. To wcale jednak nie oznacza, iż było nudno. Obie ekipy stwarzały sobie szanse, ale brakowało skuteczności. Remis jest jak najbardziej sprawiedliwym wynikiem, chociaż Mark Hughes był bardziej zawiedziony, zwłaszcza, że w ostatniej minucie Manolo Gabiadini zaprzepaścił najlepszą okazję, kiedy po dośrodkowaniu Nathana Redmonda z prawej strony spudłował głową z pięciu metrów.
CIEKAWOSTKA: 6 – szósty raz z rzędu Bournemouth nie przegrało u siebie ligowego meczu, co jest ich najlepszą serią odkąd awansowali do Premier League.
Cardiff 4:2 Fulham
W stolicy Walii mieliśmy starcie dwóch beniaminków, ale jakże skrajnie różnych. Jedni grają bardzo bezpośrednio na najniższym procencie celnych podań w lidze, z kolei drudzy stawiają na szybką ofensywną piłkę po ziemi. Jedni skromnie uzupełnili kadrę, poza Victorem Camarasą, piłkarzami z Championship, podczas gdy drudzy rozrzucali pieniądze na prawo i lewo. Oba jednak łączy to samo – plasują się w dolnych rejonach tabeli i chcą się przede wszystkim utrzymać i ten mecz, choć mamy dopiero październik, już można nazywać z serii tych za sześć punktów. Zaczęło się od fantastycznego gola z dystansu Andre Schurrle, ale szybko odpowiedział Josh Murphy. W 20. minucie już mieliśmy prowadzenie gospodarzy, kiedy piłka dosyć szczęśliwie trafiła w polu karnym pod nogi Bobby'ego Reida i napastnik Cardiff nie mógł tego zmarnować. Jednak długo się kibice nie cieszyli, bo po zaledwie kwadransie Ryan Sessegnon wpadł w pole karne i wyrównał stan spotkania stając się przy okazji pierwszym urodzonym w 2000 roku zawodnikiem w historii Premier League, który wpisał się na listę strzelców. Głównym problemem Fulham jest w tym sezonie gra w defensywie i dało się to zauważyć w drugiej połowie. Obrońcy Slavisy Jokanovicia katastrofalnie zachowali się w 65.minucie, kiedy piłka dotarła do Calluma Patersona i ten skierował ją do siatki. Równie zdezorientowani we własnym polu karnym byli goście w samej końcówce i stąd padła bramka na 4:2. "Choć do końca rozgrywek daleko, to na nasze problemy w defensywie rozwiązanie musimy znaleźć jak najszybciej" – powiedział po meczu Jokanović. Z kolei Neil Warnock może cieszyć się z pierwszego zwycięstwa w tym sezonie. Przed meczem mówił: "Słusznie bukmacherzy skazują nas na spadek, ale ci sami ludzie nie dawali nam rok temu żadnych szans na awans."
CIEKAWOSTKA: 08.03.2014 – to data ostatniego zwycięstwa Cardiff na swoim stadionie w Premier League. Co ciekawe, ich przeciwnikiem było wówczas także Fulham.
Man City 5:0 Burnley
Przed spotkaniem dużo mówiło się o powrocie Joe Harta na Etihad. Były bramkarz Man City ciepło został przywitany przez fanów, lecz tego popołudnia wspominać najlepiej nie będzie. Angielski golkiper wpuścił do własnej siatki aż pięć sztuk. Większej winy jednak za stracone bramki nie ponosi, raczej to jego defensorzy byli mocno apatyczni. Piłkarze Pepa Guardioli wymieniali szybko piłkę w swoim stylu, a rywal głównie się przyglądał. Sean Dyche zwykle potrafił ustawić swoich graczy tak, aby przeciwnik miał trudności ze zdobywaniem bramek, a w tym meczu nie dość, że tak nie było, to kompletnie nic nie mieli do zaoferowania w ofensywie. Spotkanie zakończyli bez celnego strzału i najlepiej będzie jeśli o tej sobocie jak najszybciej zapomną.
CIEKAWOSTKA: 20 – nikt nie asystował przy golach Sergio Aguero również często, jak David Silva.
