Pierwszy raz w historii Premier League zdarzyło się, że po pięciu kolejkach dwie drużyny mają komplet punktów. Są to Chelsea i Liverpool. Szczególnie ci drudzy zasługują na wyróżnienie, bo zdominowali Tottenham na Wembley. Z innych istotniejszych spraw warto podkreślić pierwsze zwycięstwo West Ham United. A jak dokładnie wyglądała cała kolejka? Zapraszam poniżej do lektury.
Tottenham 1:2 Liverpool
Utarło się, że Liverpool Jurgena Kloppa świetnie gra przeciwko czołowym drużynom, tymczasem w poprzednim sezonie przeciwko TOP6 na wyjazdach wywalczyli zaledwie punkt na możliwych 15. Zresztą ze swoim sobotnim rywalem 11 miesięcy temu przegrali 1:4. Tym razem jednak z zaskakującą łatwością poradzili sobie z tymże Tottenhamem na Wembley. Z bloku defensywnego z tamtego meczu został tylko Joe Gomez. Virgil van Dijk wyrósł na lidera tej formacji, z kolei środkowi pomocnicy The Reds przejęli kontrolę nad meczem, a słynne trio z przodu co chwilę nacierało na niepewnych w tyłach gospodarzy, choć można im zarzucić brak koncentracji w najważniejszych momentach akcji. Liverpool o mały włos mógł po meczu żałować braku udokumentowania swojej dominacji. Tottenham pierwszy raz od prawie pięciu lat pozwolił rywalowi na dziesięć celnych strzałów na swoją bramkę, ale The Reds zamiast wykorzystać swoje okazje i spokojnie prowadzić 3, 4 lub nawet 5-0, to w końcówce dali sobie wbić bramkę, a w ostatniej akcji meczu sędzia miał podstawy, aby podyktować rzut karny dla gospodarzy. Ostatecznie jednak The Reds wywieźli z Wembley komplet punktów i po raz pierwszy w historii Premier League zanotowali pięć zwycięstw w pierwszych pięciu kolejkach sezonu.
CIEKAWOSTKA: 19 – Georginio Wijnaldum strzelił swego gola numer 19 w Premier League, ale dopiero pierwszego na wyjeździe.
Bournemouth 4:2 Leicester
Obie drużyny są o zbliżonym potencjalne kadrowym, lecz potwierdziło się, że Bournemouth świetnie gra u siebie, a Leicester fatalnie na wyjazdach. Po ostatniej wizycie na Vitality Stadium, gdzie padł bezbramkowy remis, Lisy rozegrały 17 wyjazdowych meczów w których straciły 34 gole i zachowały tylko dwa czyste konta. Po tym meczu to już 38 bramek puszczonych i pięć porażek w ostatnich sześciu meczach na stadionach rywali. Wisienki natomiast z ostatnich 13 meczów u siebie przegrały tylko dwa. Dla przyjezdnych nie zaczęło się tak źle, bo mieli swoje okazje po których na wysokości zadania stawał Asmir Begović. Skuteczniejsi okazali się gracze Eddiego Howe'a. Na jednej bramce w pierwszej połowie się nie skończyło, bo potem zdobyli drugą i trzecią tuż przed przerwą. Dopiero drugi raz w historii swoich występów w najwyższej klasie rozgrywkowej podczas pierwszych 45 minut trafili do siatki rywala aż trzy razy. Goście próbowali się odgryźć po przerwie, lecz nie pomogła im w tym czerwona kartka dla Wesa Morgana. Jeszcze dziesięć minut przed końcem swój setny występ w Premier League bramką ukoronował Adam Smith. Co prawda w końcówce Leicester strzeliło dwie bramki, ale to wynikało raczej z niepotrzebnego rozprężenia u gospodarzy.
CIEKAWOSTKA: 7 – to było siódme spotkanie Bournemouth z Leicester w angielskiej ekstraklasie i żadnego z nich gracze Howe'a nie przegrali (dwa zwycięstwa, pięć remisów).
