Magazyn Premier League #11

    Czy pogłębiająca się przepaść pomiędzy klubami TOP6, a resztą stawki, mogą doprowadzić do czegoś złego? O tym, obok sztampowych podsumowań meczów 11 serii gier, napisałem dzisiaj.

    Bournemouth 1:2 Manchester United
    "Po pierwszej połowie mogłem siebie nazywać najfartowniejszym menadżerem całej ligi" – mówił Jose Mourinho. Portugalczyk miał na myśli liczne błędy w defensywie swoich piłkarzy i rzeczywiście Bournemouth powinno schodzić do szatni z prowadzeniem, a nie wynikiem 1-1. Po przerwie role się odwróciły. Pojawienie się na boisku Andera Herrery oraz Marcusa Rashforda odmieniło grę United. Przyjezdni z Manchesteru co chwilę stwarzali sobie okazje i w końcu udało się zmieścić futbolówkę w bramce w doliczonym czasie gry za sprawą tego drugiego. Fani Wisienek wciąż jednak mogą być dumni ze swoich ulubieńców, bo dzielnie stawili czoła większemu klubowi i dopiero po tej kolejce Czerwone Diabły zrównały się z nimi punktami.
    CIEKAWOSTKA: 7 – to była pierwsza ligowa porażka u siebie ekipy Eddiego Howe'a od siedmiu spotkań. Wcześniej pokonała ich również drużyna Manchesteru United (kwiecień, 0-2).

     

    Cardiff 0:1 Leicester 
    "Wynik nie jest ważny, po prostu zagramy dla naszego zmarłego bossa" – mówił przed meczem Claude Puel. Piłkarze mieli takie samo podejście. Od początku ruszyli na gospodarzy i powinni otrzymać rzut karny, lecz niewytłumaczalnie sędzia nie użył gwizdka po tym jak Sol Bamba ręką zablokował zmierzającą do bramki piłkę po strzale Jamiego Vardy'ego. Lisy jednak dopięły swego po przerwie, kiedy Demarai Gray wykorzystał dośrodkowanie z lewej strony Bena Chilwella. Piłkarze Leicester dedykowali tę bramkę Vichaiowi, ale Lee Probert uznał, że przepisy to przepisy i wlepił żółtą kartkę Grayowi za zdjęcie koszulki podczas celebracji. Do końca udało się utrzymać prowadzenie i teraz przed nimi daleki lot do Bangkoku, aby wziąć udział w pogrzebie zmarłego właściciela. Z kolei Cardiff, po drugiej porażce z rzędu, wraca do strefy spadkowej. 
    CIEKAWOSTKA: 1 – Leicester pozostaje jedyną drużyną w całej stawce, która w każdym z dotychczasowych meczów trafiała do siatki (11 meczów).

     

    Everton 3:1 Brighton
    Brighton przyjechało na Goodison Park pewne siebie po trzech wygranych z rzędu bez starty gola. Jednak trzeba przyznać, że nie były to przekonujące zwycięstwa po błyskotliwej grze, a po prostu wywalczone dziewięć punktów. Everton ich zweryfikował. Tym razem dobra organizacja na niewiele się zdała, bo przeciwnik miał kilku zawodników, którzy potrafili się przebić przez ich defensywę. Kreatywnością wyróżniał się Gylfi Sigurdsson, a bramki strzelał Richarlison. Poza Brazylijczykiem do siatki trafił też mocnym strzałem z dystansu Seamus Coleman, a goście potrafili odpowiedzieć tylko trafieniem po rzucie rożnym. Ekipa Marco Silvy wygląda coraz lepiej, to ich czwarte zwycięstwo z ostatnich pięciu meczów, a wcześniej, aby cztery razy cieszyć się z trzech punktów potrzebowali 14 spotkań. Kolejnym plusem jest powrót po kontuzji Yerry'ego Miny, a jeśli doliczymy dobre występy wracających po urazach Andre Gomesa i wspomnianego Colemana, to portugalski szkoleniowiec ma coraz więcej powodów do zadowolenia. Wyjazd na konfrontację z Chelsea w następnej kolejce będzie ich testem sprawdzającym.
    CIEKAWOSTKA: 11 – wszystkie 11 ligowych bramek Richarlison zdobył pod wodzą Marco Silvy (11 w 33 meczach u Silvy i 0 w 14 spotkaniach u Javiego Gracii). Po dwóch golach z tego meczu ma ich już na koncie sześć, czyli o jedną więcej niż w całym poprzednim sezonie. 

