Kolejny felieton z cyklu Pawła Sepioło!
W końcu w miniony weekend doczekałem się inauguracji Premier League. Na długo przed rozpoczęciem nowego sezonu śledziłem na Facebooku przygotowania drużyn, nowinki transferowe oraz doniesienia z angielskich boisk. Specjalnie zarezerwowałem czas piątkowego wieczoru, aby zasiąść do meczu Arsenalu Londyn z Leicester City. I powiem Wam – NIE ZAWIODŁEM SIĘ! Było chyba wszystko, czego mógłby sobie życzyć spragniony piłkarskich wrażeń kibic. Ale tuż przed pierwszym gwizdkiem pojawiły się pewne obawy…
Kilka lat temu na mojej edukacyjnej ścieżce spotkałem dwóch gości – obaj byli nauczycielami angielskiego i obaj nie byli Polakami. Pierwszy, William, reprezentował stereotyp brytyjskiego mężczyznę typu gentleman. Nie tego, który całuje kobietę w rękę i uprzejmie kłania się na powitanie, a takiego, który w kraciastej marynarce popiją swoją five o’clock z mlekiem i czyta drukowaną na czarno-biało gazetę. Każdy jego gest wykonywany był celowo i racjonalnie. Zdawkowo używał słów, a jeszcze oszczędniej dysponował mimiką. Drugi gość, Jacob, był natomiast całkowitym przeciwieństwem poprzednika. Zawsze z uśmiechem od ucha do ucha, nieco rubaszny w obyciu witał wszystkich wchodzących do klasy na rozpoczynające się zajęcia. W jego zachowaniu nie chodziło tylko o zasady, ale przede wszystkim o sedno sprawy, czyli o to, by jak najlepiej nauczyć nas angielskiego.
Kiedy rozpoczął się piątkowy mecz, z tyłu głowy miałem niepokój, żeby przypadkiem nie nadziać się na futbol w angielskim uosobieniu Williama. Przecież obie drużyny mają przed sobą cały sezon, nie zaszkodzi ostrożności, aby dokładnie wybadać aktualną dyspozycję rywala, a nie stracić zbyt wiele już na starcie. Stało się jednak inaczej, „styl Jacoba” zwyciężył. Na całe szczęście dla nas, wyrachowanie i racjonalność przegrały z polotem, fantazją, a przede wszystkim sednem rywalizacji – pięknem piłki nożnej, tym dlaczego chcemy wciąż i wciąż być tego uczestnikami.
Właściwie od pierwszych minut mogliśmy zobaczyć jak obie ekipy ścierając się wymierzając naprzemiennie cios za ciosem. Sam rezultat 4:3 dla drużyny z Londynu mówi wiele o tym, co wydarzyło się na boisku. Ja miałem tę przyjemność śledzić cały przebieg spotkania. Zaryzykuję stwierdzenie, że dawno nie widziałem tak dobrego meczu. Naprawdę, było na co popatrzeć. Dynamika gry była zadziwiająca, ani na chwilę piłkarze nie odpuszczali. Ameryki nie odkryję, jeśli powiem, że celem zarówno jednych jak i drugich było zwycięstwo. Jednak to, co wyróżniało to założenie był sposób w jaki obie jedenastki chciały to osiągnąć. Nie poprzez żelazne założenia taktyczne i zaparkowanie we własnym polu karnym tzw. „autobusu”, ale dzięki odważnej, otwartej i mam wrażenie, że nawet lekko fantazyjnej grze. Myślę, że spokojnie każdy kibic znalazł coś dla siebie, a każdy szanujący się trener mógł zakwalifikować ten mecz jako materiał szkoleniowy. Trzeba pogratulować zarówno trenerom jak i piłkarzom, nie tylko tym z Arsenalu i Leicester, że stworzyli nieprzeciętny weekend na Wyspach, patrząc choćby pod względem wyników pierwszej kolejki Premier League. Dodatkowym smaczkiem było przyglądanie się takim nazwiskom jak: Rooney, Lukaku, Morata, czy Lacazette, którzy zameldowali się na angielskich boiskach w nowych (z wyjątkiem Wayne Rooney’a, który zaliczył wielki powrót do Evertonu) barwach.
Niestety także w ten weekend mogliśmy zaobserwować jak z kolei niesportowe zachowanie piłkarza/piłkarzy może zasłonić sedno futbolu. Wydawało się, że starcia dwóch gigantów – odwiecznych rywali oraz niezwykłej urody gola Asensio nie da się przyćmić… a jednak. Dlatego póki co wzrok kieruję na ligę angielską i panom Suarezowi oraz Ronaldo również to polecam. Gra fair play i szacunek do sędziego – to dla graczy drużyn Zjednoczonego Królestwa wartości niemniej ważne niż świętowanie tryumfów. Wspomniani powyżej William i Jacob, akurat w tej materii byliby całkowicie zgodni.