Zbigniew Boniek w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” wskazał kilka przyczyn porażki Polski z Mołdawią.
Polska ostatnio przegrała z Mołdawią w meczu eliminacji do Mistrzostw Europy 2024. „Biało-Czerwoni” prowadzili na wyjeździe do przerwy po bramkach Arkadiusza Milika i Roberta Lewandowskiego. Potem coś się stało naszym zawodnikom. Nikt nie rozumie, dlaczego w drugiej połowie popełniali tak fatalne błędy… Podopieczni Fernando Santosa grali bardzo słabo i dostali trzy gole. Mołdawia cieszyła się z trzech punktów, a my przyjechaliśmy do domu z niczym.
Zbigniew Boniek wskazał przyczyny porażki z Mołdawią. Wiceprezydent UEFA udzielił wywiadu Robertowi Błońskiemu na łamach „Przeglądu Sportowego”. Jedną z nich według byłego prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej jest samozadowolenie po meczu z Niemcami (1:0) na PGE Narodowym w Warszawie, który odbył się 16 czerwca.
– Nie mam słów, trudno mi uwierzyć w to, co widziałem. Podobną sytuację jako prezes PZPN przeżyłem w Kazachstanie na starcie eliminacji MŚ 2018. Jesienią 2016 r. jako ćwierćfinaliści Euro 2016 pojechaliśmy do Astany i do przerwy prowadziliśmy 2:0, nie wykorzystując jeszcze kilku okazji do podwyższenia wyniku. Po przerwie popełniliśmy błędy i straciliśmy dwa gole – skończyło się remisem. No ale to i tak nic w porównaniu z meczem w Kiszyniowie – przecież Jakub Kamiński z Sebastianem Szymańskim mieli akcję na 3:1. Ja nie wiem, jak Sebastian tego nie strzelił – przyznał Zbigniew Boniek w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”.
– Widzę kilka przyczyn porażki: samozadowolenie po wygranym meczu towarzyskim z Niemcami, pełna dominacja nad Mołdawią w pierwszej połowie, wysokie i – wydawało się – bezpieczne prowadzenie do przerwy. To spowodowało, że w szatni ci chłopcy byli już myślami na egzotycznych wakacjach. Jeszcze 45 minut i wolne – myśleli. Widać, że brakuje kogoś z charyzmą, która mogłaby oddziaływać na cały zespół, kiedy coś się nie układa. Ta porażka może mieć szalone konsekwencje dla dalszej sytuacji w grupie. Niebywałe. Ciężko mi było zebrać myśli – dodał.
– Kiedy już odrzucimy emocje, choć trudno mi nad tą przegraną przejść obojętnie, trzeba powiedzieć sobie jedno: maratończyka nie ocenia się po 10 kilometrach. Na razie jesteśmy daleko w stawce, ale z ostatecznymi wnioskami poczekajmy do końca eliminacji. Miotamy się, panuje bałagan. Raz słyszę, że mamy najlepszą generację piłkarzy od lat i powinniśmy grać ofensywnie, z drugiej strony padają stwierdzenia, że w naszym DNA jest defensywa i kontra. Punkt widzenia zależy od wyniku konkretnego meczu – powtórzę: porażka w Mołdawii nie powinna się zdarzyć, ale nie wszystko jeszcze stracone – powiedział.
– Zatrudniając Fernando Santosa, wiedzieliśmy, że to trenerskie przeciwieństwo Paulo Sousy – wystarczy sobie przypomnieć, jak grała Portugalia i Grecja pod jego wodzą: ostrożnie, defensywnie, bezpiecznie, z wykorzystaniem siły i techniki Cristiano Ronaldo. Tam też narzekano, że „parkują autobus”, marnują pokolenie świetnych piłkarzy, ale z Santosem osiągnęli sukces – wygrali Euro i Ligę Narodów. Powiem szczerze, że po czasach Adama Nawałki najbardziej podobała mi się gra kadry prowadzonej przez Paulo Sousę. Brakowało jednego: wyników. Podejrzewam, że z Paulo na ławce mecz z Niemcami skończyłby się porażką 1:4. Zagraliśmy dobry dwumecz z Anglią w eliminacjach, na Euro postawiliśmy się Hiszpanii, walczyliśmy ze Szwecją, a o niepowodzeniach i krytycznej ocenie jego pracy decydowały błędy indywidualne zawodników. No i Wojtek Szczęsny bronił z mniejszym szczęściem niż choćby z Niemcami – stwierdził.
– Mołdawia grała w Albanii trzy dni przed meczem z nami, i to o punkty, więc nie szukajmy usprawiedliwienia tutaj. Wygrana z Niemcami mnie ucieszyła, wynik mi się podobał, ale nie można go porównać do występu kadry Adama Nawałki w 2014 r., kiedy pokonaliśmy ówczesnych mistrzów świata w meczu o stawkę. Podobała mi się gra Szczęsnego i defensywy, ciekawy był pomysł z Kędziorą wklejonym między środkowych obrońców. Zrobiliśmy trzy akcje do przodu i to wystarczyło do strzelenia gola. Niemcy oddali ponad 20 strzałów, 10 celnych, ale wyjechali z niczym. Gospodarze przyszłorocznego Euro mają problemy, ale i potencjał. Zgadzam się z Rudim Voellerem, który po meczu w Warszawie powiedział, że mimo porażki gra mu się podobała – powiedział.
– Jeśli się zakwalifikujemy, spokojnie możemy wyjść z grupy. Niech to nie będzie plan maksimum, niech awans do fazy pucharowej nie sprawi, że poczujemy się spełnieni i syci. Bo to będzie oznaczało minimalizm, zaatakujmy kolejne wierzchołki. Bramkarze, Kiwior, Zalewski, Frankowski, Skóraś, Kamiński, odpowiednio wykorzystany Szymański, Zieliński, wróci Moder po kontuzji – naprawdę jest z kogo wybierać i na kim oprzeć zespół. Druga połowa meczu w Mołdawii zaburzyła ten obraz, ale jeszcze wszystko można uratować – powiedział.
Źródło: Przegladsportowy.onet.pl