     

    Newcastle 1:0 Watford
    Fajnie jest przechodzić do historii, lecz piłkarze Srok na pewno nie chcieli zapisać się w annałach w to sobotnie popołudnie. Ewentualny brak zwycięstwa oznaczałby, że pierwszy raz w historii nie wygraliby żadnego z 11 ligowych meczów na starcie sezonu. Tym razem się udało, lecz kibiców starcie z Watfordem kosztowało sporo nerwów. Goście, dla kontrastu notujący swój najlepszy start w historii na najwyższym szczeblu ligowym, co chwilę nacierali w pole karne Newcastle. Przed przerwą trzy znakomite okazje zmarnował Gerard Deulofeu, a licząc próby jego kolegów, to łącznie tych strzałów w pierwszej połowie nazbierało się 13. Po zmianie stron sytuacja wcale się nie zmieniła, a nawet się pogorszyła dla gospodarzy, bo z kontuzjami schodzili kolejno: Jamal Lascelles, Yoshinori Muto i Jonjo Shelvey. Na ich szczęście Szerszenie nie potrafiły celnie ukąsić. Roberto Pereyra trafił w poprzeczkę, a chwilę później Sroki miały rzut wolny po którym gola głową strzelił Ayoze Perez. Goście się nie podłamali i nadal atakowali. W jednej z szybkich akcji Isaac Success jak na tacy wyłożył piłkę Andre Grayowi, lecz fenomenalnym wślizgiem popisał się wracający Kenedy. Kilka minut później już nikogo nie było na siódmym metrze przy Stefano Okaka, ale napastnik gości fatalnie spudłował. Po ostatnim gwizdku kamień z serca musiał spaść Rafaelowi Benitezowi. Hiszpan po meczu mówił, że jego zespół zasłużył na zwycięstwo, lecz prawda jest taka, że miał kupę szczęścia. 
    CIEKAWOSTKA: 50 – jedenaście meczów czekał Benitez na swoje 50 zwycięstwo w roli trenera Newcastle i w końcu się udało. Łącznie na ławce Srok zasiadł 116 razy.

     

    West Ham 4:2 Burnley
    Obie drużyny kiepsko zaczęły sezon, obie miały swoje problemy przed tą konfrontacją, West Ham głównie z kontuzjami, a Burnley długo nie mogło złapać rytmu po nieudanej przygodzie w europejskich pucharach. Ostatecznie to Manuel Pellegrini po tym ostatnim gwizdku był w lepszym humorze, a Sean Dyche nadal zastanawia się co się dzieje z jego defensywą. Tylko jedno czyste konto z ostatnich 10 meczów i aż 13 straconych goli w trzech ostatnich meczach. Na Stadionie Olimpijskim dali sobie wbić cztery sztuki. Na dwie pierwsze bramki udało się odpowiedzieć, lecz West Ham się nie poddawał i zasłużenie zainkasował trzy punkty. Duży wpływ miał powrót Marko Arnautovicia, lecz trzeba też podkreślić rolę Felipe Andersona. Przed spotkaniem Pellegrini tłumaczył swój najdroższy nabytek, iż potrzebuje czasu na aklimatyzację w Anglii, stąd ostatnio słabsze występy, ale przeciwko Burnley Brazylijczyk zagrał swoje najlepsze 90 minut w barwach Młotów. 
    CIEKAWOSTKA: 17 – tylko Jermain Defoe (24) i Olivier Giroud (19) mają więcej strzelonych bramek w roli rezerwowego niż Javier Hernandez.

     

    Arsenal 1:1 Liverpool
    Statystyki z poprzednich starć obu drużyn i styl prezentowany przez nie, pozwalał nam wyczekiwać wielkiego widowiska. Bramek wiele nie padło, ale i tak było na co popatrzeć. The Gunners po porażkach na początku kampanii z Man City i Chelsea, słabsze zespoły ogrywali bez większego problemu i dopiero tydzień temu stracili punkty z Crystal Palace (2:2). Wszyscy byli ciekawi jak zaprezentują się przeciwko silniejszemu rywalowi, bo wcześniej wygrali tylko trzy z 27 meczów z drużynami z TOP6, a Liverpoolu nie potrafili pokonać w sześciu kolejnych potyczkach. Ta liczba zwiększyła się do siedmiu, bo spotkanie w sobotni wieczór skończyło się remisem, aczkolwiek ich fani mogą wyciągnąć sporo pozytywów, bo ich ulubieńcy zagrali na równym poziomie z typowanym do tytułu zespołem Jurgena Kloppa. 
    CIEKAWOSTKA: 50 – to była bramka numer 50 Jamesa Milnera w Premier League (14 w roli piłkarza Liverpoolu). Jego poprzednich osiem goli padło po rzutach karnych, wcześniej z otwartej gry trafił w marcu 2016 roku przeciwko Manchesterowi City.

