Magazyn Premier League #13

    Po tej kolejce zostało dwóch niepokonanych. Man City w swoim bezkompromisowym stylu odprawiło z kwitkiem West Ham, a Liverpool, choć nie w swoim imponującym stylu, to też świętował kolejną wiktorię. Z tego grona wypisała się na własne życzenie Chelsea. The Blues na tle Tottenhamu wyglądali jak drużyna gorszego sortu. 

     

    Brighton 1:1 Leicester
    Brighton u siebie spisuje się bardzo dobrze. Z ostatnich dziewięciu konfrontacji na The Amex przegrali tylko raz. Przeciwko Lisom także nie przegrali, lecz po meczu ich menadżer Chris Hughton słusznie był rozczarowany. Gospodarze szybko objęli prowadzenie za sprawą niezawodnego Glenna Murraya, a dodatkowo już w 28. minucie ich rywal był osłabiony po czerwonej kartce dla Jamesa Maddisona. Mewy przejęły kontrolę nad meczem, lecz byli zbyt mało konkretni i nie dobili rywala. To się zemściło, kiedy Jamie Vardy wykorzystał rzut karny 10 minut przed końcem spotkania. 
    CIEKAWOSTKA: Glenn Murray, który zanotował w sobotę swój setny mecz w angielskiej ekstraklasie, ma już sześć bramek w sześciu meczach u siebie w tym sezonie. Łącznie tych goli w lidze ma siedem, czyli tyle ile pozostali najskuteczniejsi Anglicy – Harry Kane i Raheem Sterling.

     

    Everton 1:0 Cardiff
    The Toffees wyglądają coraz lepiej pod rządami Marco Silvy, dlatego świadome swoich słabości Cardiff City nastawiło się głównie na defensywę. W pierwszej połowie plan wypalił, bo gospodarze nie potrafili przedrzeć się przez ich szyki obronne. Dopiero kwadrans po rozpoczęciu drugiej części gry Evertonowi udało się przełamać kiedy Gylfi Sigrudsson dobił strzał Theo Walcotta. Przyjezdni z Walii zostali zmuszeni trochę się odsłonić przez co narazili się na kolejne ataki gospodarzy. Wynik mógł podwyższyć Sigurdsson, swoje sytuacje mieli rezerwowi Cenk Tosun i Ademola Lookman, lecz koniec końców muszą zadowolić się skromnym 1:0. A mogło być gorzej, bo w końcówce goście domagali się rzutu karnego, natomiast w innej sytuacji sprężyć się w bramce musiał Jordan Pickford po groźnym strzale z dystansu Victora Camarasy. Beniaminek nie zdobył zatem choćby punktu na wyjazdach przeciwko Evertonowi, Tottenhamowi, Chelsea czy Liverpoolowi, aczkolwiek może odetchnąć, że te spotkania już za nimi, a przed nimi rywale, którym można urwać punkty, jak Wolverhampton, West Ham czy Southampton. 
    CIEKAWOSTKA: Żadna angielska ekipa z czterech zawodowych lig nie strzeliła mniej bramek na wyjazdach niż Cardiff (dwie). 

     