Chelsea 4:1 Cardiff
Zaczęło się nadspodziewanie dobrze dla przyjezdnych, bowiem strzelili bramkę po kwadransie. Neil Warnock od razu zaczął myśleć o postawieniu autobusu pod własną bramką, ale zanim zdążył go zaparkować, to The Blues mieli dwie świetne sytuacje. Udało się przetrwać pierwsze oblężenie, ale do szatni i tak nie schodzili choćby z remisem, bo w 38. minucie Hazard trafił po raz pierwszy, a tuż przed przerwą po raz drugi. Neil Warnock już wiedział co go czeka. 11 mecz w roli menadżera bez zwycięstwa w Premier League, do tego siódmy z rzędu bez triumfu jako trener Cardiff. Nieśmiało beniaminek z Walii próbował atakować, lecz niepotrzebny faul Sola Bamby we własnym polu karnym pozwolił Hazardowi skompletować hat-tricka, a jego zespół stracił wiarę. Ozdobą spotkania było jeszcze trafienie Williana na 4:1, które ustaliło wynik. Chelsea po raz czwarty w historii Premier League wygrała pierwsze pięć meczów z rzędu, czym nie może pochwalić się żadna inna drużyna. Mauricio Sarri tonuje jednak nastroje i mówi, że jest dużo do poprawy. Włoch uważa, że dopiero za rok jego drużyna będzie mogła bić się o tytuł z Manchesterem City oraz Liverpoolem.
CIEKAWOSTKA: 33 lata i 244 dni – Sol Bamba jest najstarszym graczem, który zdobył swojego pierwszego gola w Premier League od czasu Zlatana Ibrahimovicia w sierpniu 2016 roku (34 lata i 316 dni).
Huddersfield 0:1 Crystal Palace
Kibice Orłów do samego końca czekali głównie na jedną informacje – czy na czas wykuruje się Wilfried Zaha. Bez niego przegrali wszystkie 12 ligowych meczów. No i rzeczywiście Iworyjczyk zagrał i okazał się kluczowy. Zdobył zwycięską bramkę dla swojej drużyny. To spora ulga dla Roya Hodgsona, bo po zwycięstwie na inaugurację sezonu, potem przyszły trzy porażki. Natomiast w Hudderfield grobowe nastroje. Niby wszyscy wiedzieli, że utrzymanie było cudem i że drugi sezon będzie trudniejszy, ale i tak trudno pocieszać się tym, że mieli przewagę, skoro znowu nie ma punktu, albo chociaż strzelonej bramki na swoim obiekcie. Oddali więcej strzałów na bramkę, byli groźniejsi niż Crystal Palace, ale zabrakło im szczęścia w polu karnym rywala i kogoś takiego jak Zaha. To już dziewiąty mecz bez zwycięstwa, a w dodatku w ostatnich 15 ligowych starciach trafili do siatki tylko pięć razy.
CIEKAWOSTKA: 8 – Zaha zanotował osiem trafień w ostatnich 10 ligowych meczach. Wcześniej, aby osiągnąć taki dorobek, potrzebował 44 meczów.
Man City 3:0 Fulham
Właściwie stało się to, czego wszyscy się spodziewali. Beniaminek z Londynu przegrał wszystkie pięć ostatnich meczów z Man City, w żadnym z 20 ligowych meczów z nimi nie zachował czystego konta, w ostatnich trzech wyjazdach miał bilans bramkowy 0-10, a ostatni raz na Etihad wygrali w 2009 roku, kiedy The Citizens byli na początku budowania swojej potęgi. Poza tym gospodarze u siebie z beniaminkiem nie przegrali od 2007 roku, Pep Guardiola we wrześniu nie przegrał od 42 spotkań, a licząc ten mecz to wygrał wszystkie dziewięć w Premier League ze stosunkiem bramkowym 31-3. Mimo wszystko na pewno Slavisa Jokanović po cichu liczył, że jego piłkarze wytrzymają bez straty bramki dłużej niż 96 sekund, bo najszybszą bramkę w tym sezonie angielskiej ekstraklasy zdobył Leroy Sane. W tym spotkaniu gospodarze strzelili jeszcze dwie bramki, a po trafieniu na 3-0 w 47. minucie wyraźnie zdjęli nogę z gazu, bo już ich myśli mogły krążyć wokół wracających rozgrywek Ligi Mistrzów, gdzie w środę czeka ich starcie z Olympique Lyon. Z kolei dla Fulham była to kolejna lekcja po powrocie do elity. O ile ich gra z przodu może się podobać, to Jokanović musi głowić się jak uszczelnić defensywę, bo żadna drużyna z ligi nie straciła do tej pory więcej bramek od nich (12).
