Pokora. Nie przeczytacie w tym komentarzu nic mądrzejszego od tego, co od wczoraj zalewa wszystkie media społecznościowe. Powiedziane, napisane zostało już dosłownie wszystko. Wystarczy przejrzeć swój time-line, by nie oglądając uprzednio meczu – wiedzieć o nim wszystko.
Nie będę się z tym ścigał i silił na rewolucyjne opinie. Mam w sobie pokorę, która podpowiada mi, że mądrzejsi powiedzieli już wszystko o tym starciu i nie mam nić mądrzejszego do dodania. Pokora jest słowem kluczowym, bowiem kiedy myślę o tej wspaniałej kampanii Champions League 2018/19 – to właśnie myśl o pokorze nasuwa się sama.
Pokora. Zabrakło jej wszystkim obserwatorom i komentującym, którzy po pierwszym meczu przekreślali szanse Liverpoolu na awans do czerwcowego finału. Nam, czyli masie która notorycznie feruje wyroki, ocenia prawdopodobieństwa i zawczasu rozdziela tytuły. W ostatnim latach można było stwierdzić, że PSG nie roztrwoni przewagi w dwumeczu z Barceloną. Real Madryt Zinedine'a Zidane'a miał wykładać się na kolejnych rywalach, a zdobywał Europę trzy razy z rzędu. W ubiegłej edycji maluczka Roma nie miała przecież szans odrobić strat do Barcelony, a już na pewno nie „głową” Manolasa.
My i tak byliśmy mądrzejsi. Takie stare wygi jak Real Madryt czy Juventus, nie mogły przecież nie pokonać dzieciaków z Amsterdamuu. Mimo, że w tej samej edycji te same dzieciaki grają prawdziwie piękny i dojrzały futbol, który zdobył uznanie całego świata. Gdy Niko Kovac na koniec rozgrywek grupowych w grudniu 2018 roku mówił, że Ajax gra futbol na poziomie zasługującym na najwyższe trofea – olaliśmy go. Przecież mówił to tylko trener Bayernu Monachium.
Manchester City był w obowiązku wyeliminowania Tottenhamu Hotspur. 75 milionów euro wydane na transfery w lecie 2018 przez The Citizens przeciwko niewydanym w ogóle pieniądzom Spurs. To jak czołgi przeciwko rzuconym kamieniom, a to i tak było oszczędne lato na Etihad Stadium. W rewanżowym spotkaniu Koguty pozbawione były Harrego Kane'a, którego wartości nie trzeba dodatkowo reklamować.
Wszystko się już wydarzyło w futbolu, szczególnie w ostatnich miesiącach. Jednak wielu wciąż pozostaje sceptykami, że coś może nie mieć prawa się wydarzyć. Wydarzyło się jednak i uczyło nas pokory. Wielu pośród nas z tej lekcji nie wyciągnęło żadnej nauczki.
Pokora. Może zabrakło jej Barcelonie jako drużynie i wielu piłkarzom z osobna? Ten straszny Liverpool, którzy chwycił Barcelonę za gardło i mocno przydusił na Camp Nou, a i tak przerżnął 3-0. Proszę nie zrozumieć mnie, że Barcelonę zawiodła pycha. Po prostu może nie była odpowiednio pokorna. Skoro bowiem Liverpool, który zdominował ją na jej własnym stadionie, a i tak przegrał – dlaczego miało nie wydarzyć się coś równie abstrakcyjnego w meczu rewanżowym? Pokora przede wszystkim oznacza skromność i świadomość własnych ograniczeń. Nie ma nikt przecież patentu na wygrywanie.
Dlaczego w takim razie Dembele w ostatniej minucie spotkania na Camp Nou nie był odpowiednio skoncentrowany? Dlaczego nie trafił do pustej bramki Alissona zwiększając szansę na awans swojej drużyny. Zakładam, że gdyby wynik wówczas był na styku – skoncentrowany byłby bardziej.
Zadajmy sobie pytanie, czy Messiemu w 16 minucie rewanżowego spotkania nie zabrakło pokory? Otrzymał piłkę wystawioną na wprost od bramki, w okolicznościach które dla niego akurat są banalnie prostą sytuacją do zdobycia bramki. Prawdopodobnie gdyby taka sytuacja nadarzyła się w 70 minucie spotkania nie próbowałby zatańczyć z Matipem. Zdobyty gol 16 minucie zbliżyłby Barcelonę do finału na odległość kilku metrów.