    Fulham 3:2 Southampton
    Claudio Ranieri wrócił na ławkę trenerską z zadaniem uratowania elity dla Fulham. Jego pierwszym przeciwnikiem było dołujące Southampton. Wydawało się idealnym przeciwnikiem na przełamanie, ale nie było łatwo, bo znowu zawodziła defensywa The Cottagers. To będzie najważniejsze zadanie dla byłego szkoleniowca Chelsea i Leicester City, aby uszczelnić obronę. Błędy swoich kolegów naprawiał Sergio Rico, lecz i ten bramkarz był bezradny przy obu trafieniach Stuarta Armstronga. Jednak Ranieri ma też na czym budować. Mowa o 18-letnim Ryanie Sessegnonie, który zanotował dwie asysty oraz Aleksandarze Mitrovicu. Serb, podobnie jak cała drużyna, stracił ostatnio na pewności siebie i nie trafił do siatki w sześciu kolejnych meczach, ale przeciwko Świętym się przełamał i to dwukrotnie. Ranieri nazwał go nawet "jednym z najlepszych strzelców w Europie" i wierzy, że tych bramek jego drużyna będzie strzelała więcej, jeśli jego zawodnicy będą częściej wrzucali piłkę w pole karne do niego. Natomiast dla Southampton była to dziewiąta potyczka bez zwycięstwa i będziemy zdziwieni jeśli nie pożegna się ze swoją posadą przed następną serią gier.
    CIEKAWOSTKA: Mark Hughes wygrał tylko trzy ze swoich 21 meczów Premier League odkąd objął Southampton. To najgorszy wskaźnik procentowy (14,3%) ze wszystkich szkoleniowców w historii tego klubu.

     

    Manchester United 0:0 Crystal Palace
    Czerwone Diabły są najgorsze z drużyn TOP6 w tym sezonie i ten mecz to potwierdził. Chociaż trudno nawet nazywać United drużyną czołowej szóstki, bo wyprzedza ich jeszcze Everton. Ten mecz pokazał, że ta lokata nie jest przypadkowa. Na Old Trafford przyjechała ekipa z dołu tabeli i miała lepsze szanse do zdobycia bramki. Kiedyś rywale bali się przyjeżdżać do Teatru Marzeń i mentalnie przegrywali już w tunelu, tymczasem w bieżącej kampanii piłkarze z czerwonej części Manchesteru u siebie wygrali trzy z dziewięciu spotkań. Trudno nawet wyróżnić jakieś klarowane okazje piłkarzy Jose Mourinho. On sam po meczu powiedział, że brakowało "intensywności", a piłkarze powinni dać "więcej z serca". Futbolówkę w siatce umieścił co prawda Romelu Lukaku, ale Belg był na spalonym i cały czas musi czekać na swoje pierwsze ligowe trafienie od 15 września. Goście również znaleźli drogę do siatki, lecz również sędzia liniowy zauważył minimalny ofsajd. Gdyby Wilfried Zaha lub Andros Townsend byli skuteczniejsi po groźnych kontrach, humory na Old Trafford, które i tak są niskie, mogły być jeszcze gorsze.
    CIEKAWOSTKA: 21 punktów w 13 meczach oznacza, że to najgorszy start Manchester United w 28-letniej erze Premier League. 

     

    Watford 0:3 Liverpool
    Jeśli ktoś po meczu spojrzał tylko na wynik pewnie pomyślał, że Liverpool odniósł kolejną łatwą wiktorię. Ale tak nie było. To Szerszenie były nawet bliżej objęcia prowadzenia. Gerard Deulofeu wyszedł sam na sam z Alissonem, pokonał go, lecz cieszył się tylko kilka sekund, bo arbiter liniowy podniósł chorągiewkę. Jak pokazały powtórki, pozycja spalona jeśli była, to centymetrowa. Następnie także Deulofeu był bliski, lecz nie wykorzystał podania Troya Deeneya. Jeszcze Roberto Pereyra miał szansę, lecz z jego strzałem poradził sobie brazylijski golkiper The Reds. To wszystko miało miejsce w pierwszej połowie, a po przerwie sędzia mógł odgwizdać jedenastkę gospodarzom po starciu Andy'ego Robertsona z Willem Hughesem. Gwizdek jednak milczał, Liverpool popędził z kontrą i Mohamed Salah w 67. minucie przyniósł ulgę wiceliderowi tabeli. Fantastycznym uderzeniem z rzutu wolnego wynik podwyższył Trent Alexander-Arnold, a na 3:0 trafił Roberto Firmino dla którego była to pierwsza bramka w lidze od 70 dni.
    CIEKAWOSTKA: 33 punkty w 13 meczach oznacza, że to najlepszy start Liverpoolu w 28-letniej erze Premier League.

