Sytuacja Śląska Wrocław – czy Ekstraklasa utrzyma się we Wrocławiu?

    Siedem lat to w futbolu więcej niż kenozoik. Możemy obserwować piłkarzy, którzy po prostu się starzeją. Najlepiej widać to, kiedy dokonamy retrospekcji i analizy rozwoju poszczególnych klubów. Właśnie w 2012 roku pod batutą Oresta Lenczyka Śląsk Wrocław zdobywał Mistrzostwo Polski.

    „Cała Polska w cieniu Śląska”, ten okrzyk znali wszyscy, bo też wszyscy się z nim godzili. Śląsk po wyczerpującej batalii z Lechem Poznań, Legią Warszawa i Ruchem Chorzów – zdobył najcenniejsze w Polsce trofeum piłkarskie. W ostatnim meczu zwycięstwo dające Mistrzostwo Polski zapewnił Rok Elsner, swoim golem w 51 minucie wyjazdowego meczu z Wisłą Kraków.

    Nikt z postronnych kibiców nie odważył się krytykować Mariana Kelemena i Dalibora Stevanovicia. Dlatego, że prezentowali naprawdę solidny poziom sportowy, a nie z uwagi na groźbę wytoczenia procesu sądowego ze strony tychże zawodników.

    Prawym obrońcą był wówczas Tadeusz Socha, zawodnik wówczas bardzo rzetelny i niepopełniający błędów. Na przeciwległej szali hasał Patrik Mraz, czyli obrońca od zawsze zdolny do atakowania. W środku formacji zachwycał Fojut z Celebanem, którym wróżono rychły wyjazd do mocniejszej ligi. Jeśli miałoby ich braknąć, w odwodzie czekali solidni: Pawelec, Spahić, Wasiluk.

    Oprócz wspomnianego Elsnera swoje istotne role w pomocy odgrywali Dariusz Sztylka, Sebastian Dudek i Mateusz Cetnarski. Życiową formę prezentowali Łukasz Madej, Sebastian Mila, Przemysław Kaźmierczak. Waldemar Sobota tak bardzo jawił się etatowego kadrowicz, że sam w jednym z wywiadów pożyczył sobie gry w Bayernie Monachium jako absolutnego spełnienia swojej kariery.

    Przychodzący z niezłą renomą z Ameryki Południowej – Cristian Diaz, a obok niego Łukasz Gikiewicz. Do konkurencji z nimi ex-król strzelców drugiej ligi holenderskiej – Johan Voskamp. Tak wyglądał zestaw napastników.

    Generalnie – kadra bardzo solidna. Piłkarze, którzy z pewnością znaleźliby angaż w każdym klubie Ekstraklasy onegdaj. Żaden z nich z osobna, może poza kilkoma wyjątkami, nie był jednak pierwszoplanową gwiazdą nawet T-mobile Ekstraklasy. To jednak ten skład, z Lenczykiem na ławce trenerskiej, zdobywał Mistrzostwo Polski w sezonie 2011/12.

    Od tego czasu było już tylko gorzej. Po nieudanej próbie podboju Ligi Mistrzów – jeszcze w sierpniu 2012 roku pożegnano Lenczyka. Z każdym kolejnym sezonem Śląsk prowadziło przynajmniej dwóch trenerów. Berło po Lenczyku na stałe przejął Stanislav Levy, który bardziej dał się zapamiętać jako bohater sympatycznych memów, historyjek i podszywek. Bynajmniej nie osiągnął niczego, co zapisałoby jego kartę sportową w dziejach Śląska. Było przynajmniej sympatycznie.


    >>> CZYTAJ NA FOOTBAR: LECH POZNAŃ ROZWAŻA SPRZEDAŻ CHRISTIANA GYTKJÆRA


    Później sięgano dwukrotnie po Tadeusz Pawłowskiego, bardzo sympatyczną osobowość, którego miłe usposobienie nie pomagało w przykryciu sportowych i organizacyjnych problemów Śląska. Sytuacji nie „udźwignął” również Mariusz Rumak, czy Romuald Szukiełowicz. Poważnym nazwiskiem na ławce trenerskiej był Jan Urban, którego pogoniono ledwo po tym jak wybił rok jego pracy.

    Między wierszami cały czas klub przechodził organizacyjne zawirowania. Znany biznesmen Zygmunt Solorz w 2013 roku pozbywa się klubu. Wszyscy, którzy twierdzili „Solorz nie pokochał Śląska i nie chciał inwestować” uświadamiają sobie, że Śląsk trafia z deszczu pod rynnę. 6 lat trwają już perturbacje z władzami miasta o kolejne subwencje. Pojawiali się w kontekście kupna, przejęcia Śląska mniej lub bardziej poważni inwestorzy. Nie doszła do skutku transakcja wykupienia przez amerykańskiego biznesmena. Właścicielem klubu nie został też Michał Probierz.

    Dzisiejszy Śląsk Wrocław jest naturalną konsekwencją wszystkich powyższych zdarzeń. Dnia 25.04.2019 roku do jaźni kibiców Śląska zapukało widmo spadku. Zresztą poczucie beznadziei udziela się nawet kibicom, którzy na ostatnim meczu zjawili się w liczbie ponad 5000. Z kronikarskiego obowiązku przypomnę, że stadion pomieści ponad 40 000 osób.

    Czy tak słaba jest identyfikacja kibiców z aktualnym Śląskiem? Jak bardzo na frekwencję wpływa wynik? Może w Polsce „leży” kultura sportu i potrzeby uczestnictwa w wydarzeniach sportowych? Być może stadiony budowane w kontekście Euro 2012 zostały przeszacowane i wkrótce pozostaną stadionami-widmo?

    Pewnie wszystkiego po części.

    Ostatni tydzień jest morderczy. Grzmią trenerzy o zbytniej intensywności meczów w końcówce sezonu. Zwłaszcza tych drużyn, które grają o cel dalszego bytu. Dziennikarze podnoszą larum, że liga jest źle sformatowana (słusznie).

    Mamy, jakie mamy, to nasze piekiełko. Przed tym morderczym tygodniem szczerze żal mi było Arki Gdynia. Myślałem sobie, że skoro nie działa efekt mioty w postaci Jacka Zielińskiego i formę zgubił Michał Janota – ciężko o optymizm. Zagłębiu Sosnowiec akurat szczerze kibicuję, nawet jeśli uważam, że jest drużyną zbudowaną tylko na „tu i teraz”.

    Nieoczekiwanie (a może właśnie tylko została uśpiona moja czujność) Arka przegoniła Śląska Wrocław. Pięć spotkań do końca sezonu. W ostatnich pięciu meczach Śląsk zanotował 4 porażki i jeden remis.

    Gdyby w pozostałych spotkaniach do rozegrania przez Śląsk powtórzyć wyniki z sezonu zasadniczego – ekipa z Wrocławia zakończyłaby sezon z dorobkiem 35 punktów.

    Po reformie ESA37 tylko w ostatnim sezonie nie następowało tak zwane „dzielenie punktów”. Właśnie w ubiegłym roku dorobek 36 punktów nie pozwolił utrzymać Ekstraklasy w Niecieczy.

    Wrocław też zasługuje na więcej.

     

    fot. pressfocus

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj

    Zobacz również

    Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.