CIEKAWOSTKA: 200 – Man City za czasów Guardioli zdobyło 200 bramek. Strzelec tej dwusetnej to Raheem Sterling. Było to zarazem dla niego 36 trafienie we wszystkich rozgrywkach dla Hiszpana i tylko Sergio Aguero ma tych trafień więcej (68).
Newcastle 1:2 Arsenal
Arsenal to niewygodny rywal dla Newcastle, o czym świadczy statystyka zaledwie dwóch zwycięstw w 23 meczach z The Gunners. Aczkolwiek ostatnie starcie to właśnie Sroki wygrały, dlatego była nadzieja, że przełamanie w tym sezonie ligowym nastąpi właśnie przeciwko tej drużynie. Zaczęło się nawet nieźle, bo to Newcastle miało przewagę, lecz im bliżej bramki, tym mniej zdecydowania. Arsenal przespał pierwszą połowę, lecz od początku drugiej zaczął grać żwawiej. Efektem tego była bramka z rzutu wolnego Granita Xhaki, gdzie bezpośredni gol z tego stałego fragmentu gry nie przytrafił się Arsenalowi przez cały poprzedni sezon. Poprzednia kampania to też festiwal żenujących wyników na wyjeździe. Ani razu nie udało się wygrać dwa razy z rzędu na stadionach rywali, a Unai Emery może pochwalić się już takim osiągnięciem, bo szybko prowadzenie podwyższył Mesut Ozil. Jedynym problemem jest kolejny brak czystego konta. Ani razu w pierwszych pięciu ligowych kolejkach nie udała się ta sztuka Kanonierom, co jest najgorszym ich dorobkiem od 30 lat. Jednak ta stracona bramka przeciwko Newcastle nie miała żadnego znaczenia, bo padła minutę przed końcowym gwizdkiem. Jeśli chodzi o team Rafaela Beniteza, to nie jest najlepiej. Pierwszy raz od 31 lat przegrali trzy pierwsze ligowe meczu u siebie, choć trzeba pamiętać, że ich przeciwnikami byli: Tottenham, Chelsea i teraz Arsenal. Mimo wszystko martwi fakt, że w ostatnich 10 ligowych meczach wygrali tylko raz i raz zremisowali. Trudny terminarz już za nimi i podczas starć z rywalami o zbliżonym potencjale Sroki będą miały nadzieje na podciągnięcie się w tabeli.
CIEKAWOSTKA: 10 – Arsenal zdobył dziesięć ligowych bramek i za każdym razem do siatki trafiał inny zawodnik.
Watford 1:2 Man United
Watford niespodziewanie rozpoczął sezon od czterech zwycięstw, podczas gdy na Jose Mourinho spadła lawina krytyki po dwóch porażkach z rzędu. Niepochlebne opinie nieco ucichły po ostatnim zwycięstwie z Burnley, a teraz przycichną jeszcze bardziej, bo dobra seria Szerszeni została zakończona właśnie przez Manchester United. "Niektórzy po przebudzeniu myślą tylko o tym z której strony mi teraz przywalić, a przecież o poranku można cieszyć się wieloma innymi rzeczami" – jak powiedział Jose Mourinho. Początek meczu z minimalnym wskazaniem na gospodarzy, ale potem nadeszły dwa szybkie ciosy Czerwonych Diabłów jeszcze przed przerwą. Portugalczyk był po ostatnim gwizdku nieco poirytowany, że zamiast dobić rywala, a były na to szanse po kilku kontrach, to pozwolili Szerszeniom zdobyć kontaktową bramkę i w ostatniej akcji meczu tylko świetny refleks Davida de Gei uratował drużynę z czerwonej części Manchesteru przed stratą dwóch oczek.
CIEKAWOSTKA: Manchester United lubi grać przeciwko Watfordowi. Klub z Old Trafford wygrał z nimi 13 z ostatnich 14 meczów.