     

    West Ham 0:4 Man City
    Jeśli ktoś po meczu spojrzał tylko na wynik pewnie pomyślał, że Manchester City odniósł kolejną łatwą wiktorię. Tak właśnie było. Tak, West Ham miał swoje szanse, ale było to już przy wyniku 0:3, kiedy piłkarze Pepa Guardiola czuli, że swoje zadanie wykonali. Raheem Sterling, David Silva i Leroy Sane w 34 minuty rozklepali defensywę gospodarzy i przez następną godzinę nie musieli się już wysilać, choć w ostatniej akcji meczu Sane jeszcze dobił rywala. Już tylko Liverpool siedzi na ogonie Manchesterowi City, lecz wątpliwe, aby długo jeszcze wytrzymał ich tempo, bo maszyna Pepa Guardioli pracuje naprawdę perfekcyjnie.
    CIEKAWOSTKA: Cztery razy City odwiedzali Stadion Olimpijski. Są to cztery zwycięstwa z bilansem bramkowym 17:1. 

     

    Tottenham 3:1 Chelsea
    To było bolesne przebudzenie dla Mauricio Sarriego. Włoch pozostawał niepokonany od początku sezonu, a teraz dostał łomot od Tottenhamu. Nic dziwnego, że w pomeczowych wypowiedziach mówił, że "nic mu się nie podobało." Spurs zdominowali rywala od pierwszego gwizdka i słusznie już po kwadransie było 2:0. Gdyby nie dobre interwencje Kepy Arrizabalgi i marnotrawstwo tych, którzy wcześniej wpisali się na listę strzelców, Harry'ego Kane'a czy Dele Allego, to tych bramek przed przerwą mogło być co najmniej dwa razy tyle. Na początku drugiej części gry z niezwykłą łatwością Son Heung-Min przedarł się przez Jorginho i Davida Luiza i mieliśmy 3:0. Tottenham atakował, lecz kolejnych goli już nie strzelił. Zamiast tego honorowe trafienie dla The Blues zaliczył Oliver Giroud. Spurs tym samym wyprzedzili Chelsea w tabeli i Mauricio Pochettino słusznie może być zadowolony, gdyż jak mówił w wywiadzie: "Po takim występie za wiele nie muszę mówić, po prostu mogę być zadowolony." Argentyński szkoleniowiec ma teraz nadzieję, że jego podopieczni utrzymają dobrą dyspozycję, bowiem przed nimi niezwykle ważne konfrontacje z Interem oraz Arsenalem. 
    CIEKAWOSTKA: Po raz pierwszy od 31 lat Tottenham zanotował dwie wiktorie z rzędu przeciwko Chelsea. Jednocześnie było to ich trzecie zwycięstwo w ostatnich czterech meczach z tym rywalem, a wcześniej, aby trzy razy świętować trzy oczka potrzebowali 20 prób. 

     

    Bournemouth 1:2 Arsenal
    Gdyby tylko liczyć wyniki The Gunners po 45 minutach, to znajdowaliby się w strefie spadkowej. Jednak liczy się rezultat po 90 minutach, a w drugich połowach piłkarze Unaia Emery'ego zawsze włączają najwyższy bieg. Tym razem do przerwy tylko remisowali, a mogło być gorzej, gdyby asystent sędziego nie podniósł chorągiewki przy trafieniu Davida Brooksa. Po przerwie Arsenal z każdą minutą przejmował kontrolę nad meczem i był po prostu lepszy, co udokumentował w 67. minucie poprzez trafienie niezawodnego w niedzielę Pierre-Emericka Aubameyanga. Gabończyk 14 ze swoich 16 goli na angielskich boiskach strzelał właśnie podczas niedzielnych zmagań. Tym samym Arsenal, celujący w pierwszą czwórkę w tym sezonie, zbliżył się do czwartej Chelsea na odległość zaledwie jednego oczka. 
    CIEKAWOSTKA: Unai Emery może pochwalić się czterema wygranymi na wyjazdach w tym sezonie w lidze, czyli tyle samo ile Arsene Wenger uzbierał na boiskach rywali w swojej całej ostatniej kampanii na ławce Kanonierów w Premier League. 

