Pracownicy Ruchu Chorzów próbują ratować 14-krotnego Mistrza Polski… Nie widać też, by ktokolwiek ze współwłaścicieli klubu chciał robić cokolwiek, by go ratować.
R E K L A M A
Wczoraj na oficjalnej stronie Ruchu Chorzów pojawiał się emocjonalny apel wszystkich pracowników chorzowskiego klubu, którzy nawoływali obecnych akcjonariuszy do działań, gdyż jak sami uzasadniają, "nadszedł ostateczny czas decyzji".
Sytuacja jest tragiczna. Pracownicy, którzy od kilku miesięcy nie otrzymują wynagrodzenia, strajkują. Nie trenują też piłkarze, którym klub zalega z wypłatami. Dzisiaj na stadionie przy ulicy Cichej pracownicy spotkali się z mediami, by przedstawić całą sytuację klubu. Za tydzień ruszają rozgrywki 3. ligi, w której Ruch potencjalnie ma występować. Do dziś zespół nie został oficjalnie zgłoszony do rozgrywek, nie ma również zgody na organizację imprezy masowej. Kasa klubowa nie ma środków na wykup zabezpieczenia ochrony, pomocy medycznej czy nawet podstawowego wyposażenia zawodników, którzy nie posiadają choćby koszulek. Na ten moment tylko cud mógłby sprawić, aby Ruch zagrał w lidze.
"Jeżeli chodzi o organizacje imprez masowych nie mamy zabezpieczania ochrony. Nie mamy zabezpieczania medycznego. Nie mamy również wykupionej polisy OC, od odpowiedzialności cywilnej przy organizacji imprez masowych. Należy nadmienić, że praktycznie całą zeszłą rundę zagraliśmy na kredyt i wobec tych podmiotów mamy zadłużenie. Za większą ilość meczy z rundy wiosennej. Teraz od nas się oczekuje, że będziemy rozmawiać z tymi podmiotami, wobec których mamy zadłużenie nawet kilkusettysięczne i będziemy próbowali ich namówić, żeby przystąpili do meczu praktycznie bez gwarancji wypłaty pieniędzy. Ja nie wiem czego od nas oczekują właściciele. Może, że my z własnych pieniędzy zrobimy zrzutkę na te podmioty, ale nawet to nie jest możliwe, bo od kilku miesięcy nie dostajemy wypłat" – powiedział na spotkaniu Tadeusz Knopik.
"Nadal nie ruszyła sprzedaż biletów i karnetów, która co roku stanowiła spory zastrzyk gotówki. Klubowy sklepik, czyli popularny "grzybek" świeci pustkami, bo nie ma pieniędzy by zapełnić go towarem. Żeby zorganizować mecz, który jest imprezą masową, potrzeba zabezpieczeń, a na to nie ma pieniędzy"
>>> CZYTAJ NA FOOTBAR: NOWY KLUB BEN YADDERA?
W imieniu kibiców, na spotkaniu pojawił się Szymon Michałek, który niedawno ubiegał się o posadę prezesa w chorzowskim klubie. Przyznał, że postawa obecnych władz jest niezrozumiała wobec wszystkich kibiców "Niebieskich". Władze zaczęły go atakować w oficjalnych komunikatach, co spowodowało bojkot fanatyków. "W Chorzowie nie ma już poważnego futbolu, najwyżej notowaną drużyną są Jaskółki Chorzów. To jest druga liga kobieca. To wiele mówi o obecnym poziomie futbolu w Chorzowie" – powiedział Michałek.
Problemy ma nie tylko pierwsza drużyna, ale również akademia, w której szkolą się młodzi adepci śląskiego futbolu. Na spotkaniu obecna była Anna Bargiel, pracownica akademii Niebieskich. "Swego czasu jeden z akcjonariuszy zaproponował, że zostanie utworzone subkonto dla akademii. Wtedy będzie ona niezależna i będzie płynnie funkcjonować. Okazało się, że te konto zostało stworzone po to, żeby łatać klubu, a nie akademii. Jesteśmy zadłużeni na każdym polu, na którym działamy ponieważ nie mamy do niego dostępu. Mamy tylko podgląd. Składki wpływają na konto akademii, a w praktyce są przesuwane " – dodała.
Ruchem zarządza obecnie Marcin Waszczuk, który pełni rolę wiceprezesa. Przyznał rację wszystkim przedmówcom i zaznaczył, że pracownicy Ruchu robią wszystko w sprawie ratowania klubu, czego nie można powiedzieć Zdzisławie Biku, Aleksandrze Kurczyku i mieście Chorzów. Dodał, że warunkiem numerem jeden do tego, aby Ruch nie ogłosił upadłości, jest pilna wpłata miliona złotych na najbardziej potrzebne wydatki. "Tutaj pracownicy biorą pożyczki po to, aby żyć." – dodał Waszczuk.
Pełne wystąpienie pracowników tutaj.
fot. pressfocus