Wolverhampton 1:0 Burnley
"Otoczyła nas mgła i musimy z niej wyjść. Zawsze nazywano nas małym Burnley, lecz przez pryzmat poprzedniego sezonu zmieniono o nas zdanie. Musimy do tego dorosnąć i się tym cieszyć" – mówi Sean Dyche. O ile wcześniejsze porażki tłumaczono czwartkowymi meczami Ligi Europy, to jakie wytłumaczenie na anemiczną postawę mogą mieć po meczu z beniaminkiem? Przeciwko The Clarets zawsze trudno się gra, tymczasem Wilki wchodziły w ich pole karne jak nóż w masło. Aż 30 oddanych strzałów i aż dziw, że skończyło się to tylko zwycięstwem jedną bramką. Ze wspomnianej mgły muszą się gracze Dyche'a jak najszybciej wydostać, bo to czwarta porażka z rzędu i dziesiątą stracona bramka, podczas gdy w minionym sezonie dziesiątą rywal strzelił im w kolejce numer 13.
CIEKAWOSTKA: 11 – Burnley już po raz 11 nie potrafiło wygrać wyjazdowego meczu na stadionie beniaminka.
Everton 1:3 West Ham
Dużo krytyki spadło na Młoty po czterech porażkach na początku rozgrywek, lecz Manuel Pellegrini, obchodzący 65.urodziny tego dnia, mówił: "Nie zamierzałem się tym przejmować i wszystkiego nagle zmieniać z powodu złego początku. Mam swoje lata i wiem, że jeśli będę trzymał się swego planu, to w końcu przyjdą wyniki." No i taki wynik przyszedł na Goodison Park. Evertonowi brakowało kilku ważnych graczy (Yerry Mina, Richarlison, Seamus Coleman, Andre Gomes, Michael Keane), lecz i tak wynik powinien być lepszy. Marco Silva jak zwykle ustawił swój zespół ofensywnie, od początku była duża intensywność, ale brakowało dokładności pod bramką i przede wszystkim łatwe błędy popełniali w defensywie. Marko Arnautović asystował przy jednej z bramek Andreja Jarmołenko, a potem sam strzelił. Austriak w tym roku kalendarzowym miał udział w 16 ligowych bramkach i tylko Mohamed Salah (23) ma więcej w tym okresie.
CIEKAWOSTKA: 4 – Andrej Jarmołenko jest czwartym Ukraińcem, który strzelił gola w Premier League (Seriej Rebrow, Andrej Szewczenko i Andrej Woronin). Ostatnim reprezentantem tego kraju, który trafił do siatki, był Woronin w barwach Liverpoolu przeciwko Tottenhamowi w maju 2008 roku.
Southampton 2:2 Brighton
Southampton nie lubi grać w poniedziałki (10 meczów bez zwycięstwa), ostatnio nawet przestało im powodzić się na własnym stadionie (jedno zwycięstwo w 13 meczach), natomiast Brighton od 320 minut nie strzeliło gola na wyjeździe, a z rozegranych 31 meczów ze stadionu rywala wywieźli tylko 11 punktów. Z kolei ich oba starcia z poprzedniej kampanii kończyły się remisem. Dlatego zapowiadało się na nudny remis, a tymczasem to Święci od początku przejęli kontrolę i w 34. minucie zasłużenie wyszli na prowadzenie za sprawą znakomitego strzału z dystansu Pierre-Emile'a Hojberga. Kiedy wydawało się, że po golu Danny'ego Ingsa w 65. minucie Southampton wreszcie wygra swój drugi mecz u siebie od listopada 2017 roku, Brighton, które wciąż nie potrafi wygrać meczu pod nieobecność kreatywnego Pascala Grossa, rzuciło się do ataku i już dwie minuty później złapało kontakt, a w doliczonym czasie gry wykorzystało rzut karny. Nudny remis to nie był, ale z pewnością problemy obu menadżerów pozostały nierozwiązane – jeden zespół nadal nie wygrywa u siebie, a drugi na wyjazdach.
CIEKAWOSTKA: 31,94 – z tylu metrów do bramki trafił Hojberg. To najdalsza odległość w tym sezonie z jakiej udało się trafić piłkarzowi Premier League do siatki.