Newcastle 0:1 Brighton
Rafael Benitez po tym spotkaniu przyznał, że przed nim najtrudniejsze zadanie w karierze. Jego zespół znowu przegrał u siebie i spadł na samo dno tabeli. O ile wcześniej komplet punktów z St James' Park wywoziły takie zespoły jak Tottenham, Chelsea czy Arsenal, to teraz pokonało ich Brighton, czyli zespół, który nie wygrał na wyjeździe przez blisko rok. Na pocieszenie pozostaje kibicom Srok, że ich ulubieńcy próbują i stwarzają sobie okazje, ale jest są za to nieskuteczni. 27 strzałów w meczu, ale tylko sześć celnych i tak naprawdę bez 100% okazji bramkowych. Goście strzelili dosyć przypadkową bramkę po zamieszaniu przy rzucie rożnym, a następnie świetnie się bronili. Zarówno para stoperów Shane Duffy – Lewis Dunk grała koncertowo, jak i w bramce znakomitymi interwencjami popisywał się Matt Ryan. Newcastle potrzebuje zwycięstwa jak najszybciej, zanim sytuacja zrobi się naprawdę nieprzyjemna. Za tydzień wyjazd do Southampton. Jest szansa, bo Święci u siebie wygrali tylko jedno z 15 ostatnich ligowych potyczek.
CIEKAWOSTKA: 4 – Newcastle jest dopiero czwartą drużyną w historii angielskiej ekstraklasy, które rozpoczęły sezon od pięciu porażek z rzędu u siebie.
West Ham 0:1 Tottenham
Spurs za Mauricio Pochettino świetnie punktują na wyjazdach, ale przed nimi były derby Londynu z West Hamem z którym miewają problemy. Udało się wygrać, lecz ta potyczka była bardzo wyrównana. Trzy punkty Tottenham zawdzięcza głównie dwóch graczom – Erikowi Lameli i Hugo Llorisowi. Ten pierwszy złapał ostatnio wysoką formę i w tym meczu to potwierdził – zdobył gola i przez pełne 90 minut rozkręcał ataki swojej drużyny. Natomiast francuski bramkarz ratował swoich kolegów z pola w nieprawdopodobnych sytuacjach. W ekipie West Hamu kolejny raz najgroźniejszy był Marko Arnautović, lecz za każdym razem, jak już przedarł się przez defensywę rywala, na jego drodze stawał Lloris. Po fatalnym początku sezonu ekipa Manuela Pellegriniego zanotowała kilka lepszych wyników, ale po porażce 0:1 z Brighton takim samym rezultatem skończył się mecz z Tottenhamem. Humor menadżerowi dodatkowo pogorszyła kontuzja Andreja Jarmolenki. Ukrainiec wypada na kilka miesięcy i tym samym w gabinetach lekarskich dołączy do takich graczy jak: Winston Reid, Carlos Sanchez, Jack Wilshere, Manuel Lanzini, Pedro Obiang i Andy Carroll.
CIEKAWOSTKA: 10 – Siedem goli i trzy asysty – to wkład bramkowy Erika Lameli w ostatnich dziewięciu meczach.
Wolverhampton 0:2 Watford
Oba zespoły od początku sezonu zbierają pochwały, choć Watford po znakomitych czterech kolejkach zanotował cztery mecze bez zwycięstwa. W tym czasie Wilki nie przegrały sześciu kolejnych spotkań w lidze i straciły w nich dwa gole. Dlatego tym bardziej wszystkich na Molineux zszokowało, kiedy kolejne dwie bramki stracili w … 58 sekund! W 20. minucie fenomenalnie huknął z dystansu Etienne Capoue, a chwilę później goście popędzili z szybką akcją, którą wykończył Roberto Pereyra. Trudno było się gospodarzom otrząsnąć, to dla nich niecodzienna sytuacja, bo u siebie nie przegrali od stycznia. Dopiero po przerwie zaczęli stwarzać sobie okazje, ale prawdziwego zagrożenia brakowało. Nuno Espirito Santo we wszystkich dziewięciu kolejkach Premier League wystawił tą samą jedenastkę, czym ustalił rekord tych rozgrywek. Jednak wyraźnie słabszy występ prawdopodobnie zmusi go do zmian.