     

    Wolverhampton 0:2 Huddersfield
    Co by nie pisać, to jest niespodzianka. Wolves, zbierający komplementy zewsząd, przegrywa u siebie ze spisywanym na straty Huddersfield. Teriery miały tylko jedno zwycięstwo z 16 ostatnich ligowych potyczek, a więcej niż jedną bramkę strzeliło ostatni raz dziewięć miesięcy temu. Poza tym, zainkasowali trzy punkty na obcym terenie nie tracąc bramki, co im się nie udało od ich debiutu w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii przeciwko Crystal Palace w sierpniu 2017. Obie bramki zdobył Aaron Mooy, choć to jego partner ze środka pola, Phillip Billing był wiodącą postacią tego starcia. Gracz reprezentacji Danii do lat 21 potrafił błysnąć niezłym podaniem, dobrze radził sobie w dryblingu i groźnie uderzał na bramkę. Do tego wspierał defensywę, a już sposób w jaki wybił piłkę z linii bramkowej po strzale Raula Jimeneza, zasługuje na jakąś dodatkową nagrodę. Teriery były niezwykle zwarte w defensywie i Wilki, choć miały przewagę i jakość wśród graczy ofensywnych, nie potrafiły znaleźć sposobu na przełamanie. David Wagner może nareszcie spojrzeć na tabelę i nie zobaczy w strefie spadkowej nazwy swojego zespołu. Z kolei Nuno Espirito Santo był rozczarowany po meczu, lecz jak powiedział, przed nim "bardzo proste zadanie", musi tylko znaleźć odpowiedź dlaczego było tak źle. 
    CIEKAWOSTKA: Wolverhampton wystawiło w pierwszej jedenastce sześciu Portugalczyków. Ostatni raz sześciu obcokrajowców z tego samego kraju w ekipie Premier League mieliśmy w meczu Newcastle – Stoke w grudniu 2013 roku, kiedy to Alan Pardew wystawił sześciu Francuzów. 

     

    Burnley 1:2 Newcastle
    "Nie lubimy poniedziałków" – mogą powiedzieć kibice Newcastle, po tym co ich ulubieńcy serwują im jeśli grają w ten dzień tygodnia. Z ostatnich 12 spotkań przegrali aż 11 z czego dziewięć razy do zera. Jednym z poniedziałkowych meczów z poprzedniego sezonu było właśnie starcie z Burnley, przegrane 1-0. Tym razem powtórki z rozrywki nie było. Głównie dlatego, że to inna ekipa The Clarets. Niby te same nazwiska, lecz jakby coś się u Seana Dyche'a wypaliło. Rok temu o tej porze dali sobie wbić tylko 10 goli i tylko oba kluby z Manchesteru miały mniej straconych bramek, teraz po 13 kolejkach po stronie strat jest aż 27 trafień rywali i tylko krytykowane za grę w defensywie Fulham straciło więcej. Sroki już w 23 minuty znalazły drogę do ich siatki dwukrotnie. Co prawda przed przerwą świetną główką z linii 16 metra popisał się Sam Vokes, ale to wszystko na co było stać gospodarzy w ten poniedziałkowy wieczór. A gdyby nie fatalne pudło Matta Ritchiego z dwóch metrów czy słupek Joselu, to przegraliby wyżej. Właściwie cała strategia Dyche'a brzmiała: "Chłopaki, kopnijcie długą piłkę na dwóch naszych rosłych napadziorów i może coś wpadnie." Poprzednie lata gry na najwyższym szczeblu ligowym to była walka o utrzymanie, ale ostatni rok pozwolił kibicom Burnley myśleć, że będzie inaczej. Teraz jednak zostają sprowadzeni na ziemię, mają tylko punkt przewagi nad strefą spadkową i przed nimi za tydzień niezwykle ważny wyjazd do równie słabo punktującego Crystal Palace. Z kolei w Newcastle powoli już nikt nie pamięta o fatalnej passie 10 meczów ligowych bez zwycięstwa. Teraz tych wygranych mają trzy z rzędu i nikt nad rzeką Tyne nie miałby nic przeciwko, aby teraz 10 meczów zostali bez porażki.
    CIEKAWOSTKA: 17,65 jardów – z tylu trafił Sam Vokes głową. To gol z najdalszej odległości strzelony głową od trafienia Jamiego Vardy'ego w sierpniu 2015 przeciwko Sunderlandowi. 

