Lechia Gdańsk pokonała na własnym stadionie Pogoń Szczecin 2:1. Wygrana zadedykowana jest zmarłemu prezydentowi, Pawłowi Adamowiczowi.
OBSERWUJ AUTORA
Mecz był szczególny dla gospodarzy, ponieważ było to pierwsze po zamachu na prezydencie miasta Gdańsk spotkanie. Przed gwizdkiem rozpoczynającym grę mieliśmy minutę ciszy by upamiętnić tak zasłużoną dla stolicy Pomorza osobę. Również dlatego Lechia dziś wyjątkowo rozegrała mecz w czarnych strojach.Już w pierwszych minutach obie drużyny mogły zdobyć bramkę. Najpierw Pogoń Szczecin mogła objąć prowadzenie. Jednak doskonałą interwencją popisał się Kuciak. Po tej sytuacji gospodarze przeprowadzili bardzo dobrą kontrę. Dopiero w ostatniej fazie ataku Pogoń zdołała zatrzymać piłkarzy w czarnych koszulkach. Na kolejne sytuacje gospodarzy nie musieliśmy długo czekać. Jednak i tym razem piłkarzom Pogoni udało się zatrzymać atak Lechii. Jednak nie zrobili tego dość dokładnie. Chwilę później w pobliżu pola karnego Drygas sfaulował rywala, za co został ukarany żółtą kartką. Rzut wolny wykorzystał strzałem bezpośrednim Mladenović. Bramkę możecie zobaczyć tutaj
Mecz ten był szczególnie ważny dla polskich piłkarzy, ponieważ na meczu obecny był Brzęczek. Selekcjoner polskiej reprezentacji obserwował ewentualnych kadrowiczów. W pierwszym kwadransie mecz był stosunkowo wyrównany z niewielką przewagą dla Lechii. Zarówno goście, jak i gospodarze mieli swoje sytuacje. Na początku to gdańszczanie byli bardziej konkretni i to oni objęli prowadzenie w pierwszej fazie meczu, jednak wraz z upływem kolejnych minut popełniali coraz więcej błędów oddając swoim rywalom inicjatywę. W większości ataków Pogoń wykorzystywała swoje prawe skrzydło.
W następnych minutach gra toczyła się przede wszystkim w środku boiska. Przypominało to nieco bardzo chaotyczną grę w szachy, podczas której obie drużyny na przemian atakowały nie zagrażając bramce rywala. Rozgrywka toczyła się w sposób, który można nazwać "orlikowym". Taka, podczas której jest sporo błędów i może doprowadzić do frustracji. Żółtą kartkę w tej fazie otrzymał Mateusz Żukowski. Dopiero po trzydziestu minutach gry jednemu z zespołów udało się groźnie zaatakować. Piłkarz Pogoni Szczecin znalazł się w polu karny i przewrócił się w pobliżu jego granicy. Początkowo sędzia wskazał na jedenastkę, jednak po skorzystaniu z technologii VAR zmienił swoją decyzję na rzut wolny wykonywany na granicy pola karnego. W między czasie żółtą kartką został ukarany Paixao.
Przed końcem pierwszej połowy żółtą kartką został ukarany Nalepa zatrzymanie faulem dobrze zapowiadającej się akcji gości. Jak się okazało była to jedynie kara indywidualna. Piłkarze Pogoni nie zdołali wykorzystać stałego fragmentu. Do końca pierwszej części gry nie mieliśmy już dobrych sytuacji. Mecz Lechii Gdańsk z Pogonią Szczecin na stadionie oglądało 13184 osób. Mniej wolnych miejsc zdawało się być na strefie przeznaczonych dla kibiców gości.
Na drugą połowę nie wyszedł Michał Żukowski. Młody piłkarz Lechii Gdańsk został zastąpiony przez Konrada Michalaka. Zawodnik gospodarzy został wcześniej ukarany żółtą kartką, co mogło być przyczyną jego wcześniejszego zejścia z pola gry. Początek drugiej odsłony przypominał przebiegiem początek poprzedniej części meczu. I tym razem początkowo lepsze sytuacje stwarzała Lechia. Do powiększenia prowadzenia brakowało nieco dokładności.
Po kilku minutach gry, w której lepiej prezentowała się Lechia sprawdziło się piłkarskie powiedzenie, że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. Piłkarz Pogoni Szczecin po raz kolejny padł w okolicy bramki rywala. Tym razem jednak sytuacja miała miejsca w polu karnym i sędzia podyktował rzut karny. Kamil Drygas nie pomylił się i doprowadził do wyrównania. Trener gospodarzy próbował szybko zareagować na bramkę Pogoni i zdecydował się na zmianę. Boisko opuścił Patryk Lipski, a w jego miejsce na boisku zameldował się Tomasz Makowski. Bramka dodała pewności piłkarzom gości. Ci zaczęli po golu wyrównującym coraz śmielej atakować prostokąt chroniony przez Kuciaka. Na szczęście dla gospodarzy nie udało im się postawić kropki nad i. Sytuacje były groźne, ale w ostatniej fazie akcji piłkarze Lechii udanie interweniowali.
Podobnie jak w pierwszej połowie gra po bramce znacznie się zmieniła. Obie drużyny grały bardzo chaotycznie bez pomysłu na zdobycia bramki dającej prowadzenie. Nieco lepiej prezentowała się drużyna ze Szczecina. Gospodarze swoją grę opierali na długich piłkach i dośrodkowaniach, które nie stanowiły zagrożenia dla bramki bronionej przez Załuskę. Zawodnicy Lechii zaczęli również popełniać proste błędy, które dawały rywalom coraz lepsze okazje. Po przeszło godzinie gry na szczególnie wyróżnienie zasługiwał Spas Delev, który sprawiał obrońcom Lechii bardzo wiele problemów.
Wraz z upływem minut coraz bardziej widoczny był brak pomysłu Lechii na te spotkanie. Piłkarze Stokowca poza długimi podaniami nie mieli zbyt wiele do zaoferowania. Praktycznie każda próba konstruowania akcji wyglądała tak samo. Długa piłka na skrzydło z nadzieją, że jeden ze skrzydłowych dojdzie do piłki. Jednak jak się okazało to wystarczyło. W 75 minucie piłkę w bramce rywala umieścił Flavio Paixao. Gol padł po dośrodkowaniu ze z rzutu wolnego. Chwilę wcześniej boisko opuścił Delev. W jego miejsce zameldował się Kowalczyk.
W okolicy 80 minuty boisko opuścił Majewski. Został zmieniony przez Michała Żyro. W tym momencie obie drużyny miały do wykorzystania jeszcze jedną zmianę. Swoją ostatnie oba zespoły wykorzystały zaledwie kilka minut później. Za Karola Filę pojawił się Joao Nunes, a za Podstawskiego Kozulj.
W końcówce meczu po kontrataku w doskonałej okazji do zdobycia bramki znalazł się Michalak. Jednak jego strzał został obroniony przez Załuskę. Chwilę później Lechia miała podobną okazję, ale tym razem minimalnie pomylił się Kubicki. Pogoń skupiła się na atakowaniu rywala by wywalczyć chociaż jeden punkt. Przez to bardzo otworzyli się na ewentualne kontry.
Lechia przez większość meczu nie prezentowała zbyt dobrego pomysłu na grę. Poza długimi piłkami nie pokazała niczego szczególnego. Jednak to wystarczyło do pokonania Pogoni Szczecin 2:1 i umocnienia się na pozycji lidera.
Korespondencja ze stadionu
Wiktor Zając
fot. pressfocus