Pokora. Rozgrzewa się dyskusja, czy nie zabrakło jej Suarezowi, który celebrował mocno zdobytą bramkę w pierwszym spotkaniu. W teorii jest to wolne prawo zawodnika. Nie ma zakazu świętowania bramki, tym bardziej jeśli zdobywa się ją dla aktualnego pracodawcy. Nie byłoby tej dyskusji, gdyby przed rewanżowym spotkaniu Suarez nie próbował się niezgrabnie tłumaczyć. Gwarancja, że będzie normalnie celebrować bramkę na Anfield tak jak robił to na Camp Nou – prawdopodobnie zamknęłaby dyskusję. Tak samo jak po prostu wyznanie, że w pierwszym spotkaniu zwyczajnie się zapomniał. Próba przymilenia się jednym i drugim często będzie wychodziła niezręcznie. Tym bardziej, że kibice The Reds pamiętają świetne występy Suareza na Anfield ale także jego roszczenie odejścia, tuż przed transferem do Barcelony.
Pokora. Z nią musiał mierzyć się w pierwszych piłkarskich krokach Georginio Wijnaldum. Kiedy jako najmłodszy w historii zawodnik Feyenoordu Rotterdam debiutował w Eredivisie. Kiedy wydawało się, że wkrótce wypłynie na szerokie wody – musiał z pokorą rozegrać kilka sezonów w Feyenoordzie i PSV Eindhoven. Później z pokorą, mimo dobrego sezonu musiał pogodzić się z relegacją Newcastle United. Życie nagrodziło go transferem do Liverpoolu i wkrótce potem możliwością trenowania pod okiem Jurgena Kloppa. Dotychczas był piłkarzem pierwszego wyboru, jednak w drugi mecz półfinału rozpoczynał w roli rezerwowego. Wczoraj popchnął Liverpool do historycznego wyniku i sam zdobył dwie bramki.
Pokora. To pojęcie nieobce dla Divock'a Origi'ego. Nigdy nie dostał pełnego zaufania i roli etatowego napastnika Liverpoolu. Wypożyczany był do Lille i Wolfsburga, gdzie spędził poprzedni sezon. Strzeliwszy jedynie 7 bramek dla Wolfsburga, który długo bronił się przed spadkiem. W tym sezonie rozegrał jedynie 11 meczów ligowych. W miniony weekend podtrzymał nadzieje Liverpoolu na odzyskanie tytułu mistrzowskiego. Wczoraj zadawał decydujący cios Barcelonie. Pokory wymagało czytanie opinii, że z nim a nie Salahem w składzie, Liverpool nie ma czego szukać w rewanżu.
Pokora przyświecała van Dijk'owi, kiedy Liverpool czynił go najdroższym obrońcą w historii świata. Niebywała presja związana z kwotą oraz oczekiwania. Pewnie też dobijały go krzywdzące opinie ekspertów znad Wisły, którzy pamiętali jak objeżdżał go Michał Kucharczyk 🙂 Pokornie przyjmował te wszystkie opinie, jednocześnie z meczu na mecz stając się opoką defensywy gangu Kloppa.
Pokory nauczył finisz związku z Borussią Jurgena Kloppa. Po przywróceniu klubu na tron mistrzowski (dwukrotnie), po wielu latach zapaści sportowo-finansowej, po dojściu do finału Champions League – przyszedł sezon niewytłumaczalny. Po jego zakończeniu podjęto decyzję o rozstaniu. Kolejne sezony, już na ławce trenerskiej Liverpoolu, wzmagały apetyt i spodziewano się co raz więcej po The Reds Kloppa. Kiedy sięgali nieba w Kijowie w 2018 roku. Zawiódł go bramkarz, którego obdarzył zaufaniem, a Gareth Bale zdobywał jedną z najpiękniejszych bramek finałów Ligi Mistrzów. Kolejna lekcja pokory.
Po wczorajszym meczu peany na jego cześć wygłasza sam Jose Mourinho, któremu bardzo blisko do twarzy aroganta i samochwała.
Nikt nie zabroni nigdy wierzyć. Warto jednak pokornie odrzucić jednoznaczne osądy. W futbolu wydarzyło się już wszystko, więc czemu miałoby się nie zdarzyć jeszcze więcej? Przyjmijmy to z pokorą i radością.
fot. pressfocus