     

    Wolverhampton 2:3 Tottenham
    Tottenham nie przegrywa z beniaminkami (razem z tym meczem 36 zwycięstw, trzy remisy), podobnie jak ich boss Mauricio Pochettino (27 meczów bez porażki). Jednak ekipie Spurs przyszło mierzyć się z wyjątkowo trudną nową drużyną w ligowej stawce. Wilki notują bardzo dobry start po awansie i nie powinny tego obrazu zamazać dwie ostatnie porażki. Co prawda Tottenham zasłużenie po pół godzinie gry prowadził 0:2, lecz potem gospodarze się nie załamali i ruszyli w kierunku odrabiania strat. Niestety jeszcze przed przerwą zostali okradzeni przez arbitra liniowego, który niesłusznie podniósł chorągiewkę i gol Raula Jimeneza nie został uznany. Niezrażeni tym niefartem gracze Nuno Espirito Santo z animuszem weszli w drugie 45 minut. Trzy razy gości na początku drugiej połowy musiał ratować Hugo Lloris. Niewykorzystane sytuacje się zemściły, kiedy Harry Kane trafił na 3:0. Wydawało się, że jest już po meczu, lecz Wilki dalej się nie poddawały i zdobyły dwie bramki po rzutach karnych. Oba sprokurował debiutant w Premier League, młody Juan Foyth. Na szczęście tego młodego defensora gospodarze nie zdobyli bramki wyrównującej, choć do samego końca próbowali.  
    CIEKAWOSTKA: 27 – Wolverhampton jest 27 drużyną przeciwko której Harry Kane strzelił gola w Premier League. Nie udało mu się to jeszcze tylko przeciwko Cardiff City.

     

    Manchester City 6:1 Southampton
    Starcie drużyny, która nie straciła gola od 1 września z drużyną, która nie strzeliła od 17 września. Co ciekawe, Southampton się przełamało i ukuło raz Manchester City, tylko co z tego, skoro dali sobie wbić sześć sztuk? To już 12 raz pod wodzą Pepa Guardioli kiedy trafiają w meczu do siatki co najmniej pięć bramek. Dla porównania żadna drużyna od jego przybycia do Anglii nie zrobiła tego więcej niż sześć razy, a Jose Mourinho ani razu. Maszyna byłego trenera Barcelony jest niesamowicie rozpędzona i można się zastanawiać czy ktokolwiek ich zatrzyma w drodze do obrony tytułu, nawet jeśli Liverpool i Chelsea wyglądają naprawdę dobrze. 
    CIEKAWOSTKA: 150 – Sergio Aguero zdobył swoją 150. bramkę na boiskach Premier League. Więcej w "Plusie Kolejki".

     

    Chelsea 3:1 Crystal Palace
    Kolejny mecz ekipy Chelsea Mauricio Sarriego i ponownie bez porażki. Tym razem nie potrafili ich pokonać piłkarze Crystal Palace. Orły częściej trafiają na wyjazdach, niż u siebie i prawdopodobnie ma to związek z ich dobrą grą z kontry, ale kilka groźnych szybkich ataków to było za mało na pokonanie The Blues na ich terenie. Fanów klubu z zachodniego Londynu cieszy przede wszystkim powrót do formy Alvaro Moraty. Sarri obiecywał, że Hiszpan ponownie zacznie u niego strzelać i choć wciąż Włoch mówi, że trochę brakuje mu pewności siebie, to dwa gole strzelił i tym samym trafił do siatki dwa mecze z rzędu pierwszy raz od 12 miesięcy. Trzeba też wyróżnić ponownie Edena Hazarda. Już trzeci raz wchodził w tym sezonie w lidze z ławki i trzeci raz asystował. Wchodził na boisko przy stanie 1-1, a skończyło się bezproblemowym zwycięstwem. 
    CIEKAWOSTKA: 4 – cztery ostatnie mecze ligowe Moraty to cztery gole. We wcześniejszych 23 spotkaniach pokonywał bramkarza tylko trzy razy.

