Zdążyliśmy już ochłonąć po niesamowitych emocjach jakie dostarczyły nam Orły Nawałki awansując na Mistrzostwa Świata w Rosji. Teraz naszą radość musi zastąpi chłodny analityczny umysł, ponieważ aby myśleć o dobrym wyniku na mundialu musimy patrzeć jak polscy reprezentanci radzą sobie w ligowych drużynach. Przykład Grzegorza Krychowiaka doskonale odzwierciedla tę zależność. Nie ma regularności w grze, nie ma formy. Wystarczyło, aby pomocnik zamienił słoneczny Paryż na deszczowe West Bromwich i na efekt nie trzeba było długo czekać. Można złapać się na myśleniu, że gdzie tam czerwiec 2018, ale tak naprawdę już dziś trzeba nam analizować jak małymi kroczkami osiągnąć zakładany cel.
Znane są przypadki, że znakomita gra w klubie nie przekładała się na równie doskonałą w reprezentacji. Podobnie można odnotować przykłady, że klubowy brak formy zawodnika całkowicie przyćmiewała jego dobra dyspozycja w meczach reprezentacyjnych. Jednakże, nie jestem zwolennikiem „wróżenia z fusów” tylko obserwacji według maksymy „po czynach ich poznacie”. Piłkarze mają już za sobą okresy przygotowawcze, sparingi, kilka miesięcy rozgrywek ligowych oraz pucharowych. Na swoich barkach niosą zmęczenie, kontuzje, presję otoczenia, porażki, ale też sukcesy, zwycięstwa, wywalczone miejsca w składach oraz sercach kibiców. Jak aktualnie radzą sobie nasi podstawowi kadrowicze (według składu wystawionego na Czarnogórę), w kraju i zagranicą? Jaka jest ich sytuacja klubowa? Czy cieszą się zaufaniem trenerów i kolegów z drużyny? Przyjrzyjmy się temu z bliska.
Marka polskich bramkarzy nie od dziś cieszy się uznaniem w futbolowym światku. Nie dziwi więc obecność Biało-Czerwonych w najlepszych europejskich teamach. Wojtek Szczęsny rozgrywa swój pierwszy sezon w barwach Juventusu Turyn i póki co radzi sobie bez zarzutu. Co prawda pełni rolę rezerwowego, ale być drugim po Buffonie to nie wstyd, a zaszczyt. Ponadto, Allegri wcale nie myśli o trzymaniu naszego rodaka na ławce rezerwowych. Łukasz Fabiański pomimo, że jego PESEL na to nie wskazuje, przeżywa obecnie drugą młodość. We wrześniu popisał się kilkudziesięcioma wspaniałymi paradami i w pełni zasłużył na tytuł piłkarza miesiąca w Swansea. W każdym razie, jak nie jeden to drugi, dlatego mimo, że ten pierwszy grał z Czarnogórą to ten drugi również zasługuję na uwzględnienie w tym zestawieniu.
Nasi obrońcy to formacja wybuchowa. Są tacy wyjadacze jak Łukasz Piszczek i Kamil Glik. W szeregach Borussi „Piszczu” powoli uznawany jest za symbol tego klubu. Niestety w ostatnim czasie nabawił się kontuzji i prawdopodobnie nie zagra do końca roku, ale akurat o niego możemy być spokojni. Kamil z kolei, po wręcz niesamowitym ubiegłym sezonie z AS Monaco, złapał małą zadyszkę. Chyba po prostu musi chwilę odpocząć, oczyścić głowę i wejść na nowo w sezon. To kolejny mocny punkt naszej reprezentacji. Są też tacy jak Michał Pazdan oraz Bartosz Bereszyński, po których kompletnie nie wiadomo czego się spodziewać. No dobrze, wiemy jedno – „Pazdek” nie zapuści włosów nawet do lata przyszłego roku. Obaj zawodnicy są dla mnie zagadką. Michał po bardzo udanym EURO 2016 i rozgrywkach Legii w europejskich pucharach odnotowuje obecnie spadek formy. Oczywiście, równolegle związana z tym jest gorsza dyspozycja całej warszawskiej drużyny, co na pewno nie pomaga. Ostatnie dwa mecze zagrał jednak solidnie i to pozwala pozytywnie patrzeć w przyszłość. Bartosz natomiast, w moim przekonaniu, zanotował niemały postęp. Jak już wspominałem tydzień temu, gra w Serie A dodała mu ogólnych umiejętności defensywnych. Widać, że wie jak się zastawić, jak wypchnąć rywala czysto, ale skutecznie, jak wyjść do podania i zarazem jak zamknąć akcję na skrzydle. I to wszystko nie na swojej nominalnej pozycji. Pokładam dużą nadzieję w tym chłopaku, co również powoli zaczyna czynić Sampdoria.
