Real Madryt. Najlepszy klub XX wieku oraz obok FC Barcelony – najlepsza ekipa początku dwudziestego pierwszego stulecia. To właśnie ten klub i ten czas – siedemnaście lat Królewskiej Ery Galacticos wziął na tapetę Leszek Orłowski w swojej najnowszej książce. Czy warto i kto powinien sięgnąć po pozycję „ Real Madryt. Królewska Era Galacticos”?
Chyba nie ma w Polsce kibica hiszpańskiego futbolu, któremu nie jest znane nazwisko Leszka Orłowskiego. Wieloletni dziennikarz „Piłki Nożnej” oraz komentator Canal+ ma od dawna wyrobioną markę. Ma swój styl, co szczególnie widać, a właściwie słychać, podczas telewizyjnych transmisji – jednym się podoba, innym nie. Zawsze doskonale przygotowany, ze świetną orientacją w kwestii zagadnień taktycznych szczególnie wśród hiszpańskich ekip, ale często zbyt poprawny, zbyt grzeczny, czasami niestety nudny.
Książka „Real Madryt. Królewska Era Galacticos” jest dokładnie taka, jak jej autor. Leszek Orłowski, prowadzi czytelnika za rękę poprzez cały XXI wiek w wykonaniu Realu Madryt. Jak we wstępie sygnalizuje, chce swoją książkę sprytnie podzielić na ery dwóch Ronaldów: tego z Brazylii i tego z Portugalii. Jednak jeszcze bardziej uwidoczniony jest podział na ery prezydentów. Florentino Pereza, Ramona Calderona i ponownie Florentino Pereza. Orłowski nie zapomina oczywiście o tymczasowych osobach pełniących tę funkcję, ale wydaje się, że cała historia kręci się najbardziej wokół osób decyzyjnych na Concha Espina. Dziennikarz tygodnika „Piłka Nożna” jawi się nam jako Wincenty Kadłubek, który opisuje krok po kroku, rok po roku, persona po personie, dosłownie wszystko związane z klubem. „W Realu rozegrasz trzy dobre mecze, a potem jeden słaby i idziesz na ławkę. Tego nie wytrzyma żaden piłkarz” – powiedział Cicinho, a Orłowski nie koloryzuje – pokazuje wzloty i upadki wszystkich, najważniejszych graczy, ale i tych, którzy w rzeczywistości okazali się jedynie postaciami drugoplanowymi.
Na początku wspomniane zostało, że książka jest jak Leszek Orłowski. Doskonała merytorycznie, bogata w różne informacje, ale momentami po prostu nudna. Niestety – zdarza mu się przywoływać fakty, o których mówił już podczas transmisji, przedstawiał w swoich tekstach lub są powszechnie znane wśród kibiców piłkarskich. Stara się to jednak spoić w jedną, logiczną całość, co niewątpliwie mu się udaje. Książka jest obszerna, liczy prawie 470 stron samej opowieści o Los Blancos i całej otoczce towarzyszącej klubowi – nie sposób więc, by pewne fakty nie powielały się.
Dla kogo książka będzie idealna? Różny odbiór miał „Dekalog Nawałki” Marcina Feddka, który opowiadał o przygodzie reprezentacji Polski w eliminacjach i na samym EURO 2016. Feddkowi zarzucano, że przytacza słowa, które wszyscy znali z konferencji prasowych, widzieli na materiałach z kanału Łączy Nas Piłka czy z innych dostępnych wówczas źródeł. Książka ta jednak przyjęła się dobrze, ponieważ większość Polaków czuła się emocjonalnie związana z kadrą Nawałki i lektura była przyjemnym powrotem do przeszłości.
Taka też jest „Królewska Era Galacticos”. Najlepiej odnajdą się z nią w ręku osoby, dla których Real Madryt to coś więcej niż klub. Kibicom tym zapewne większość faktów będzie znana, jednak powrót do miłych, ale także i niemiłych wspomnień może być fascynującą zabawą.
Warto również aby po książkę tę sięgnęli młodsi fani, którzy znają schemat budowania drużyny wokół Cristiano Ronaldo i by zapoznali się z pierwszym galaktycznym eksperymentem Pereza, słynną ideą Zidanes y Pavones. Orłowski świetnie nakreśla problem, a czytelnik ma już tylko prostą drogę, by odpowiedzieć sobie – czemu tak genialny w swoim zamyśle pomysł, nie wypalił.
Co można odradzić czytelnikowi, który nie jest jednak bezgranicznie zakochany w Realu Madryt? Zdecydowanie ominięcie wstępu członka polskiego stowarzyszenia kibiców Królewskich. Postawiona jest w nim teza, że wojna totalna Realu i Barcelony za czasów Jose Mourinho, nie została wygrana przez nikogo, a przegrali w niej wszyscy. Naprawdę? Otóż nie – wygrała ją Barcelona, a Królewscy sromotnie przegrali, ale tylko dlatego, że to Real Madryt sukcesywnie kompromitował się coraz bardziej, a Katalończycy po prostu im w tym nie przeszkadzali.
Warto, aby na przyszłość żaden z dziennikarzy sportowych piszących o danym klubie, nie prosił o wstęp kibica, a kogoś, kto ma bardziej trzeźwe i obiektywne spojrzenie na temat.
Ocena: 6,5/10