O piłce z przekąsem…czyli jak co środę Paweł Sepioło #7

    Stało się! Jednak teraz, a nie na zakończenie lipcowej sesji trafił w moje ręce…PES 2018!!! No cóż, praca magisterska sama się nie napiszę, ale na pewno chwilowo „upgradowanie” jej odchodzi na dalszy plan.  Jak to pisał Kohelet: „Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem” [Koh 3,1]. A zatem nie zamierzam się zbytnio przejmować i dzisiejszy wieczór spędzam z moją ulubioną grą piłkarską.

    Mam wrażenie, że już od wieków każdy miłośnik „football games” zmaga się z tym fundamentalnym pytaniem: „FIFA czy PES?”. Oczywiście, w tym artykule nie rozwiążę tego dylematu, natomiast postaram się, na tyle obiektywnie na ile będzie mnie stać, aby dać Wam do ręki kilka argumentów za i przeciw. Dzięki temu, mam nadzieję, że każdy z Was wyrobi sobie własne indywidualne zdanie kiedy to będzie sięgał po nową grę na sklepowej półce. Żaden ze mnie profesjonalny „konsolowiec”, po prostu jak większość, mam zajawkę na to, co związane z piłką nożną. A jeśli można dostarczyć sobie emocji z nią związanych o każdej porze dnia i nocy, nie schodząc przy tym z wygodnej kanapy, to już w ogóle mistrzostwo.

    Tak naprawdę wszystko zaczęło się w roku 2006, kiedy to na okładce kolejnej edycji Pro Evolution Soccer pojawił się Maciej Żurawski. Bardzo szybko tzw. WSAD i strzałki na klawiaturze stały się moimi najlepszymi przyjaciółmi. Dla nich zarywałem noce i dla nich wstawałem skoro świt podczas trwającego weekendu. Granie na klawiaturze opanowałem na tyle dobrze, że pewnego dnia stukając w szkolny stolik na przerwie, podeszła do mnie koleżanka z klasy i zapytała czy przypadkiem nie gram na pianinie skoro potrafię tak wywijać palcami. Potem przyszła era gamepada i nowe możliwości prowadzenia gry, sterowania piłkarzami oraz większa precyzja zagrań. Któregoś dnia kumpel podrzucił mi PES 2004, a innego PES 2005. Jednak dla mnie to było jak przesiadanie się z Golfa 5, na 3, a potem na 4. Po prostu, nie było to dla mnie na tyle satysfakcjonujące. Tak dociągnąłem okrągłe 10 lat. Niespełna rok temu trafiła się okazja i wraz z PS4 pojawił się używany PES 2016. To był prawdziwy szał. Ta różnica! Grafika, styl gry, klimat, emocje – nie mogłem się długo temu oprzeć i wciągnęło mnie totalnie oraz utwierdziło w przekonaniu, że chcę być wierny japońskiemu producentowi Konami.

    Dzisiaj w moje ręce trafia, świeżutka i cieplutka niczym bułeczka, najnowsza edycja odwiecznego konkurenta FIFY. Przy samym otwieraniu już ciekawostka, bo wypadają 3 limitowane kolekcjonerskie karty drużyn UCL. Ale do sedna, bo nie po to kupuje się nową grę.

    Rozegrałem dopiero trzy mecze i na ich podstawie chciałbym Wam wrzucić kilka słodko-gorzkich uwag jakie zaobserwowałem. Jeśli chodzi o menu, standardowo, czytelnie, bez szału, ale utrzymane na poziomie. Dodatkową opcją jaką zaobserwowałem w zakładce edycja jest karta „Menedżer” (zaznaczam, że nie grałem w wersję PES 2017) i to w sumie taka drobnostka, ale cieszy. Można stworzyć choćby siebie w roli selekcjonera, ale nie wszędzie, bo jeśli jakaś postać posiada zdjęcie i prawdziwe dane to opcja edycji jest zablokowana. Co do samej gry i menu meczowego. Na pewno pomysłowym jest dodanie zmieniającego się overall’a zawodników przy zaznaczeniu jednego, którego chce się zmienić. To ułatwia ogląd jak dobrą zmianą może być rezerwowy piłkarz. Rzeczywiście, wprowadzenie krótkich klipów video tuż przed rozpoczęciem spotkania podnosi klimat tego, co będzie się działo za chwilę. Nie ma z resztą tajemnicy, że wersja na PS4 graficznie jest wręcz żyletą. Stadiony, choćby Camp Nou, prezentują się naprawdę imponująco. Przyznam się, że po cichu liczyłem na pełną animację w przypadku prezentacji pierwszych jedenastek. Ale widocznie producenci uznali, że jeszcze nie czas na takową innowację, a szkoda. Sam sposób gry daje mnóstwo możliwości i właściwe ogranicza nas tylko własna wyobraźnia. Płynność ruchu, swoboda, lekkość, naturalne tempo poruszania się zawodnika, a przy tym intuicyjne zagrania, które dodają fantazji, a nie krępują grającego – to zapamiętamy na długo. Dodatkowo, mamy możliwość zobaczenia losowo pojawiających się statystyk dotyczących posiadania piłki, dokładności podań, czy precyzji oddanych strzałów. Mam wrażanie, że nieznacznie poprawiono także odtwarzanie powtórek, gdzie ujęcia kamer irytowały nieco oglądającego. Podsumowując, z pewnością jest to solidny powiew świeżości! Oczywiście, żeby nie było aż tak różowo, należy uczciwie wskazać kilka mankamentów. Jak można było nie zrobić profesjonalnego stroju i nazwy (tak, prawie cała LA LIGA jest bez oryginalnych nazw klubów) w przypadku takich marek jak Real Madryt, czy Manchester United. Rozumiem, że Konami współpracuje tylko z niektórymi drużynami ze światowego topu, ale moim zdaniem jest to duże zaniedbanie. Kolejno, jak mogło zabraknąć w pozostałych europejskich klubach takiego giganta jak Bayern Monachium? Pojawia się nam Borussia, Schalke i Lipsk, ale co jak co Bundesliga aktualnie Lewym i Bayernem stoi. Może w końcu doczekamy się pełnej licencji na ligę niemiecką. To, co jeszcze rzuciło się w oczy to brak aktualnych zmian transferowych jakie zaszły tego lata. Nie wymagam, aby Mbappe, czy Dembele pojawili się w swoich aktualnych klubach, ale żeby Rooney dalej tkwił w ManU, Lukaku w Evertonie, czy w końcu Neymar w Barcy to już trochę słabo…

    Mimo wszystko jestem pod dużym wrażeniem PES 2018 i mój apetyt rośnie w miarę jedzenia. Duże znaczenie ma także sentyment, bo to kawał czasu jak już dzielę swoje uwielbienie dla footballu właśnie poprzez japońską jej wersję. Jednakże jeden argument jest niezaprzeczalny. Gra drużyn na żywo jest wręcz doskonale odzwierciedlona w wersji wirtualnej. W końcu w pierwszym meczu Zieliński strzelił mi dwa gole w barwach Napoli (dobry prognostyk), Real wyglądał na lekko przygaszonego (chwilowy kryzys?), a Lewandowski, jak to on, jak strzelał tak strzela z orzełkiem na piersi.

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj

    Zobacz również

    Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.