>Obserwuj autora na Twitterze<
PLUS KOLEJKI: Eden Hazard
Belg po Mundialu nie ukrywał, że chciałby spróbować czegoś nowego i jego myśli krążyły wokół transferu do Realu Madryt. Chelsea postawiła zaporową cenę i do przenosin nie doszło. Jednak Hazard się nie obraził i od powrotu na boisko napędza grę The Blues. Przeciwko Cardiff City strzelił hat-tricka i stał się czwartym graczem Chelsea, który ma ich w lidze więcej niż jednego (Didier Drogba, Frank Lampard i Jimmy Floyd-Hasselbaink). Ponadto od swego debiutu w sierpniu 2012 roku żaden pomocnik nie miał udziału w tylu bramkach Premier League (115 – 74 bramki i 41 asyst). Jeszcze jakaś ciekawostka? Proszę bardzo. Belg strzelał w 37 meczach na Stamford Bridge i ani razu nie przegrał (34 zwycięstwa i trzy remisy). Jest rekordzistą pod tym względem w Premier League. Mauricio Sarri mówi, że wiedział, iż Eden jest dobry, ale nie wiedział, że aż tak dobry. Włoch uważa, że stać go na 40 goli w sezonie, a w ciągu dwóch lat będzie on najlepszym graczem w Europie. Tutaj pojawia się zmartwienie dla fanów z niebieskiej części Londynu – bo 27-letni były gracz Lille ma tylko dwa lata do końca umowy i odrzucił ostatnio propozycję prolongaty wartej 300 tysiecy funtów.
MINUS KOLEJKI: Tottenham
W meczu z Liverpoolem nie była to ekipa Spurs jaką znamy. Brakowało koncentracji z tyłu, środek pola łatwo dał się zdominować, a z przodu nie było polotu. Czasami przy słabszych meczach Harry Kane ratował zespół, lecz tym razem był kompletnie niewidoczny. Na pierwszy rzut oka tej drużynie brakuje świeżości. Siedmiu graczy z podstawowej jedenastki z tej konfrontacji grało na Mundialu aż do półfinału, a Mauricio Pochettino ani myślał dać im odpocząć, tylko już od pierwszej kolejki posłał w bój najsilniejszy skład. O ile trzy pierwsze kolejki udało się wygrać, o tyle ostatnie dwie kończyły się porażką. Dwóch porażek z rzędu Spurs nie mieli przez całe ostatnie dwa sezony. Jednak brak ruchów transferowych jest odczuwalny, bowiem brakuje solidnych zmienników i nowej krwi, która zmusiałby podstawowych piłkarzy do większego wysiłku. Wystarczyło zmęczenie kilku podstawowych graczy i kontuzje Hugo Llorisa oraz Dele Allego, aby gorzej to wyglądało zarówno z tyłu, jak i z przodu. Michel Vorm, podobnie jak w meczu z Watfordem, niepewnie zachował się przy obu bramkach, a bez Allego Kane czuł się osamotniony z przodu, bo po dobrym początku sezonu słabszy mecz trafił się Lucasowi Mourze, a zupełnie nieswój był Christian Eriksen. Oczywiście za szybko, aby stawiać tezę, że przed nimi trudny sezon, ale na pewno Mauricio Pochettino ma kilka powodów do niepokoju.
KONTROWERSJA KOLEJKI: Polowanie na Wilfrieda Zahę
Przy opisie meczu Huddersfield – Crystal Palace podkreśliłem znaczenie roli jaką odgrywa w ekipie Roya Hodgsona Zaha. Przeciwnicy też o tym wiedzą i nie wahają się uciekać do fauli, często nawet brutalnych. Sam zainteresowany ma tego dość i po ostatnim meczu powiedział: "Faulujący gracz chyba musi mi chyba złamać nogę, aby sędzia pokazał mu czerwoną kartkę. To strasznie irytujące." Podczas trzeciej kolejki Etienne Capoue z Watfordu powinien był wylecieć z boiska za atak na nogi Iworyjczyka, a w ekipie Terierów Mathias Jorgensen brutalnie nadepnął na kostkę skrzydłowego Orłów i otrzymał za to żółtą kartkę. Strustrowany Zaha wziął odwet na rywalu i sam zarobił żółty kartonik. Od swego debiutu w Premier League, tylko Eden Hazard był od niego częściej zatrzymywany faulem przez przeciwnika. Czy sędziowie, po ostatnim błagającym apelu zawodnika, otoczą go specjalną opieką?
"11" KOLEJKI: De Gea – Doherty, Gomez, Van Dijk, Smalling – Fraser, Fellaini, David Silva, Hazard – Arnautović, Firmino, Zaha.
fot.pressfocus