     

    Huddersfield 1:0 Fulham
    Ktoś się w tym meczu musiał przełamać. Teriery nie strzeliły jeszcze gola u siebie, a The Cottagers nie zanotowały jeszcze czystego konta w bieżącej kampanii. Udało to się gospodarzom. To był jeden gol, ale jakże ważny. Stadion wręcz eksplodował, kiedy po strzale Christophera Schindlera futbolówka znalazła się w siatce. Pierwszy raz od kwietnia kibice mogli iść do domu z uśmiechem, bo udało się wywalczyć trzy punkty. David Wagner świętował trzylecie pracy w Huddersfield i lepszego jubileuszu nie mógł sobie wyobrazić. Jak sam powiedział po meczu: "Potrzebowaliśmy znowu poczuć smak wygranej. Teraz możemy pomyśleć, że wracamy do gry i będziemy walczyć o utrzymanie." Z kolei w Fulham grobowe nastroje. Huddersfield wyglądało na lepiej zgrane i przede wszystkim więcej walczyło. Przed drużyną Slavisy Jokanovicia teraz wyjazd na Anfield i aż strach pomyśleć ile stracą bramek, skoro w dotychczasowych 11 meczach stracili 29. 
    CIEKAWOSTKA: Huddersfield to ostatnia drużyna w czterech zawodowych ligach w Anglii, która zanotowała zwycięstwo w tym sezonie. 

    >Obserwuj autora na Twitterze<

    PLUS KOLEJKI: 150 gol Aguero

    Sergio Aguero jest dziewiątym graczem w erze Premier League, który dobił do 150 goli. Potrzebował do tego 217 meczów i tylko Alan Shearer (212) zrobił to szybciej. W dodatku Argentyńczyk zrobił to w barwach jednego klubu, a dla jednej drużyny więcej strzelili tylko Thierry Henry (Arsenal, 175) i Wayne Rooney (Manchester United, 183). Łącznie najwięcej ma Shearer (260). 

    MINUS KOLEJKI: TOP6 ucieka reszcie

    Sprawdzasz wyniki i znowu widzisz zwycięstwa tych samych klubów. Kluby spoza TOP6 urwały najlepszym tylko 13 punktów od startu tej kampanii. Mamy 11 kolejkę, a wciąż są trzy drużyny które nie przegrały. To pierwsza taka sytuacja od 40 lat. Martwi mnie to tym bardziej, że pojawiły się plotki o powstaniu Superligi. Wyobrażacie sobie Premier League bez Manchesteru United, Manchesteru City, Chelsea, Liverpoolu i Arsenalu? Ja też nie… ale z czasem w ich głowach mogą rodzić się pytania, czy zamiast zgarniać co sezon 150 milionów funtów z praw telewizyjnych i ogrywać co tydzień Burnley czy Crystal Palace, to nie lepiej w każdy weekend mierzyć się z Bayernem Monachium czy Realem Madryt i jeszcze zgarniać za to po 300 czy 400 milionów za każdy rok? Podobno do pierwszych spotkań już doszło… boję się, że chciwość ich zgubi, a przede wszystkim na znaczeniu stracą krajowe ligi, które przecież aż tak bardzo uwielbiamy. Nawet jeśli Liverpool znowu rozbije u siebie Cardiff, a Manchester City Southampton… bo przecież czasami są niespodzianki, prawda? 

     

    KONTROWERSJA KOLEJKI: Dużo tego
    Aż za dużo jak na jedną kolejkę. Bamba ręką blokuje strzał Vardy'ego na linii bramkowej, Mane nie jest na pozycji spalonej, kiedy trafia przeciwko Arsenalowi, także trafienie Raula Jimeneza powinno być uznane, podobnie jak niesłusznie liniowy zasygnalizował ofsajd Williana w meczu z Crystal Palace. VARze, nadchodź, czekamy. 

     

    "11" KOLEJKI: Lloris – Alexander-Arnold, Morgan, van Dijk, Mendy – Anderson, Rice, David Silva, Sterling – Richarlison, Morata.

    Poprzedni artykuł
    Następny artykuł

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj

    Zobacz również

    Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.