CIEKAWOSTKA: 2 – to drugie wyjazdowe zwycięstwo Watfordu w tym sezonie. We wcześniejszych 16 meczach na stadionach rywali wygrali tylko raz.
Huddersfield 0:1 Liverpool
"Nareszcie wygrywamy mecze ze słabszymi rywalami" – powiedział Jurgen Klopp. Rzeczywiście, The Reds wcześniej pod jego wodzą przegrali pięć z dziewięciu wyjazdowych meczów przeciwko zespołom znajdującym się na miejscach spadkowych. Przeciwko Huddersfield nie zagrali swojej najlepszej piłki, zresztą brakowało Sadio Mane, a Roberto Firmino był tylko rezerwowym, lecz grę na swoje barki wziął Mohamed Salah i strzelił jedyną bramkę tego spotkania. Huddersfield miało swoje okazje, jak chociażby słupek po strzale z dystansu, lecz kolejny raz brakowało im większej kreatywności na połowie rywala i nadal pozostają bez zwycięstwa w tym sezonie.
CIEKAWOSTKA: 2 – Huddersfield stało się dopiero drugą ekipą w erze Premier League, po Evertonie (sezon 1998/99), która nie strzeliła bramki w żadnym z pięciu pierwszych meczów u siebie.
Everton 2:0 Crystal Palace
"Rezerwowi pogrążyli Orły" – taki dałbym tytuł, gdybym pisał oddzielny raport z tego meczu. W samej końcówce najpierw Ademola Lookman precyzyjnie wrzucił na głowę Dominica Calverta-Lewisa, a minutę później Cenk Tosun dostał długie podanie, wbiegł w pole karne i mocnym strzałem ustalił wynik meczu. Jednak nie tylko ta trójka piłkarzy, która weszła z ławki, była kluczowa, ale też Jordan Pickford. Bramkarz The Toffees obronił rzut karny w 60. minucie wykonywany przez Lukę Milivojevicia. To była dopiero druga niewykorzystana jedenastka przez Serba z ostatnich 11 prób, ale jakże kosztowna, bo brak punktów w tym meczu sprawia, że Crystal Palace są w tabeli tuż nad strefą spadkową. Natomiast Everton wygrał trzy mecze Premier League z rzędu po raz pierwszy od stycznia 2017 roku i awansował w tabeli na ósmą lokatę.
CIEKAWOSTKA: 8 – ósmy raz w roli menadżera Roy Hodgson przyjechał na Goodison Park. Bilans ma jednak fatalny – siedem porażek i jeden remis.
Arsenal 3:1 Leicester
Kolejny raz potwierdziło się, że Arsenal Unaia Emery'ego dopiero z czasem się rozkręca. Nie bez powodu mają najwięcej w lidze strzelonych bramek w drugich połowach. Początek należał zatem do Lisów. Goście napierali, oddawali strzały i gdyby sędzia był odważniejszy, to mogli nawet otrzymać dwa rzuty karne. Jednak nawet i bez tego w końcu dopięli swego, kiedy znakomicie z piłką w pole karne wpadł Ben Chilwell i po rykoszecie od Hectora Bellerina mieliśmy wynik 0:1. Jednak zanim jeszcze The Gunners rozpoczęli swoje popisy w drugiej części tej konfrontacji, to tuż przed zejściem do siatki po ładnej wymianie piłki z Bellerinem do siatki trafił Mesut Ozil. Natomiast te wspomniane popisy rozpoczęły się od pojawienia się na boisku Pierre-Emericka Aubameyanga. Gospodarze dwiema błyskawicznymi akcjami pozbawili gości nadziei na jakiekolwiek punkty. Mieć takiego rezerwowego jak Gabończyk to skarb, chociaż z drugiej strony grzechem jest trzymanie go na ławce, gdyż w swoich 22 meczach rozegranych w Premier League miał udział przy 21 bramkach (16 goli, pięć asyst). Dla Kanonierów była to 10 wygrana z rzędu we wszystkich rozgrywkach, co nie zdarzyło się im od 11 lat. Nadzieje na Emirates na lepsze czasy znowu odżywają.