Jeśli chodzi o pomocników, to na tę chwilę nasza najbardziej prosperująca (choć nie zawsze stabilna) część zespołu. Skoro „Fabian” przeżywa drugą młodość, to Kuba Błaszczykowski co najmniej trzecią. A już tak bardziej poważnie, nie możemy się nadziwić ile serca i determinacji ma w swojej postawie na boisku ten gość. Mało tego, w niedzielnym meczu przeciwko Bayerowi Leverkusen strzelił gola na 2:2 dając remis swojemu zespołowi. Od ostatniej jego bramki minęło prawie cztery lata i…warto było tyle czekać. Prawdziwą „truskawką na torcie”, cytując znanego wszystkim Tomasza Hajtę, jest tutaj Piotr Zieliński. Pomocnik na co dzień grający w Napoli rozwija się w zabójczym tempie. To przyjemność oglądać jak z klasą i polotem obdziela podaniami boiskowych partnerów. Jeżeli tylko trener Sarri będzie dawał Piotrkowi regularne minuty, chłopak szybko trafi do światowej czołówki „playmaker’ów”. „Grosik” z kolei nadal podbija serca kibiców „Tygrysów”. Na zapleczu PL wycina aż miło. Życzymy powrotu do elity po tym sezonie. To co działo się przez ostatni rok z Grzegorzem Krychowiakiem tylko on jeden wie. Podnieść się po takim upadku potrafią tylko wielcy piłkarze. Z piekielnych czeluści trafił niemalże do przedsionków nieba i pasuje tam jak zimne piwko do meczu Ligi Mistrzów. Dla mnie to oznaka wielkiej dojrzałości by zrobić teoretycznie krok w tył, ale tylko po to, aby potem pójść dwa kroki do przodu. Drużynie Albionu brakuje jedynie zwycięstw, ale i to z czasem przyjdzie. Naszym najsłabszym ogniwem jest „ten piąty” do tańca. Mowa tu o Krzysztofie Mączyńskim, który zagrał z Czarnogórą i choć było widać, że bardzo się stara, to jednak prezentuje nieco inny poziom dyspozycji w stosunku do pozostałych. W Legii raczej jego miejsce jest niezagrożone, pytanie tylko czy będzie się jeszcze rozwijał. Oby tak, bo jest jeszcze wiele do poprawy w jego grze. Bądźmy jednak optymistami.
Forma ofensywna to tak naprawdę „One man show”. Nie tylko dlatego, że nasz selekcjoner zdecydował się ostatni mecz rozegrać tylko z jednym napastnikiem. To przede wszystkim zasługa Roberta Lewandowskiego. Właściwie już zapomniałem jak to było kiedy strzelał tylko w Bundeslidze, a w reprezentacji nie potrafił odpalić. Dziś „Lewy” to rekordzista pod względem strzelonych bramek dla Polski. Z kolei w Bayernie, nie bójmy się tego powiedzieć, największa gwiazda i najlepszy strzelec. Całe Monachium, mało, całe Niemcy i reszta świata patrzą na swojego idola, który tytaniczną pracą okraszoną talentem stał się maszyną nie do zatrzymania.
Nasza kadra to zarówno podstawowa „jedenastka”, ale także szeroka ławka rezerwowych. Kibicujemy mocno Arkowi Milikowi, który prawdopodobnie po kontuzji wróci na boiska Seria A w koszulce nowego klubu – Chievo Werona, do którego zostanie wypożyczony. Ponadto, Łukaszowi Teodorczykowi w Anderlechcie, Łukaszowi Skorupskiemu w Romie, Marcinowi Kamińskiemu w Stuttgarcie, Karolowi Linetty w Sampdorii i wielu, wielu innym rozgrywającym swoje mecze na krajowym, bądź zagranicznym podwórku. Nasza reprezentacja będzie silna siłą każdego pojedynczego Orła. Oby turniej w Rosji był wysokim i długim lotem, który został poprzedzony efektywną i systematyczną pracą.