     

    >Obserwuj autora na Twitterze<

     

    PLUS KOLEJKI: Powrót Claudio Ranieriego
    Claudio Ranieri objął posadę menadżera w Fulham po Slavisie Jokanoviciu głównie dzięki imponującej postawie podczas rozmowy o pracę. Włoch nakreślił włodarzom wszystkie problemy ich zespołu i zaprezentował ich rozwiązanie. Swoim piłkarzom przygotował natomiast klipy video z ich błędami i wyjaśnił jak mogą je wyeliminować. Co prawda Fulham znowu straciło bramki, co jest ich największą bolączką, lecz tym razem byli o wiele żywsi z przodu i takie zwycięstwo pozwoli im odzyskać wiarę we własne umiejętności. Świadczy o tym przypadek Aleksandara Mitrovicia, który trafił do siatki pierwszy raz od 585 minut. Nikt rzecz jasna po Włochu nie oczekuje triumfu w Premier League, jak to cudownie uczynił w Leicester City, lecz zadanie spokojnego utrzymania beniaminka na następny sezon w elicie jest jak najbardziej do wykonania.

     

    MINUS KOLEJKI: Jose Mourinho
    Obecny dorobek punktowy oznacza, że United najgorzej zaczęło sezon ligowy w historii Premier League, czyli gorzej niż za niemiłosiernie krytykowanych Louisa van Gaala i Davida Moyesa. Czy Portugalczyk potrafi jeszcze zmobilizować swoich piłkarzy? Na pewno nie takimi wypowiedziami, jak ostatnio, kiedy powiedział, że kilku jego podopiecznych jest rozpieszczonych. Mecz z Crystal Palace zakończył się bezbramkowo, a przecież w kadrze United jest wielu graczy, którzy potrafią zrobić różnicę. Romelu Lukaku wygląda na ociężałego i nic dziwnego, że nie trafił do siatki od ponad dwóch miesięcy, Alexis Sanchez zanotuje trzy straty i kilka niecelnych podań zanim zaliczy udane zagranie, Paul Pogba gra dobrze tylko jak mu się chce, a w sobotę bardzo mu się nie chciało, Marcus Rashford wchodzi na boisko z ławki sfrustrowany i taka też jest jego gra, a Anthony Martial, który miał passę pięciu meczów z rzędu z golem, dopasował się do ich nijakiego poziomu kolegów z ofensywy. Jeśli Mourinho nie dotrze do głów swoich zawodników, to trudno oczekiwać, aby długo pozostał na swoim stanowisku.

     

    KONTROWERSJA KOLEJKI: Rzut z autu
    Neil Warnock po meczu z Evertonem powiedział, że jego zespół stracił bramkę, bo… liniowy źle pokazał aut! Trochę słaba i naciągana wymówka, bo ten domniemany źle pokazany aut miał miejsce 60 metrów od ich bramki. 

     

    "11" KOLEJKI: Hennessey – Alexander-Arnold, Alderweireld, Sakho, Kolasinac – David Silva, Mooy, Andre Gomes, Sane – Son, Mitrović.

    Poprzedni artykuł
    Następny artykuł

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Proszę wpisać swój komentarz!
    Proszę podać swoje imię tutaj

    Zobacz również

    Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.