CIEKAWOSTKA: 30 – Mesut Ozil stał się najskuteczniejszym Niemcem w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii przed Jurgenem Klinsmannem i Uwe Roslerem (obaj po 29 bramek).
PLUS KOLEJKI: Wyścig do samego końca
Pierwszy raz w erze Premier League trzy drużyny po dziewięciu kolejkach nie zaznały goryczy porażki. Możemy więc zacierać ręce, że tym razem do samego końca będziemy mieli emocje związane z grą o tytuł. Rok temu już w połowie sezonu wiedzieliśmy, że nikt nie zagrozi Manchesterowi City i co by nie mówić, to obniżyło wtedy atrakcyjność rozgrywek. Tym razem poważne wyzwanie Pepowi Guardioli rzucili Jurgen Klopp i Mauricio Sarri. Choć nie można też zapominać o Tottenhamie i Arsenalu, które są też są blisko, to szczególnie Liverpool wydaje się gotowy walczyć do samego końca. Przede wszystkim przestali głupio tracić punkty ze słabszymi rywalami. Pierwszy raz od sezonu 2008/09 wygrali na starcie siedem z dziewięciu meczów, mają 10 punktów więcej niż rok temu na tym etapie sezonu i zanotowali już szóste czyste konto. Warto było zainwestować grube miliony w Alissona. W historii Premier League tylko Petr Cech (siedem czystych kont) miał lepszy start na angielskich boiskach.
MINUS KOLEJKI: Slavisa Jokanović
Jeszcze niedawno serbski szkoleniowiec mówił, że najlepszą obroną jest atak i nie martwi go słabsza postawa defensywy. Teraz jednak zmienia ton. Ostatnio jego Fulham dało u siebie wbić pięć bramek Arsenalowi, co jeszcze jakoś można zrozumieć ze względu na klasę rywala, ale jeśli po dwóch tygodniach spokojnej pracy na treningach, związanej z przerwą na reprezentacje, cztery bramki strzela twojej drużynie toporne do bólu Cardiff City, to już naprawdę trzeba bić na alarm. Tylko raz zdarzyło się w Premier League, aby drużyna straciła więcej bramek po dziewięciu kolejkach. Jeśli utrzymają obecną statystykę straconych goli, to po 38 meczach uzbiera się ich 106, czyli 17 więcej, niż jakakolwiek drużyna straciła kiedykolwiek na najwyższym szczeblu ligowym w Anglii. Jokanović na transfery dostał 100 milionów funtów, dlatego tym dziwniejsze, że nie zaczął budowy od defensywy. Ironia jest tym większa, że sprowadził dwóch bramkarzy, a w bramce i tak stoi Marcus Bettinelli. Zarząd na to nie zamierza przymykać oka, bo w prasie już pojawiły się informacje, że na Craven Cottage zastanawiają się nad zmianą szkoleniowca.
KONTROWERSJA KOLEJKI: Decyzje przeciwko Burnley
Burnley zasłużenie wyjechało bez punktów z Etihad, ale kilkoma interpretacjami sędziego mogło poczuć się pokrzywdzone. Już w pierwszej minucie Vincent Kompany zaatakował Aarona Lennona wyprostowaną nogą na wysokości uda i zobaczył tylko żółtą kartkę, choć powinien wylecieć z boiska. Gol na 2:0 też wzbudził sporo kontrowersji, gdyż Leroy Sane padł w polu karnym, wszyscy czekali na decyzję arbitra, a w tym czasie David Silva zagrał do Bernardo i bramka została uznana. Dodatkowo, Hiszpan w tej sytuacji wygarnął futbolówkę zza linii końcowej. Jakby tego było mało, to w samej końcówce zupełnie niezrozumiale, przy wysokim prowadzeniu, Sane agresywnie wszedł w nogi Matthewa Lowtona i to, tak jak w przypadku Kompany'ego, również kwalifikowało się na czerwoną kartkę.
"11" KOLEJKI: Lloris – Gomez, Duffy, Rudiger, Ake – Lamela, Doucoure, Ozil, Murphy – Martial, Aubameyang.